wtorek, 30 czerwca 2015

Ania pługiem Olgi orze jej tfurczość.


W czasie studiów nad "Bezmięsnym rajem" we filii McDonalda, gdzie szukaliśmy kontaktu z prawdziwymi Świętymi Krowami indyjskimi, ponieważ nie stać było nas na wycieczkę do Indii, tak jak Panią Olgę Tokarczuk, towarzyszyła nam Ania. Ania nie szukała z nami Świętych Krów tylko się nudziła – jak zawsze, kiedy jej rodzice podrzucają ją nam, gdy sami wybierają się do teatru. Jej uwagę - osoby dość małoletniej - przykuł kawałek wstawionej  na Youtube relacji z pierwszej odsłony „Projektu polowanie” KLIK. Dziecko poprosiło o kilkakrotne powtórzenie fragmentu, gdy jedna z projektantek łamiącym głosem odczytuje fragment powieści pani Olgi Tokarczuk pod tytułem „Prowadź swój pług przez kości umarłych”. Prośbę naturalnie spełniliśmy, choć ta część lektury powinna być dla dzieci właściwie zakazana. Z tą całą krwią i martwym zwierzęciem. Tak jak chodzenie na polowanie. Ania popadła w zadumę i zaczęła cuś rysować na serwetce. Aż się wystraszyliśmy, że dziecko się nabawiło jakiej choroby psychicznej po kontakcie z twórczością pierwszej damy polskiej literatury poświęconą myślistffu. W rezultacie Redachtor Młodszy wyrzucił posiadany egzemplarz „Prowadź swój pług przez kości umarłych” do kosza, od razu po przyjściu do domu, żeby książka broń Boże nie wpadła w ręce żadnego innego dziecka. Nigdy nie wiadomo. Niedawno Ania musiała odwiedzić nas ponownie, bo jej rodzice wybierali się do kina i podrzucili nam znowu to dziecko. Ania tym razem przyniosła ze sobą obrazek, który namalowała pod wrażeniem przesłuchanej literatury oraz list pod tym samym wrażeniem osobiście napisany do Pani Olgi Tokarczuk. Z prośbą żebyśmy go Pani Pisarce przekazali wraz z serdecznymi pozdrowieniami od niej. Co naturalnie chętnie uczyniliśmy. Przy okazji pragnąc zapoznać również naszą wierną Parafię z jego treścią.


P.S. 
Odczytany fragment jest też poniżej widoczny na kartce egzemplarza książki, którą udało się Redachtorowi Młodszemu uratować ze śmietnika – niestety nieco pobrudzonej. Redachtor sobie kupił nową ksionżkem pani Olgi. Którą można dostać już za 31 złotych i 37 groszy i 5 złotych za wysyłkę na przykład w tej... albo tamtej polskiej księgarni. Lektura książki jest – jak stwierdziliśmy – absolutnie nieszkodliwa i nie pociąga za sobą absolutnie żadnych zaburzeń psychicznych u myślących dzieci. Nie wiadomo jak z oddziaływaniem na dorosłych. Ale kto chce może zaryzykować i wstawić sobie ją do meblościanki.

poniedziałek, 29 czerwca 2015

Odpowiedź Jurka Żagiella w sprawie udziału dziatwy w polowaniach.

List do pana przewodniczącego ZO Katowice wysłaliśmy dnia 14 czerwca z prośbą o skreślenie kilku słów komentarza do dnia 23 czerwca. Odpowiedź nadejszła punktualnie. Cieszymy siem, że możemy jom zaprezentować Czytelnikom naszego bloga. Oto słowo przewodniczącego. PZŁ niech będą dzięki.


P.S. Poskładaliśmy powyższą kartkę zgodnie z sugestywnymi zagięciami poczynionymi ręcyma pana przewodniczącego. Wyszedł słoń. Naprawdę. Doceniamy kreatywne podejście Jerzego Żagiella, który najwyraźniej chciał nas zrobić w trombe.

środa, 24 czerwca 2015

Kopulujący osioł zabity przy dziecku.

W ramach kursów samokształceniowych znaleźliśmy cuś takiego:
Autor: Łoś78
Chcecie czy nie zakaz wejdzie. Módlcie się oby tylko zakaz pozyskiwania przy dziecku a nie polowania. Psychika dziecka to nie materiał do hartowania i przedwczesnego oswajania z trupami.Argumentacja marketowymi kurczakami nietrafiona.Nie polujemy dla zaspokojenia jadła a prowadzimy gospodarkę łowiecką. Marketowe kurczaki to części obrobione bez farby, piór zapachu leżące w miejscu zakupów wiec na zmysły dziecka działają inaczej niz sfarbowana zwierzyna dzika w szacie i na terenie łowiska prezentowana małoletnim przez tatusia który przed chwila zgiął palec na spuście i hartuje pociechę patrosząc przy niej lub jak niektórzy amatorzy ptaków ;-) kulkując pióro... Rozwój osobniczy ma swoje etapy.Nie należy odbierać dzieciom dzieciństwa.Trwanie w zdaniu że NALEŻY strzelać do zwierzyny przy dziecku przysporzy o wiele więcej złego dla łowiectwa niż zgoda na zakaz POZYSKIWANIA przy małoletnich. Sami dajecie ekoterorystom do rąk.
Jako, że zajmujemy się też polowaniem a łoś jest gatunkiem łownym, mimo iż objętym całoroczną ochroną, powyższa opinia sformułowana na www.lowiecki.pl skłoniła nas do zajęcia się tym i podobnymi egzemplarzami gatunku Alces alces. Niezależnie od tego, że odstrzał tych zwierząt jest właściwie zakazany, to zdecydowanie warto zająć się ISTOTĄ. Istotą treści zawartej w tej opinii. Wypatroszeniem, czyli wyrwaniem wnętrzności, poćwiartowaniem , porcjonowaniem i przyrządzeniem potrawki z takiego łosia. Niezależnie od tego czy ona będzie wszystkim smakowała i czy u niektórych wywoła odruchy wymiotne. Potrawki nie do zjedzenia ale do przemyślenia.
Łoś78 napisał:  
Chcecie czy nie zakaz wejdzie. Módlcie się oby tylko zakaz pozyskiwania przy dziecku a nie polowania.
Modlitwa to zasadniczo wyraz wiary.  Dogmatów, na których opierają  się religie i ideologie. Modlitwa nic nie zmieni w tym czego się chce albo nie chce. Jeśli się czegoś nie chce lub nie chce to nie wystarczy się modlić, ale wypada coś robić. Apel o modlitwy nie zastąpi przede wyszystkim jednego: MYŚLENIA. Nawet jeśli niektóre czółka uwierają zbyt ciasne zielone kapelusiki z piórkami.


