czwartek, 21 maja 2015

Bezmięsny raj. Czyli o czym Olga Talk-arczuk?


Obecna pora roku oznacza przejściowy koniec istotnego wpływu myślistffa naszego na ekosystemy. Czyli zabijania Bambi, ograniczonego okresami ochronnymi, podagrą i innymi dolegliwościami utrudniającymi myśliwkom i myśliwym wykonywanie klasycznego polowania. Przez pewien czas  regulacja populacji niektórych gatunków zwierząt spoczywa – jak co roku – prawie całkowicie na barkach kłusowników, kierowców samochodów osobowych i ciężarowych, psów oraz kotów. I tym podobnych. Lukę w roku myśliffskim postanowiliśmy z nudów wypełnić innym rodzajem zajęć. Zajęciem się projektem. Projektem polowanie: KLIK.

Weźmy taką Olgę. Tokarczuk. Zasłużona dama polskiej literatury przez dłuższy kwadrans uprawiała w listopadzie ubiegłego roku w Krakowie dywagacje wokół jej osobistej wizji „dość szeroko akceptowanej społecznie perwersji“. Czyli łowiectwa. Oraz wokół psychopatów w zielonych kapelusikach z piórkami. Czyli nas: TALK-ARCZUKOWANIE.
               
Goronco Parafiankom i Parafianom polecamy posłuchać kazania Pani Olgi o perwersji między minutą 33.33 i 37.30, kiedy pisarka z gorącymi wrażeniami z ciepłych krajów prowadzi stadko projektantek, projektantów i projektanciątek na wycieczkę o charakterze kulinarno–moralnym do Indii. Gdzie 800 000 000 ludzi z circa–about miliarda tam bytujących nie tylko nie zabija, ale i nawet nie konsumuje krów. Podając to jako przykład godny naśladowania a religię, która leży u podstaw niekonsumpcji innych istot jako szczególnie godną wyznawania. Mniej więcej.
               
