piątek, 24 marca 2017

PrzedOSTATNI kęs.

Co prawda nie lubimy pożegnań – dlatego chcieliśmy spierdolić bez słowa – ale szczontki sumień i kultur naszych nie pozwoliły na aż tak błyskotliwy „The end“. 

Tak wienc…


Drodzy Parafianie!

Ite, missa est. Idźcie, ofiara spełniona - można stosunkowo często usłyszeć przy różnych okazjach. Takoż i my pragniemy niniejszszym zakomunikować, iż tutejszy blog kończy swoją działalność. Dziękujemy Wam, którzy przez ponad trzy lata ofiarnie klikaliście na bucowskie poletko. Mamy nadzieję, iż przedstawiona tfurczość podobała się wszystkim, którym miała się podobać i nie podobała się wszystkim, którym nie miała się podobać. Lub odwrotnie.

Nie zawieszając piórek na kołkach, wybrane – stosownie zaktualizowane i rozszerzone - teksty postaramy się kiedyś wydać w formie książkopodobnej.

Jeszcze raz dziękując wszystkim Parafiankom i Parafianom za złożenie ofiary w formie poświęconego czasu i komputerowych oraz szarokomórkowych mocy przerobowych…

Serdecznie pozdrawiamy z bucowskim Dasz Bur,

Wojtek Wojciechus Bołoz

R.Andrzej Krysztofiński (vel Daniel A. Kałużycki)


środa, 1 marca 2017

Ambonofobia.


„Ambony w ogóle powinny być zdelegalizowane, szpecą krajobraz i nie dają zwierzynie szans – to już nie polowanie, ale zwykła egzekucja.“
Można było przeczytać niedawno na stronie internetowej związanej z kilkoma organizacjami ideologicznej ochrony przyrody. Co wskazuje jednoznacznie – tak jak reszta tekstu – że nie chodzi o elementy wyposażenia kościołów. Chodzi o „ambonofobię“ związaną z łowiectwem. Zjawisko, którego wyrazem są nie tylko uwagi takie jak powyższa, lecz również celowe niszczenie i dewastacja tych urządzeń. „Szpecenie“ krajobrazu jest w najlepszym razie użyciem swoistej metafory. Przed wieloma laty Profesor Wiktor Zinn snuł ze śpiewnym, kresowym akcentem w Telewizji Polskiej fascynujące opowieści o polskich budowlach, pomnikach, architekturze i krajobrazach, przyciągając przed ekrany czarno-białych telewizorów setki tysięcy Polaków. Przedmiotem jednej z urzekających gawęd mistrza piórka i węgla były uroki prozy wiejskiego krajobrazu – z typową szachownicą pól, strachem na wróble, miedzą, polnymi dróżkami i samotną gruszą. Wyczarowany w przeciągu kilku minut węglem i kredą pejzaż profesor uwieńczył „obligatoryjną czarną wstęgą lasu“ zamykającą horyzont i dodał, że nie może na jej tle zabraknąć wpisanej ambony myśliwskiej. Profesor Wiktor Zinn nie cierpiał widocznie na „ambonofobię“. Ambona myśliwska w krajobrazie kulturowym – którego nazwa pochodzi od użytkowania i korzystania z określonych przestrzeni , ich „kultywowania“ – jest wizualnym symbolem łowiectwa i polowania jako integralnego elementu tego krajobrazu. Ani szpeci, ani upiększa, ona po prostu jest. Tak jak polna lub leśna dróżka, ogrodzenie pastwiska czy drzewa rosnące w szeregach w lesie. Obiekcje i histeria ekologistyczna na widok ambony (myśliwskiej), wyrażające się w postulacie o jej delegalizację, są z reguły bardziej świadectwem braku akceptacji i respektowania łowiectwa jako formy korzystania z krajobrazu niż odzwierciedleniem wyjątkowej wrażliwości estetycznej dojrzewających nastolatków, którzy fantazjują i rozwalają urządzenia służące polowaniu. Z pewnością po części problem wpisuje się w wandalizm „powszedni“ i często klasyfikowany jest tak samo jak zdewastowany przystanek tramwajowy lub autobusowy. Rożni się od niego o tyle, że w przypadku zniszczenia przystanku nie pojawia się w tle motyw niechęci do korzystania z autobusów i tramwajów tudzież obrzydzenia pracą kierowców czy motorniczych. W cytowanym na wstępie tekście występują również zastrzeżenia dotyczące etycznej strony polowania z ambony, które zdaniem autora jest amoralne, ponieważ nie daje szans zwierzynie i czyni z polowania egzekucję. Ta troska o myśliwską moralność ze strony przeciwnika polowań jest tak samo rozczulająca co niepoważna. U jej źródeł leży pewien właściwy wszystkim ludziom fenomen natury psychologicznej, który da się streścić jako skłonność i gotowość do wyrażania empatii dla słabszych wobec przewagi lub absolutnej dominacji „silniejszego“. Z tego względu już w Biblii sympatia jej autorów stała po stronie Dawida a nie Goliata. Co więcej, ludziom tak się ten motyw spodobał, że na przestrzeni wieków został powielony w różnych innych „bestsellerach“. Choćby w „Czterech Pancernych i psie“, gdzie w każdym odcinku Janek, czyli Dawid, wybijał kompanię ciężko uzbrojonych esesmanów, czyli Goliatów, zaś Szarik brał do niewoli drugą. Klasyka przebojów filmowych z Hollywood w głównej mierze oparta jest właśnie na wykorzystaniu tego motywu. Publiczność się nim ekscytuje, choć warto podkreślić, że ma on niewiele do czynienia z rzeczywistością, w której Goliaci regularnie wpierniczają Dawidom, szybsi dopadają wolniejszych, inteligentniejsi pokonują mniej inteligentnych itd. Nieliczne wyjątki niestety tylko potwierdzają twarde, życiowe realia. Jednak owa gloryfikacja słabszych wraz z tendecją do indentyfikowania się z nimi wynika z naszej ludzkiej „natury“ Bowiem z jednej strony, jako zwierzęta stadne lubimy wszelkie hierarchie, a z drugiej, jako indywidualiści, już niekoniecznie. Posiadamy więc zarówno zdolność do kooperacji i wyrażania empatii, jak i pokłady agresji oraz skłonność do konkurencji. Część tego złożonego mechanizmu stanowi także podświadoma umiejętność wcielania się w rolę ofiary. Im bliższe są nam ofiary, tym większą czujemy z nimi „niewidzialną więź“. Zenon Kruczyński nie walczy o życie masakrowanych chemia i packami owadow , lecz ciepłokrwistych ssaków pod postacią m.in. świń, z którymi łatwiej się identyfikuje.