A myślenie zaczyna się już w momencie formułowania takich „myśli“:
Psychika dziecka to nie materiał do hartowania i przedwczesnego oswajania z trupami.
W każdym kościele w Polsce każde dziecko zetknie się z taką bądź podobną, realistyczną aż do bólu, wierną repliką ludzkich zwłok – „trupa” – jak to jest w „myślach” ujęte. Przybitego gwoździami do krzyża , zmaltretowanego ciała ludzkiego, ze śladami krwi i demonstracją perwersyjnych tortur zadanych człowiekowi przez ludzi. Czy to jest budujący materiał do kształtowania psychiki dziecka? Czy nie należałoby zakazać tej – w gruncie rzeczy - formy  “hartowania i przedwczesnego oswajania z trupami”? Wyrugować  ze świątyń te i bardziej realistyczne formy przemocy? Bądź zabronić uczęszczania do kościołów osobom do lat 18? Jeśli ktoś szczerze argumentuje dobrem dziecka wystawionego na działanie widoków gwałtu, to nie odgrywa żadnej roli czy kilkuletni obserwator sceny z ukrzyżowanym człowiekiem ogarnia tę scenę wyłącznie wizualnie a zapach, dźwięki i dotyk nie transferują grozy zawartej w inscenizacji zwłok z krzyżem. W przeciwieństwie do kontaktu dziecka z zastrzeloną sarną. Kto twierdzi, że „to nie to samo” – może tak argumentować wyłącznie z WŁASNEGO punktu widzenia i kulturowego balastu, który ciąży na każdym z nas. Każdy z nas – dorosłych – odpowiedzialny jest też za to, żeby forma przekazu nie zdominowała treści odbieranej również przez dzieci. W kościele i na polowaniu. Odpowiedzialności tej nie zdejmie z żadnego z nas żaden nawiedzony łopatacz serwujący frazesy. Ani nie „załatwi” żaden przepis zakazujący chodzenia do kościoła, na ryby albo na polowanie z dziećmi.

Nie polujemy dla zaspokojenia jadła a prowadzimy gospodarkę łowiecką.  
Można dalej odczytać we wnętrznościach patroszonego łosia, który wypowiada się również za nas. My natomiast polujemy przeważnie dla jadła. Zabijamy zwierzęta, żeby zjeść te, które dadzą się zjeść. Albo przez nas samych, albo przez innych ludzi. „Gospodarka łowiecka” to pusty frazesik w kontekście zabijania zwierząt podczas polowania. Nie musimy uprawiać dulszczyzny i hipokryzji pruderii powszechnej. Na potrzeby mniejszych i większych dzieci. One muszą się kiedyś dowiedzieć i pojąć, że śmierć wpisana jest w niezależne od nas, od nich i każdego łosia internetowego reguły funkcjonowania tego padołu. Że nie da się zjeść łosia bez zabicia i wypatroszenia łosia. Inaczej z nich samych wyrosną łosie78.  Zakłamani hipokryci z tytułem lub bez, którzy chcieliby niektóre dzieci aż po ostatnie namaszczenie pozbawić świadomości tego skąd pochodzi karkówka z łosia i udko z kaczki. Kierowani infantylizmem albo… wyrachowaniem.