Że w Indiach są święte krowy niekonsumpcyjne to wie prawie każde dziecko. Mało które jednak zastanawia się nad tym dlaczego? Większość Hindusów jak i nie jedna blondynka z Europy wysiadająca w roku Pańskim 2014 na dworcu głównym w Delhi z pociągu dalekobieżnego ze Sulechowa przekonani są, że tak było „od zawsze“. Że jest to zjawisko o podłożu duchowo-kulturowym w formie rytuału religijnego, determinującego stosunek do niektórych elementów środowiska, w którym bytuje 1000 000 000 ludzi. Czyli między innymi do krów. Że w momencie kiedy pierwszy Hindus zszedł z drzewa, założył turban i padł na kolana przed napotkaną krasulą. Tymczasem całość ma do czynienia z fenomenem tabuizowania niektórych rodzajów pokarmu. Zjawiskiem polegającym na tym, iż określone zwierzęta i rośliny, bądź ich części, generalnie dla ludzi zjadliwe i przyswajalne, są w obrębie niektórych grup społecznych i kultur świadomie wykluczane jako źródło pokarmu lub uważane za niejadalne. Żadne z tych tabu nie ma charakteru generalnego, obligatoryjnego dla całej ludzkości. Tabu konsumpcyjne może mieć formę demonizowania niektórych źródeł pokarmu – wtedy się nie je plugawego i wstrętnego – bądź wyniesienia go na piedestał, czyli uświęcenia. Na długo zanim mała Olga zaczęła pisać powieści zastanawiano się nad przyczynami tego fenomenu. Istnieje na ten temat szereg hipotez. Jedna z nich np. zakłada istnienie uwarunkowanego ewolucyjnie „wrodzonego wstrętu“ do niektórych rodzajów pokarmu, potęgowanego przez moralne normatywy i egocentryczną empatię. Hipoteza ewolucyjno–psychologiczna  ma jednak o tyle haka, że każda z córek Tokarczukowych w wieku do 3-4 lat jest, była i będzie w stanie wcisnąć bez żadnego wstrętu absolutnie wszystko co da sie ugryźć i jako tako koreluje z elementarnymi preferencjami smakowymi – nie jest za kwaśne, za gorzkie czy za gorące. Według  tzw. podejścia strukturalistycznego – jadalność bądź niejadalność stworzeń w obrębie niektórych grup społecznych ma do czynienia z dążeniem do arbitralnego posegregowania ludzkiego kosmosu. Jest wyrazem symboliki podziału tego padołu na „dobre“ i „złe“, „pokrewne” i „obce“. Z kolei inna teoria akcentuje społeczno-tożsamościowy aspekt pokarmowego tabu, który ma ogromne znaczenie dla kreowania i utrwalania się grupowej tożsamości poszczególnych zbiorowisk ludzkich. Wspólne niezjedzenie żaby, krowy albo psa lub świni może być rodzajem społeczno–kulturowego spoiwa. Za bardzo wczesnej młodości młodej pisarki wreszcie, czyli już dość dawno temu, amerykański antropolog i socjolog Marvin Harris opublikował szereg prac z logicznym i dość przekonywującym uzasadnieniem fenomenu tabuizowania chleba naszego powszedniego w formie tego czy innego zwierzątka. Harris, jako przedstawiciel tzw. materializmu kulturowego jest na pewno stosunkowo mało strawny dla większości przewodniczek wycieczek w krainę mistyki, które często prowadzą w objęcia mistyfikacji. Ale wart poczytania. Szczególnie jak się samemu ma ambicje do głoszenia kazań na temat świętych krów. Według niego wzorce kulturowe danych społeczności determinowane są zasadniczo ekologicznymi uwarunkowaniami środowiska, w którym owe społeczności spędzają swoje 5 minut na tym padole i skąd wywodzą się ich korzenie. Amerykański antroplog, autor wydanej w 2007 roku w języku polskim pozycji „Krowy, świnie, wojny i czarownice” opiera przy tym swoje tezy mniej na wynurzeniach autorek literatury beletrystycznej a bardziej na źródłach historycznych i pracach archeologów. Gdyby np. pociąg z Sulechowa, którym młoda pisarka z Polski wybrała się w ubiegłym roku do Delhi przybył trochę wcześniej – jakieś 3000 lat temu - do krainy świętych i dziś niejadalnych krów, to wedle Harrisa (i nie tylko ) Pani Olga zostałaby poczęstowana w tamtejszej dworcowej knajpie hamburgerem a może nawet wołowymi. Flaczkami. Hindusi przestali bowiem jeść swoje krowy stosunkowo niedawno. Konsekwentnie na dobrą sprawę dopiero jakieś 1000 lat temu. A cała historia niejadalności wzięła swój początek od zasiedlania subkontynentu indyjskiego przez napływające z północy koczownicze plemiona naszych dalekich indoeuropejskich kuzynów, czyli Ariów, zwanych też aryjczykami. Ci prowadzili ze sobą w celach konsumpcyjnych stada udomowionych krewnych azjatyckiego tura. Indo-aryjczyków cechowała ściśle schierarchizowana struktura socjalna systemu kast społecznych, których dziś w Indiach zrobiło się sporo, bo ponad 400. Z czasów kiedy istniały tylko trzy kasty pochodzą ślady i przekazy mówiące, że „Prahindusi” nie tylko nie stronili od wołowiny ale wręcz przeciwnie. Zrazy wołowe i cielęcina wytwarzane przy okazji celebrowania rytuałów religijnych stanowiły podstawowe menu kapłanów – przodków późniejszych hinduskich braminów. I nie tylko ich.