Oczywiście wszyscy możemy czuć się „Dawidami“ i im współczuć. Jednak nie zmieni to faktu, iż każde polowanie – te ludzkie jak i nieludzkie – determinuje ścisła hierarchia. Jest łowca i jest ofiara. Bez tej hierarchii nie mamy do czynienia z polowaniem, lecz z walką. A to coraz częściej współczesnemu człowiekowi zaczyna rozpływać się w opisanym wyżej psychologicznym koktajlu, co kończy się hollywoodzkim bajdurzeniem o „dawaniu równych szans“. Również obiektom łowów. Tymczasem, jeśli jakiemukolwiek zwierzęciu na Ziemi zachciałoby się zmienić rolę i zacząć polować na ludzi, to kolokwialnie mówiąc, zwierzę to miałoby i ma przerąbane. Nie tak dawno na Alasce wilki zjadły nauczycielkę, która lubiła sobie pobiegać. Najwyraźniej reklamowane przez WWF bieganie z wilkami nie wszędzie i nie wszystkim wychodzi na zdrowie. Amerykanie zareagowali błyskawicznie i wybili do nogi wszystkie watahy przebywające w okolicy. Bez względu na to czy wilki były „winne“, czy „niewinne“. W ten właśnie sposób wyglądają „równe szanse“. Hierarchia między myśliwym a ofiarą zawsze była, jest i będzie. Różnica między wczoraj a dziś leży przede wszystkim w środkach. Począwszy od XIX wieku, kiedy „Goliaci“ w zielonych kapelusikach dostali do rąk nowe rodzaje broni palnej, optykę, środki komunikacji, szanse „Dawidów“ zmalały praktycznie do zera. Co szło równolegle z rosnącą świadomością „skończoności“ użytkowanych zasobów przyrodniczych. Dlatego też „Goliaci“ zaczęli płodzić zbiory reguł i norm etycznych (dziś uznawanych za wielowiekowe), traktując „Dawidów“ coraz bardziej humanitarnie z wyraźną tendencją do ich antropomorfizowania. I właśnie na powyższym tle u części społeczeństwa dochodzi do epatowania „ambonofobią“. W tym kontekście ambona widziana jest jako coś co pogłębia dysproporcję w szansach zwierzyny i myśliwego. A emocje przybierają formę niszczenia urządzeń łowieckich pod płaszczykiem „dobrego uczynku“ niesienia pomocy dla zwierząt. Jednak do ich zabicia nie potrzeba a priori niczego więcej niż strzelby i amunicji. Dewastacja ambony myśliwskiej nie pomoże żadnemu z „Dawidów“, a plan pozyskania zostanie tak czy owak wykonany. Problem z ekologistyczną fobią na tle ambon polega na tym, że ta „walka z symbolami“ – pozornie taka sama jaką prowadzili w XIX wieku robotnicy niszczący maszyny , w których upatrywali źródło nędzy i bezrobocia – przybiera lub w coraz większym stopniu przybierać będzie formę eskalującego konfliktu społecznego. W przeciwieństwie do tkacza z początku XIX wieku, który czuł się egzystencjonalnie zagrożony, żaden ratownik tego padołu nie jest widokiem ambony materialnie „poszkodowany“. Ona służy mu wyłącznie jako „zastępczy chłopiec do bicia“ w celu dania upustu nienawiści i agresji wobec łowiectwa oraz samych myśliwych. Niestety te emocje i zachowania są albo świadomie i z całą premedytacją podsycane przez radykalny ekomargines, albo tolerowane przez ideologiczną ochronę przyrody. „Quo vadis?” – wypadałoby spytać. Tylko czy któryś z chorujących na ambonofobię zechce odpowiedzieć?