Łoś78 serwuje dalej mniemanologię stosowaną twierdząc, że:
Marketowe kurczaki to części obrobione bez farby, piór zapachu leżące w miejscu zakupów wiec na zmysły dziecka działają inaczej niz sfarbowana zwierzyna dzika w szacie i na terenie łowiska prezentowana małoletnim przez tatusia który przed chwila zgiął palec na spuście i hartuje pociechę patrosząc przy niej lub jak niektórzy amatorzy ptaków ;-) kulkując pióro...
W programie Radio TOK FM, poświęconym polowaniu i dzieciom wziął udział oddelegowany przez Zarząd Główny Polskiego Związku Łowieckiego specjalista ds. psychologii i psychiki dziecięcej przy ZG, pan Bartłomiej Popczyk, pełniący na drugim etacie funkcje kierownika Działu Hodowli (zwierząt) na Nowym Świecie w Warszawie. W dyskusji wzięły ponadto udział dwie dewotki i jeden bigot - zatroskani o los oraz psychikę dzieci polskich cudzych (zupełnie możliwe, że ta trójka przedstawiła się inaczej – nie pamiętamy dokładnie). Psycholog z PZŁ zwrócił w pewnym momencie uwagę na to, iż odnosząc się do dzieci i ich kontaktu z przemocą należy zrelatywizować pojęcie przestrzeni, w której ma miejsce taki kontakt. Uwzględniając również to, co małoletni widzą, konsumują i trawią, czyli przeżywają za pośrednictwem środków przekazu. Mediów z niekontrolowanym praktycznie dla dzieci dostępem, serwujących codziennie w dni powszednie, święta oraz niedziele góry trupów, krwi, wyprutych wnętrzności, rozbryzgniętych mózgów, agonii i cierpienia. Ludzkiego przeważnie. Każdy konsument mediów może bowiem zaświadczyć, że podaż i popyt społeczny na analogiczne obrazki z udziałem naszych Braci Mniejszych są raczej niewielkie. Poruszenie tego aspektu wywołało reakcje u biorącej udział w tej dyskusji pani, która z pozycji autorytetu dyżurnej dewotki psycholożki  autorytatywnie stwierdziła, że jak dzieci oglądają takie obrazki przez szybkę to mogą, bo to jest wtedy nieszkodliwe. Dla dzieci. Za taką samą psycholożkę robi powyżej patroszony Łoś78, używający „marketowego kurczaka” zamiast  szybki. Gwałt, ale w 24 calowym monitorze oraz zabite zwierzę lub jego części, bez krwi, farby, zapachu i pierza ma być widokiem najwyraźniej  kojąco wpływającym na małoletnich – w porównaniu z gwałtem w innych okolicznościach i inaczej udrapowanymi, zabitymi zwierzętami. Opinii dzieci na ten temat nie słychać. Dobiega za to gromki głos mniemanologii stosowanej  przez dorosłe klempy i inne łopatacze relatywizujące odbiór tych samych treści przez to samo dziecko. W sposób, który każe się poważnie zastanowić nad tym czy niektóre łopatacze odbywają bukowisko mając już odbite łby*. Na długo przed patroszeniem.

Rozwój osobniczy ma swoje etapy. Nie należy odbierać dzieciom dzieciństwa. 
Zadeklarował też Łoś78 na www.lowiecki.pl zgodnie z chorym political correctness. My jesteśmy zdania, że NIE WOLNO zabierać dzieciom dzieciństwa. 

Zadając sobie również pytanie: jak ma się do łosiowej deklaracji widoczna poniżej gloryfikacja utraconego dzieciństwa w mediach i codzienności naszej powszechnej? Dzieciństwa utraconego za sprawą dorosłych – bo przecież nie jest winą i zasługą dzieci Powstania Warszawskiego, ostatniego zaciągu Hitlera czy małoletnich z kałasznikowem w trzecim świecie ich udział  w erupcji ludzko–ludzkiej przemocy,  gwałtu, krwi. Zawsze irracjonalnej, zawsze niepotrzebnej. Każdy dzieciak, którego mama, tata lub inny dziadek wyciąga w paskudną pogodę do lasu powinien mieć i ma możliwość wyboru – determinowaną balansem między jego wolą i odpowiedzialnością dorosłych. Problem w tym, że odpowiedź na to czy to wyjście do lasu z dziadkiem oznacza odebrane dzieciństwo serwują ludzie, którzy nie są w stanie najwyraźniej ogarnąć tego, iż chcąc być konsekwentnymi , powinni domagać się nie tylko wsadzenia do więzienia dziadka zabierającego wnuczka na ambonę ale także likwidacji Muzeum Powstania Warszawskiego. W Warszawie. Gdzie gloryfikowane jest utracone dzieciństwo całego pokolenia. Jeśli przyłożyć do tej wartości tę samą miarę.

Na zakończenie kazania, porcja łosiny w sosie własnym apeluje o zaprzestanie trwania w grzechu i pokorne oddanie własnego losu oraz losu naszych dzieci i wnuków w ręce świadomej oraz postępowej części społeczeństwa, bo inaczej czeka nas potępienie wieczne i ekoterrorystyczny ogień piekielny.
Trwanie w zdaniu że NALEŻY strzelać do zwierzyny przy dziecku przysporzy o wiele więcej złego dla łowiectwa niż zgoda na zakaz POZYSKIWANIA przy małoletnich. Sami dajecie ekoterorystom do rąk.
Nie tak dawno temu przykład troski Matek Polek o zdrowie psychiczne oraz zdrowy kręgosłup moralny dorastającego pokolenia Polaków obiegł łamy czołowych tytułów prasy światowej. 

Symbolem tej troski była prowincjonalna polityczka własnymi piersiami  i ufarbowanymi włosami zasłaniająca widok kopulujących osłów Dzieciom Polskim w poznańskim ZOO. Pani Lidia ma wiele wspólnego z potrawką z łosia – nawet jeśli ten ma niefarbowane włosy. Oboje symbolizują narodową pruderię i zakłamanie oraz nadużywanie uniwersalnych wartości. Czy owe mają do czynienia z początkiem życia osła, czy końcem życia zwierzęcia łownego.