Żyliby Hindusi tą wołowiną długo i szczęśliwie gdyby nie fakt, iż zwiększała się stale gęstość zaludnienia. Mnożyli się dość ostro. Z czasem doszło więc do zaciętej konkurencji pasterzy z rolnikami, gdyż zapotrzebowanie na żywność zaczęło gwałtownie wzrastać a powierzchnia nadająca się pod uprawy rolne i pastwiska – kurczyć. Wołowina stała się produktem luksusowym, konsumowanym przez elity, a napięcia społeczne wokół konkurencji o zasoby naturalne zaczęły się zaostrzać. Jeśli przeciętni pra–praprzodkowie dzisiejszych Hindusów jedli z czasem coraz mniej krów to nie dlatego, że je święcili, lecz raczej z powodu prozaicznego deficytu tego źródła białka zwierzęcego. Pokolenie okresu kartek na mięso, który młoda polska pisarka powinna też trochę znać, winno tutaj cuś kojarzyć. Proces ten trwał w starożytnych Indiach nieco dłużej niż realny socjalizm w Polsce i monolog Olgi Tokarczuk w Krakowie 9 listopada 2014 razem wzięte. Rozciągając się na okres między rokiem 1800 p.n.e. do ok. 800 p.n.e. Na dodatek wzrosło znaczenie bydła wykorzystywanego w charakterze siły roboczej, źródła mleka i odchodów używanych jako nawóz i opał. Wyłącznie kulinarne spożytkowanie zwierząt, które mogły się wyżywić niestrawnymi dla ludzi produktami ubocznymi upraw rolnych stało się po prostu nieekonomicznym. Przodkowie Hindusów przestali zabijać krowy, bo im się to nie opłacało. Nie z miłości. Na egzystencjonalnej szali zysków i strat przeważyły materialne zyski z oszczędzenia zwierzęcia i wykorzystania go w niekulinarny sposób. Dopiero na tym ekologiczno–ekonomicznym fundamencie narodził się i zaczął nabierać tempa proces kanonizacji krowy powszedniej indyjskiej do stworzenia świętego i niejadalnego. Proces determinowany później okresem katastrofalnych lat nieurodzaju w V-VI wieku p.n.e., jak i konkurencja z buddyzmem, który jeszcze konsekwentniej reprezentuje rezygnację z korzystania z zasobów w obliczu uwarunkowań środowiskowych. Indyjska święta krowa to w gruncie rzeczy nieświadoma, kolektywna percepcja konieczności zrównoważonego rozwoju, zakotwiczona od wieków we wzorcach kulturowych i w religii. Owszem, zapisany w świątyni oraz religii wyraz społecznej adaptacji do ekologicznych uwarunkowań i stanu środowiska, funkcjonujący wsród Hindusów jako zbiorowe tabu może też  być interpretowany wyłącznie w kategoriach moralnych. Jak to z indyjskiego wątku kazania pani Olgi o perwersji wynika. Ale do tego trzeba wypalić sporo trawki. Indyjskiej. Potem można nie tylko koty odwracać ogonem ale i krowy.

Na marginesie, warto też wspomnieć o marginesie. Czyli muzułmanach w Indiach, którzy uprawiają niecne praktyki ze swiętą rogacizną ku ubolewaniu Pani Tokarczuk, pocieszającej się, że robią to najwyraźniej w konspiracji. Gdyby jednak mała Olga trochę lepiej uważala w szkole, to być może wiedziałaby, że Indie permanentnie znajdowaly się pod wpływem Islamu. A między wiekami XVI i XIX większa część subkontynentu była pod władzą Imperium Wielkich Mogołów. Jak najbardziej muzułmańskiego. Z takąż religią panującą. I wołowiną na wielu stołach. Oraz świętymi krowami z pewnością spełniającymi wówczas zarówno funkcje niejadalnej ekologicznej Wunderwaffe, jak i elementu kulturowej tożsamości ludności hinduskiej, która nie uległa islamizacji.

A dzisiaj? Wieki przeminęły, Olga co nie chciała hamburgera prawi kazania w Krakowie, a tymczasem Hindusi z Indii zaspokajają jedną piątą światowego rynku wołowiny, czyli zapotrzebowania na zabite krowy (kto nie wierzy może sobie googlnąć…KLIK). Ojczyzna Krishny powoli prześciga światowe potęgi w eksporcie krowiego mięsa, takie jak Brazylia czy Australia. Hindusi są na pewno na swój sposób pobożni, ale też – jak ze statystyk wynika – bardzo pragmatyczni. Co ma dla słuchaczy kazań Pani Olgi z czerwonego fotela kolosalne znaczenie. Jeśli bowiem ktoś odczuwa wewnętrzną potrzebę wewnętrznego kontaktu z oryginalną indyjską świętą krową, wcale nie musi – wzorem pisarki – wyjeżdżać do Indii. Wystarczy udać się do najbliższej filii McDonalda. Po pierwsze, jest dużo bliżej. Po drugie, dużo taniej. Po trzecie, po konsumpcji pięciu hamburgerów ma sie 100% gwarancję bezpośredniego kontaktu ze świętością. I potem można się w spokoju oddać medytacjom. Co my też uczyniliśmy. Dochodząc zdaje się do nieco innych wniosków niż niektóre blondynki z Europy po wizycie w krainie świętych krów. 