Dyskusja wokół udziału dzieci w polowaniu przypomina w tej chwili wedrówkę grupy ludzi – pijanych jak Polacy - bardzo ostrą granią. Z jednej strony tej grani otwiera się przepaść pełna dylematów i sprzeczności związanych z obecnością małoletnich w przestrzeni gdzie ma miejsce śmierć zwierząt i ludzi - w myśli, mowie i przekazie, tak pośrednim jak i bezpośrednim. Śmierć wszechobecna i nieunikniona, która jest częścią otaczającego nas i dzieci życia. Po drugiej stronie owej krętej grani wyściełanej elementarnymi wartościami, takimi jak prawa dziecka i prawa rodziców czy prawa człowieka otwiera się przepaść  farsy z kopulującymi osłami. Nie ma znaków na niebie i ziemi polskiej wskazujących, że większość społeczeństwa jest za zamknięciem dzieci do lat 18 pod kloszem, by nie dopuścic do przedwczesnych zaburzeń w ich psychice w zetknięciu z realiami,  rzeczywistością i dylematami tego padołu. Zakaz udziału dzieci w polowaniach jest, ma i będzie miał formę decyzji politycznej, opartej o posłuszną reakcję polityki na wrzask garstki nawiedzonych oszołomów z tytułami i bez, których według kazania skonsumowanego już Łosia78 trzeba się bać. Ten wrzask jest skuteczny, ponieważ większość środowiska myśliffskiego na czele z jego siłom przewodniom z Nowego Świata w Warszawie wydaje się być w gruncie rzeczy obojętna na to czy będzie mogła zabierać własne dzieci tylko na ryby, czy tylko na grzyby. Konsekwencją tej obojętności powinna być właściwie zamiana obrazka czerepu martwego jelenia w logo PZŁ na obrazek jakiegoś żywego. Widok żywych stworzeń wpływa na pewno lepiej na psychikę dzieci niż widok martwych. Choć my bylibyśmy  w przypadku wprowadzenia zakazu obecności dzieci w przestrzeni zwanej polowaniem raczej za użyciem w logo PZŁ podobizn zwierząt niełownych, ale za to kopulujących. Osłów.

To logo z oślim aktem miłosnym na pezetełowskich sztandarach będzie adekwatne do farsy, w której będziemy zmuszeni brać udział. Niezależnie od ewentualnych protestów farbowanych blondynek udających Matki Polki zatroskane o los Dzieci Polskich, które z takim widokiem mogą się zetknąć na przykład podczas celebrowania mszy Hubertowskiej w jakimś kościele z ukrzyżowanym Zbawicielem i z udziałem Zarządu Głównego PZŁ lub innych przewodnich sił łowiectwa stopnia okręgowego.

P.S.1
Aktorzy i okoliczności zrobienia zdjęcia z patroszeniem z aktywnym udziałem małoletniej są nam znane – dane chętnie udostępnimy i ucieszylibyśmy się przeogromnie z upowszechnienia, a jeszcze bardziej gdyby ktoś zechciał złożyć zawiadomienie do prokuratury, donos do LPM, do PnRWI lub innych Matek Polek strwożonych widokiem kopulujących osłów.

P.S.2
*odbicie łba = pojęcie z gwary myśliwskiej oznaczające odcięcie głowy wraz z trofeum zabitemu zwierzęciu łownemu. Analogiczne obrazki ruchome z demonstracją analogicznego ucinania głów żywym jeszcze ludziom przy użyciu rozmaitych narzędzi Dzieci Polskie mogą sobie obejrzeć np. googlując „IS egzekucja“. W różnych językach. Gdyby ktoś chciał zaoszczędzić dzieciom widoków z polowania, to może im w ten sposób zaoferować lepsze atrakcje.

niedziela, 14 czerwca 2015

List otwarty do Jurka Żagiella.

Zarząd Okręgowy PZŁ Katowice
Przewodniczący, łowczy okręgowy
Pan Jerzy Żagiell

ul. Zwycięstwa 2
41-103 Siemianowice Śląskie


Szanowny Panie przewodniczący!

W lokalnym wydaniu Gazety Wyborczej z 9 czerwca bieżącego roku cytowana jest Pańska wypowiedź w artykule „Polowania źle wpływają na dzieci. Naukowcy przestrzegają:
Jerzy Żagiell, przewodniczący zarządu okręgowego Polskiego Związku Łowieckiego w Katowicach, przyznaje, że trzeba wyjść naprzeciwko nowym realiom. - Rzeczywiście w tradycji łowieckiej zawsze było tak, że dzieci trzeba było wychować na swoich następców. Choć ja mojej córki nigdy nie zabierałem na polowanie, bo sobie tego nie życzyła. Czasy się zmieniły, nie mamy nic przeciwko temu, żeby z tej tradycji zrezygnować. Podobnie jak z używania ołowianej amunicji. Nie mamy przecież nic wspólnego z fabrykami, które ją produkują - mówi Żagiell.
Nie wiemy kogo ma Pan na myśli wypowiadając się, iż „nie mamy nic przeciwko temu“ w odniesieniu do zakazu udziału dzieci w polowaniach i forsowanego w obecnej formie zakazu użycia amunicji ołowianej. Nie wiemy w czyim imieniu się Pan wypowiada. Wiemy, że na pewno nie w naszym. Szeregowych członków PZŁ. My mamy mianowicie bardzo dużo przeciw kampanii mającej na celu wprowadzenie zakazu pobytu nieletnich w przestrzeni zwanej polowaniem. Mamy bardzo dużo przeciw irracjonalnej, pseudonaukowej argumentacji, która jest używana przez inicjatorów tej kampanii i przeciw ewidentnemu nadużyciu uniwersalnej wartości, którą jest dobro dzieci, przez garstkę manipulatorów popartych „autorytetami“.

Nie zgadzamy się z tym zakazem, stawiającym łowiectwo w jednym rzędzie z pedofilią i posłusznie - zgodnie z opinią oderwanego od rzeczywistości marginesu - inklinującym absolutną amoralność tej formy użytkowania przyrody.

Nie zgadzamy się na wprowadzenie w Polsce, jako jedynym kraju na świecie tego rodzaju regulacji, odbierającej wyłącznie myśliwym PRAWO do wychowania własnych dzieci. Ona nigdy nie uzyska naszej akceptacji. Jeśli Pan, jako przewodniczący Zarządu Okręgowego Polskiego Związku Łowieckiego taką zgodę i akceptację wyraża „nie mając nic przeciwko temu“, to prosimy o unikanie w przyszłości słowa MY. Proszę się wypowiadać we WŁASNYM i WŁASNEJ CÓRKI imieniu. Pańska funkcja absolutnie nie upoważnia Pana do formułowania takiej opinii w naszym i wielu innych Kolegów imieniu.

Mamy też wiele przeciw bezrefleksyjnej ucieczce przed amunicją ołowianą, po wielu zmarnowanych bezczynnie latach, gdy był czas na zainicjowanie racjonalnych, alternatywnych rozwiązań. Nie dlatego, że mamy coś do czynienia z fabrykami, które ją produkują, lecz dlatego, że WIEMY, iż bezmyślny, paniczny pęd stada ubranych na zielono baranów wystraszonych naraz trującym ołowiem w amunicji prowadzi do problemów natury etycznej i ekologicznej. O identycznym wymiarze jak ołów w środowisku. I również z tego względu prosimy Pana przewodniczącego o wypowiadanie się we własnym imieniu.

Kilka dni po Pańskiej wypowiedzi dla Gazety Wyborczej ukazał się w Rzeczypospolitej artykuł pana Witolda Daniłowicza, dotyczący obecności dzieci na polowaniu, którego myśl przewodnią autor zawarł w zdaniu:
Dzieci należy uczyć polować. Po to, abyśmy mieli normalne, zdrowe i silne pokolenia młodzieży, które wyrosną na świadomych obywateli.
Pan, Panie przewodniczący tak samo publicznie, w odniesieniu do tej samej kwestii deklaruje w innym tytule prasowym:
Czasy się zmieniły, nie mamy nic przeciwko temu, żeby z tej tradycji zrezygnować.
Czy to jest wspólny język? Czyżby nie chodziło o ten sam temat ?

Nie o to samo łowiectwo i nie o tych samych myśliwych?

Świadomie zdecydowaliśmy się zwrócić do Pana publicznie, tak samo jak Pan z pozycji pełnionej przez siebie funkcji, publicznie formułuje opinie sugerujące mediom i ich odbiorcom, iż są one naszymi. Bylibyśmy, tak jak wiele naszych Koleżanek i Kolegów - również z Pańskiego okręgu - bardzo wdzięczni za tak samo publiczne kilka słów komentarza do poruszonych powyżej kwestii.

Doskonale rozumiemy złożoność tematyki i tak samo złożone aktualne medialne klimaty.  Bylibyśmy jednak bardzo zobowiązani za jednoznaczne określenie czy reprezentowane przez Pana poglądy są Pańskimi osobistymi poglądami na obecność dzieci na polowaniu, czy też odzwierciedlają stanowisko Zarządu Okręgowego w Katowicach bądź stanowisko obecnego kierownictwa Polskiego Związku Łowieckiego w tej kwestii. Pańska odpowiedź do dnia 23 czerwca, kiedy odbędzie się następne posiedzenie sejmowej Komisji Ochrony Środowiska, Zasobów Naturalnych i Leśnictwa, debatującej nad zmianami w prawie, pozwoli być może wyjaśnić nam oraz innym Koleżankom i Kolegom wiele rzeczy w powyższym kontekście. W interesie łowiectwa, PZŁ, rodziców i dzieci oraz ich wychowania zgodnie z otaczającymi nas realiami – ekologicznymi i społecznymi.

Z góry serdecznie dziękując za kilka słów komentarza, w imieniu kolektywu autorskiego blogu bucewzielonych.blogspot.com,

Wojciech Bołoz

Darz Bór!

Do wiadomości:
1)    ZG PZŁ Warszawa,
2)    Redakcja Łowca Polskiego,
3)    Redakcja Magazynu Sezon,
4)    Redakcja Gazety Wyborczej,
5)    Pan Witold Daniłowicz.

poniedziałek, 1 czerwca 2015

Społeczeństwo to JA!


Ludwik XIV,  Król Słońce, miał w XVII wieku wypowiedzieć słynne „Państwo to ja“, credo władzy absolutnej. Słowa te symbolizują rząd nad duszami i powłokami  doczesnych obywateli skoncentrowany w jednym ośrodku decyzyjnym. Podporządkowaniem słów, czynów oraz myśli wszelkich istot znajdujących się w zasięgu władzy jedynie słusznej idei (i interesom) panującego. Głowa Marii Antoniny, która stoczyła się z szafotu półtora wieku po tej deklaracji świadczy jednak o tym, że członkowie społeczności mogą mieć niekiedy zastrzeżenia do tego modelu organizacji społeczeństw. Od czasów dekapitacji francuskiej królowej preferowany jest w naszych szerokościach raczej inny model organizacji – wywodzący się ze starożytnej Grecji system demokracji. Jak sama nazwa wskazuje - opierający się na władzy ludu. Ma swoją specyfikę, funkcjonuje w różnych formach z wieloma zaletami oraz wadami. O których warto pamiętać obserwując na przykład wszczętą niedawno kampanię mającą na celu zakazanie udziału dzieci w polowaniach w Polsce. Jej tło jest asumptem do zadania sobie kilku pytań wychodzących poza ocenę wyznania posła Suskiego, iż jest osobą z zaburzeniami psychicznymi. Spowodowanymi według niego chodzeniem z tatą na polowanie. 

Demokracja ma to do siebie, że zasadnicze decyzje dotyczące reguł, którym podporządkowana jest dana społeczność stanowią lub winny stanowić wyraz woli większości jej członków. Uwzględniając system wartości reprezentowanych, bądź akceptowanych przez ogół. Na skali wartości mających coraz większe znaczenie dla współczesnych społeczeństw wzrasta znaczenie ochrony środowiska, ochrony przyrody i humanitarnego stosunku do zwierząt. Wartości te cieszą się kredytem społecznego zaufania a ich deklarowanie jest wyrazem poprawności politycznej. Trend ten znajduje pozytywne odbicie w obywatelskim zaangażowaniu w społecznych działaniach na rzecz ochrony środowiska, ochrony przyrody oraz praw zwierząt. Jego wyrazem jest też dziś instytucjonalizacja struktur, których zadaniem jest troska o stan środowiska, ochronę przyrody i respektowanie praw zwierząt. W przeciwieństwie np. do epoki Ludwika XIV, rządzącego bez ministra ochrony środowiska. Czy nawet wczesnego Adolfa Hitlera, który nadludziom zafundował jako pierwszy na świecie ustawę o ochronie zwierząt, ale dopiero po paru latach rządów. 