15 komentarzy:

  1. Kolo. Hitler napisał kiedyś MK. I też wielu mu uwierzyło. Proszę, puść swoją myśliwską fujarkę i się postrzel. Żesz w dupe, co za bulszit

    OdpowiedzUsuń
  2. O Adolfie - postaci szczegolnie zasluzonej dla ochrony praw zwierzat i przyrody tez cos bedzie ale musi sie Pani/Pan uzbroic w odrobine cierpliwosci.....
    pozdr
    daka.

    OdpowiedzUsuń
  3. Gratulacje- macie wreszcie hejtera :)

    Kondycja krowy, tej prawdziwie świętej (nie tej na hamburgera) jest nie do pozazdroszczenia. Co prawda nikt tej krowy nie zabije, ale też nie pomoże, dachu nad głową w czasie monsunu nie zapewni i nie nakarmi niczym treściwym. Błąka się to bóstwo po śmietniskach wyszukując co smaczniejsze kąski konkurując z dziećmi o co fajniejszą torebkę foliową. Jest czymś co się omija na swojej drodze. Mija się ją tak samo jak pijaka, który uciął sobie drzemkę na chodniku. Ot, różnica kulturowa: tam omija się świętość, tutaj upodlenie. Motywacja może i inna, ale manewr dokładnie ten sam...

    z pozdrowieniami,
    mnjn

    OdpowiedzUsuń
  4. Zaraz hejtera. Historię Indii wkleił koleś bo Tokarczuk nie znalazła tabelki w necie. Myśl mnie taka najszła. Jak koleś , zgodnie z jego myśliwską logiką, trzyma myśliwską fujarkę w dłoni, strzela z którejś ręki, ponownie nie dociekam czym i w co, jednocześnie wkleja historię Indii z krową w tle ? Co za mózg ! Pomija, nie przypadkiem, sedno wywodu miss Tokarczuk o kurestwie ubranym na zielono. No jak ?

    OdpowiedzUsuń
  5. Wystep Olgi jest wlasciwie kopalnia zlota - nie tylko indyjskiego .Cywilizacyjny urobek z checia zaprezenujemy. Sedno kurestwa ?. To wlasciwie Hindus eksportujcy czesci swietych krow na Polwysep Arabski........Pood roznymi postaciami.
    Zlota ramka plus rozwiniecie.....
    pozdr
    daka

    OdpowiedzUsuń
  6. Sedno wywodu... Hmmm skoro ktoś, sedno swojego wywodu opiera na nieprawdziwych przesłankach, to czy taki "wywód" może być uznany za prawdziwy/prawidłowy/rozsądny/zasadny? Bez względu na kolor wdzianka...;)

    pozdrawiam,
    mnjn

    OdpowiedzUsuń
  7. Noż Buze znowóż wam wdzięczny bardzo jezdem że ciężkom pracom myślowo-wyszukiwaczom zastępujeta moje lenistw. Jużem dawno doszedł do tego, iż to Hinduz w turban golony jezd praprzyczyno wszelkich naszych nieszczęść łowieckich zarówno w Jewropie jak i Hameryce. Nazjeżdzało się tam do Hinduza stada takich dziwnych w latach 60-tych ubiegłego wieka.A że Hinduz ciemne nie jest to im trafkie opchnął i kazał jarać. Potem na deser lotosem zagryść co to swoje wizje też daje. Następnie ichnią Cepelie opchnął i łyki jak jendor kluchie i poczuli się oświeceni z matką Gajom.I nagle się okazało że stali się jasnooświeconymi specjalistami od miłości z naturom tylko zapomnieli się nago po pokrzywach wytarza. A gdy Hinduz wycieczkę wypuścił to dutki przeliczył i przetrącił jakimś szczurem czy inszom surykatkom.
    Zresztom pytam się szanownych Buców czy poza Hinduzami jest gdzieś jeszcze społeczeństwo co tak masowo miensa nie wtranżala i napoje luksuowe zakansza owocem czy plackiem zbożowym??