Zwiększającej się świadomości znaczenia środowiska naturalnego dla naszej egzystencji towarzyszą jednak tendencje, które w odniesieniu do praktykowanego współcześnie modelu organizacji społecznej można określić jako problematyczne. Po pierwsze, ochrona przyrody i praw zwierząt urasta dla niektórych środowisk do celu samego w sobie z totalna ignorancją – po negacje włącznie – aspektów społecznych, ekonomicznych i…… ekologicznych. Pojawiają się i funkcjonują struktury, które wykazują  ewidentnie cechy sekt parareligijnych. Po drugie, te struktury mają coraz większy wpływ na ośrodki decyzyjne, forsując wprowadzenie utopijnych często regulacji, motywowanych wyłącznie ideologicznie, które obowiązują  w rezultacie całe społeczności. W tym kontekście pojawia się problem demokratycznej legitymizacji tych działań, często bazujących na fanatycznych, oderwanych od rzeczywistości wyobrażeniach marginalnych, ale wpływowych grup społecznych. 

Pytanie o legitymizację warto sobie zadać też w kontekście kampanii zainicjowanej przez Pracownię na Rzecz Wszystkich Istot oraz innych radykalnych ugrupowań ekologicznych i prozwierzęcych, popartej przez trzy organizacje “prodziecięce”. W każdym prawie wystąpieniu przedstawicieli tych organizacji z dodatkiem „eko” mowa jest o „społeczeństwie”. Ale czy np. Tomasz Zdrojewski -  aktywista, fanatyk PnRWI, wycierający sobie usta „społeczeństwem” odmienianym we wszystkich wypadkach - to społeczeństwo i jego wyobrażenia faktycznie reprezentuje? Czy też raczej jego część? Jeśli tak, to jaką część? 70 członków jego organizacji? Kogo reprezentują wreszcie inicjatorzy kampanii, o której tutaj mowa? Kilkaset, być może kilka tysięcy, w najlepszym wypadku kilkanaście tysięcy osób, które przy medialnym poparciu usiłują przeforsować swój punkt widzenia tego świata, własne poglądy na temat wychowania cudzych dzieci. 

Czy rzeczywiście liczy się tutaj interes dzieci? Problem obecności małoletnich w przestrzeni gdzie ma miejsce śmierć zwierząt dotyczy też wędkarstwa jak i tradycyjnej wsi. Z niedzielną kurą na rosół i świnią czy owcą zabijaną na Wielkanoc lub Boże Narodzenie. Dylematy związane z wychowaniem dzieci w tym kontekście to nie tylko kwestia polowania – w gruncie rzeczy marginalna, jeśli idzie o skale – lecz znacznie szerszy problem.  To jest też zasadnicza kwestia indywidualnej odpowiedzialności rodziców za wychowanie członków społeczności i przekazanie im zasad moralnych determinujących ich przyszły stosunek do otoczenia. Kampania radykalnych ekologów jest w gruncie rzeczy przykładem akcji marginalnej liczebnie grupy fanatyków usiłującej przy pomocy demokratycznych instrumentów odebrać jakiejś grupie społecznej PRAWO do ponoszenia owej indywidualnej odpowiedzialności. Za własne dzieci oraz ich wychowanie.  
Dlaczego właśnie polowanie i myśliwi? Dlaczego zielony kapelusik z piórkiem działa na ideologów spod symbolu Buddy wkomponowanego w stylizowane drzewo oraz  miłośników Braci Mniejszych jak czerwona płachta na byka? Przyczyny leżą zarówno w łowiectwie jako użytkowaniu czyli niszczeniu “dzikiej” przyrody oraz letalnej regulacji zwierząt łownych - ewidentnie sprzecznymi z ideologią reprezentowaną przez te kręgi. Część opiera się na stereotypach związanych z postrzeganiem grupy społecznej uprawnionej do polowania. Myśliwi są najwyraźniej wdzięcznym obiektem do krytyki, czyli kopania, a w naszych warunkach nawet szczególnie wdzięcznym. Konflikt między łowiectwem i ideologicznie motywowanym ruchem na rzecz ochrony przyrody oraz zwierząt, który w formie gorących dyskusji i debat miał do tej pory miejsce w sferze wirtualnej, przenosi się na realną płaszczyznę sporów wokół wpływu na konkretne decyzje polityczne. Urok demokracji polega zaś na tym, że każdy obywatel ma prawo do głosu w sprawie kształtu tych decyzji. Również dotyczących łowiectwa. W tej sytuacji każdy Suski czy inny Eichelberger może wejść na trybunę medialnego Hyde Parku,  głosząc:  „Społeczeństwo to ja!”. Domagając się w imieniu tego „społeczeństwa” oraz cudzych dzieci tych czy innych ograniczeń – zakazów i nakazów. Często nadużywając wartości deklarowanych jako uniwersalne. 