    Pozdrawiam
    Arushi

    OdpowiedzUsuń
  8. Myśliwy siedzi na swojej dupie, która jest jego prawdą w kolorze zielonym. Wklejcie jeszcze historię Kanady gdzie zarzyna się foki, Chin gdzie żrą psy itp itd. Jak myśliwy mówi że zabijanie to nie zabijanie tylko ochrona przyrody to objawia. Jak Tokarczuk nie zna tabelki jest ignorantką a cały jej wywód, choć ten o Indiach to tylko kilka minut, to także brednie. Kiedy mówi że zielone kurestwo pęta się jej po łące to krowa z Indii przesłoniła jej widok. Wydawało jej się. Kiedy ktoś nie będący zieloną mendą pisze post to onanista. To czym jest zielona menda produkująca posty od Wajraka poprzez wątrobę na Tokarczuk kończąc ? To pewne, nie może wypuszczać myśliwskiego fiutka z ręki, jak zawsze nie dociekam z której ręki strzela i czym. Jest jednak nadludziem, trzyma fiutka, pisze i strzela jednocześnie. Co za mózg ! Zielona menda jest jednak na szczycie drabinki, a to zobowiązuje.
    Zielone pióro, naboje gratis.

    OdpowiedzUsuń
  9. Szanowny Arushi zwraca siem o poradem.....


    "Zresztom pytam się szanownych Buców czy poza Hinduzami jest gdzieś jeszcze społeczeństwo co tak masowo miensa nie wtranżala i napoje luksuowe zakansza owocem czy plackiem zbożowym??"

    Historycznie rzecz biorac jest i bylo mnustffo takich spoleczenstw. To jest dluzsza historia, ktora sie zaczyna od rewolucji przedpazdziernikowej czyli neolitycznej. Gdzies 10 000 lat lat temu. Bezmiesny piatek w naszej kulturze jest np. w gruncie rzeczy wyrazem wstrzemiesliwosci od okreslonych pokarmow, Ktora znalazla wyraz w religii i kulturze(?) ale tylko troszeczke. W peerelu to byl np. bezmiesny poniedzialek, Bezmiesnosc podyktowana nadbudowa kulturowa miala - i ma miejsce - rowniez w naszej spolecznosci - tej nadwislanskej. Problem polega jednak w zasadzie na wybijaniu zebow. Nie na poscie.
    daka

    OdpowiedzUsuń
  10. Wielce Szanowne Buce. Nie o takie okresowe Jarostwo mnie się rozchodzi. Bo takie rytualne przeczyszczenie kichów przed wielkiem żarciem i to głównie miensnem to każdy jeden kultywował czy to jakiś Azteka czy insze Kitaje że o środkowo- ewropejskiem ludzie nie wspomnę. Co to ponoć tak naprawde ku zdrowotności prowadziło i temu żeby miensko gładziej wchodziło. Ale ów rzeczony Hinduz w turban czesany to jak pości to przed obiadem na cebuli opartem. I jak atlasa przeglondam to jeno tylko On. Chyba że czegóś nie widzę????

    W temacie bezmięsnych poniedziałków toż były one wywołane nadpodażą dóbr wszelakich w systemie trochie minionym. I bez te poniedziałki długo tak miałem że bez jakowegoś karbinadla czy też drugiej padliny to obiad nie udany był.

    A jeszczę a propos pana Hejtera co to nawet literkom złamanom się nie podpiszę. To widzem że Uf robotę wam jednom nadał w temacie Adolf. H. (nie mylać z Dymszom) co to wielbicielem bydła czworonożnego był wielkiem a zwłaszcza piesów rasy Szarik. Ja natomiast pod przemyślenia bym dał czemuż to tacy Hajterzy na najczęściej atakujo w okolicę pasa zarzucając żekomom krótkowatość przyrodzenia, czy rzekomy samogewałt. Rozumiem jakoby u Nasz osobnikach o instynktach zbliżonych do Neandertala to srogoś języka. Ale u tych "Rycerzy Jedynej Słuśznej Racji" więtych prawie jako sam Zenon? Zadziwiające