To jest część demokratycznego procesu, którego wynik zależy w dużej mierze nie tyle od racjonalności proponowanych rozwiązań, co od aktywności biorących w nim udział. Właśnie pasywność w tym zakresie wydaje się być jedną z bolączek naszego łowiectwa. Dotychczasowy skuteczny lobbing polityczny PZŁ w zakresie wpływu na decyzje polityczne dotyczące zarządzania samego PZŁ przez wąską grupę „funkcyjnych” nie powinien przesłaniać faktu, iż istnieją ogromne deficyty w zakresie codziennej „pracy u podstaw” na rzecz szeroko rozumianego łowiectwa, nie streszczającego się jedynie do ulicy Nowy Świat w Warszawie. Szczególnie w sferze reakcji na  inicjatywy takie jak ta, dotyczącej udziału dzieci w polowaniach. Z punktu widzenia wpływu na decyzje polityczne jest nieistotnym czy PnRWI I inni sygnatariusze petycji skierowanych do Prezydenta oraz Rzecznika Praw Obywatelskich zbiorą 5 czy 10 tysięcy podpisów. Istotniejszym jest czy polscy myśliwi byliby w stanie zebrać 100 000 podpisów pod petycja sprzeciwiającą się zakazowi udziału dzieci w polowaniach. Na ile środowisko jest w stanie się samo zmobilizować? Zdobyć szersze poparcie niż to garstki posłów i własnych mediów? By przy użyciu akceptowalnych środków dać wyraz temu, iż społeczeństwo to nie tylko „ekolog” ryczący, iż on właśnie nim jest. 

Niedawno miało miejsce na Malcie referendum dotyczące wiosennych polowań (odłowów właściwie) na przepiórki i turkawki. Na sam fakt tego rodzaju użytkowania populacji migrujących ptaków akurat w okresie wiosennym można się różnie zapatrywać. Jednak, niezależnie od tej oceny, warto podkreślić, że chodzi o społeczne zezwolenie na tego rodzaju polowanie na śródziemnomorskiej wyspie, będące  wynikiem wyboru i decyzji CAŁEGO tamtejszego społeczeństwa a nie rozwiązaniem podyktowanym wrzaskiem współczesnej, ideologicznie motywowanej karykatury Ludwika XIV w zielonym ornacie. 

W marcu br. w Düsseldorfie na ulice wyszło kilkanaście tysięcy niemieckich myśliwych, by w ten sposób zaprotestować przeciw planowanym zmianom w tamtejszej ustawie prawo łowieckie. Z punktu widzenia naszych regulacji, które już dawno zakazują tego, co w przyszłym akcie prawnym dotyczącym łowiectwa w Nadrenii–Westfalii ma z woli ministra z partii Zielonych dopiero zostać zabronione, może chodzić o błahostki. Spektakularny protest ubranych w pomarańczowe kamizelki myśliwych i wspierających ich leśników i rolników dotyczył jednak nie tylko zakazu określonych form układania psów myśliwskich. Był wyrazem braku akceptacji grupy społecznej, która w opracowywaniu prawa regulującego jej działalność została pominięta i zignorowana. Etatowi zieloni ideolodzy z niemieckiej partii politycznej liczącej w NRW nieco ponad 3000 członków opracowali projekt ekologizacji prawa łowieckiego zgodnie z oczekiwaniami ich wielkomiejskiej klienteli i wyznawaną ideologią. Ignorując przy tym interesy wielotysięcznej rzeszy ludzi związanych z przestrzenią wiejską i użytkowników środowiska przyrodniczego. Zainteresowanych zarówno  zachowaniem bioróżnorodności krajobrazu  jak i prawem do korzystania z zasobów przyrodniczych tego krajobrazu. Data demonstracji – 18 marca – nie została wybrana przypadkowo. Symbolizowała ona opór części społeczeństwa przeciw postrzeganym jako „neofeudalne” zakusom zielonych ideologów na wywalczone w XIX swobody obywatelskie, kiedy 18 marca 1848 roku doszło do krwawego stłumienia protestów obywateli domagających się likwidacji resztek feudalizmu. Pomarańczowa demonstracja nosicieli zielonych ubiorów Anno Domini 2015 przebiegała pokojowo przy słonecznej pogodzie i nie zakłóciły jej wrzaski garstki ekoaktywistów, którzy w zupelnie zbędnej asyście policji stanowili egzotyczny element myśliwskiego pikniku nad Renem. 

Czy protesty myśliwych przyniosly  oczekiwany rezultat w postaci wpływu na ostateczny kształt regulacji w Nadrenii-Westfalii? Na pewno zwiększyła sie gotowość polityków do dialogu. Szereg regulacji zostało skorygowanych. Wbrew optymistycznej opinii wyrażonej przez komentującego te wydarzenia w majowym wydaniu Łowca Polskiego Bartosza Głębockiego Zieloni przeboksowali nowelizację ustawy, której poszczególne artykuły będą teraz konsekwentnie skarżone ze względu na deficyty konstytucyjności. Osiągnięty konkretny polityczny  rezultat nie jest zresztą najistotniejszym. Demonstracja, którą poparły środowiska związane z organizacjami rolników i zrzeszenie posiadaczy lasów prywatnych dowiodła w pierwszym rzędzie, iż środowisko myśliwych potrafi się zmobilizować. W interesie obrony zasady „nic o nas bez nas”. I tak jak inne grupy społeczne skorzystać z przysługującego jej prawa wyrażenia obywatelskiego protestu. 

Przykłady z Nadrenii i Malty nie dadzą się przenieść bezpośrednio na grunt naszych uwarunkowań prawnych bądź społecznych. Winny być jednak przyczynkiem do zastanowienia się czy pasywność i fatalistyczna bezradność wobec tego co „postanowią aktualnie trzymający władzę” jest receptą na przyszłość. To nie musi być palenie opon, wylewanie gnojowicy na przedpokojach ministra ochrony środowiska czy podrzucanie dzikich świń w innych ministerstwach. To jest też kwestia postawienia pytań. Jeśli trzy organizacje „prodziecięce” walczące o wsadzenie do kryminału dziadka, który poszedł z wnuczką na polowanie a nie na ryby finansują tę walkę ze środków publicznych to czas może spytać o to czy środki te są we właściwych rękach. Czy służą dobru dzieci, czy też realizacji chorych ideologii, które przy następnym podejściu domagać się będą przymusowego dokarmiania małoletnich sałatką w stołówkach szkolnych. Ponieważ widok nagiego aczkolwiek zarumienionego udka z żywego niegdyś kurczaka  może spowodować nieodwracalne szkody na ich psychice. Takie jak u posła Suskiego chodzenie z tatą na polowania - w przeciwieństwie do nieszkodliwego powędkowania lub wspólnego z rodzicem wirtualnego ukatrupienia kilkuset „wrogów”. Na ekranie komputera. 

Jednym z pomysłodawców wsadzania do więzienia rodziców polujących niezgodnie z wyobrażeniami ideologów wychowujących dzieci jest Pracownia na Rzecz Wszystkich Istot z Bystrej. Organizacja licząca około 70 członków, z przymiotnikiem „spoleczna” i statusem organizacji pożytku publicznego. Jeśli jej członkowie chcą debaty na temat dzieci i łowiectwa w Polsce, to ta debata może mieć miejsce również wewnątrz organizacji. Według demokratycznych zasad. Jaki to problem z zadeklarowaniem wstąpienia do tej organizacji pięcio- czy dziesięciokrotnie wyższej ilości osób niż posiada ona obecnie aktywnych działaczy? Czy wśród czytelników Braci Łowieckiej nie znalazłaby się ta garstka sprawiedliwych? Gotowych do przedyskutowania tego i innych pomysłów na uzdrowienie łowiectwa narodowego przy jednym stole z Zenonem Kruczyńskim? Na zasadach obowiązujących w każdej demokracji? Przecież pod statutowymi celami tej organizacji obejmującymi ochronę przyrody może się podpisać każdy. Wkucie 8 przykazań filozofii głębokoekologicznej, której hołdują Wszelkie Istoty  jest łatwiejsze niż nauczenie się dekalogu przed przystąpieniem do pierwszej komunii świętej. Składki w porównaniu z haraczem odprowadzanym na Nowy Świat są stosunkowo niskie a wpisowe symboliczne, jeśli w ogóle pobierane. W czym problem? Jeśli Zarząd PnRWI odrzuci wnioski osób chcących się aktywnie włączyć w deklarowane działania na rzecz ochrony przyrody ze względu na ich wyznanie, orientację seksualną, uprawiane hobby, pasje czy wykonywany zawód, będzie to z pewnością bolesnym doświadczeniem dla tych z czytelników Braci Łowieckiej, którzy pragną być częścią nurtu społecznego ruchu i osobiście poznać naszego eks–kolegę Zenona Kruczyńskiego. Jednak taka dyskryminacja świadczyć będzie również o moralnej dyskwalifikacji stowarzyszenia, które zamyka sie w ten sposób przed społeczeństwem. Którego reprezentantem jest każdy z nas. Niezależnie od tego czy chodzi z pociechą na grzyby, ryby czy polowanie. Jest to również ogromna szansa dla samej PnRWI, której przedstawiciel Tomasz Zdrojewski ewentualnie będzie miał w przyszłości okazję przemawiać w imieniu większej części społeczeństwa niż obecne trzy tuziny członków z hakiem. 

Jeśli organizacja pożytku publicznego działająca na rzecz całego społeczeństwa i całej przyrody zdecyduje się na izolację i elitarność determinowaną subiektywnie definiowanymi kryteriami jest to również  przyczynek do zadania pytań o zasadność czerpania przez tę organizację profitów z tego tytułu. Chociażby możliwość wyciągania łapek po pieniądze pochodzące z 1% odpisów podatkowych na jej rzecz. W razie potrzeby w instytucjach, które tej grupie osób taki status przyznały. Deklaracje członkowską można otrzymać pod adresem Stowarzyszenie Pracownia na rzecz Wszystkich Istot ul. Jasna 17, 43-360 Bystra tel./fax: 33 817 14 68 bądź za pośrednictwem poczty elektronicznej: e-mail: biuro@pracownia.org.pl. Statut organizacji zatwierdził Sąd Rejonowy w Bielsku Białej. Wszelkie inne informacje na temat potencjalni zainteresowani podjęciem działalności na rzecz ochrony przyrody  w szeregach organizacji z Bystrej znajdą na stronie http://pracownia.org.pl/czlonkostwo. Członkiem Pracowni może być każda pełnoletnia osoba fizyczna z kraju i z zagranicy, pod warunkiem akceptacji celów i statutu Pracowni.  

Śp. Jacek Kuroń zasłynął z powiedzenia: „zamiast palić komitety zakładajcie własne!”. Te komitety nie muszą mieć formy towarzystw wzajemnej adoracji – zwanych kołami łowieckimi – umieszczonych w ściśle zhierarchizowanej, lekko stęchniałej strukturze organizacji łowieckiej. Aktywność w społeczeństwie obywatelskim może przybierać kreatywne i kolorowe formy.  We własnym i społeczeństwa interesie. Postrzeganie łowiectwa oraz jego znaczenie nie wynika z indywidualnej czy grupowej sprawności w zabijaniu dzików lub słonek. Częściej jest ono rezultatem zabrania głosu, założenia, jak koledzy z NRW, pomarańczowej kamizelki, wysłania listu, maila, złożenia podpisu czy zapisania się do jakiegoś komitetu, zadania pytań, uświadomienia sobie i innym, że społeczeństwo to nie tylko Tomasz Zdrojewski razem z Ludwikiem XIV. A opinia zwana publiczną nie kończy się na tej głoszonej przez dyżurnych „ekologów” z massmediów.