    Pozdrawiam

    Arushi

    OdpowiedzUsuń
  11. Odnosnie rytualnego przeczyszczania kichy w naszej cywilizacji mozna postawic teze, ze ten rytual moze byc (tez) - podobnie jak hinduskie niejedzenie swietych krow - uwarunkowany ekologicznie.Szczegolnie wiosenny post to okres kiedy koncza sie zapasy zimowe a Mama Gaja jeszcze nie splodzila nowych. Po swojsku to sie nazywa przednowek, kiedy lud przechodzil niezupelnie dobrowolnie na weganizm - okresowo ale regularnie ....(dlaczego nie posci sie w okresie dozynek ? - wtedy wstrzemiezliwosc bylaby chyby bardziej na miejscu ?)
    W komunistycznie zorganizowanym pra - spoleczenstwie mysliffskim to raczej nie odgrywalo roli. Poscili wszyscy. Wraz ze "zroznicowaniem" spolecznym, ktore przyniosla ze soba rewolucja agrarna, jedni mogli zapychac sie miechem, bo mieli mozliwosc zgromadzenia wiekszych "zasobow" a wiekszosc wsuwala suchy chlebek pod kranowke.
    Niewykluczone ze kolektywna rezygnacja i "wspolny" post wszystkich warstw spolecznych byl rodzajem "wentyla", ktory rozladowywal ewentualne "napiecia" z racji tego ze jeden "mial" a inny nie.

    Tutaj na pewno maja duzo do powiedzenia antropolodzy (o ile nie studiuja na UJcie) i historycy.
    Ten motyw "ekologiczno - spoleczny" na pewno nie byl jedynym ale jego istnienia i jakiejs roli w uksztaltowaniu sie poszczenia naszego regularnego aczkolwiek okresowego wykluczyc sie nie da.
    W niestety malo popularnym wsrod czlonkow PZL Koranie mozna sie zreszta latwiej doszukac przeslanek na poparcie powyzszej - bezboznej - tezy postowej.

    Bezmiesny poniedzialek nie umarl wraz ze socjalizmem, lecz ma sie dobrze i nadal jest witalny, tylko nazywa sie dzisiaj Veggi - Day. Wprowadzenie Veggi - Day w publicznych punktach zywienia zbiorowego w Niemczech bylo np. oficjalnym haslem wyborczym partii Zielonych w ostatnich wyborach do Bundestagu. Pomysl polegal na tym, zeby w poniedzialki we wszystkich stolowkach szkolnych,
    szpitalnych itp. wprowadzic obowiazek podawania wylacznie potraw jarskich. Forma przymusowego dokarmiania mlodziezy salatka. Jak jesz w takiej stolowce , to musisz zrec zielenine albo wcale. Bez wyboru. W celu uratowania planety. Wyborcy pokazali Zielonym ratownikom polski gest Kozakiewicza,
    ale lokalnie w paru miastach to zostalo zrealizowane.....Przy calym szacunku dla ludzi, ktorzy swiadomie, z wlasnej i nieprzymuszonej woli sa wegetarianami, tego rodzaju ideologiczna popularyzacja bezmiesnych poniedzialkow czy piatkow moze budzic pewne .....hmmmm....watpliwosci.

    OdpowiedzUsuń
  12. Widzę że zaczynamy ze sobą rozmawiać jak nie przymierzając politycy na debacie.
    Treścią mojego zaciekawienia jest; Czy istnieje jeszcze jakieś inne społeczeństwo prócz tego w Indiach, co to w swej masie mięso z jedzenia wyrzuciło na stałe?

    A tu znów dyskutujemy o postach czasowych, o których i Ja wiem i Buce wiedzą o co w nich biega, więc nie ma co gadać.

    Ale może tak jak i Ja, Buce po prostu takiego drugiego narodu, co wpadł na tak osobliwy pomysł w swej masie, nie znają???

    OdpowiedzUsuń
  13. Troche sie faktycznie rozjechalismy - z winy Pani Olgi ale i naszej tez.
    Takich bezmiesnych "spoleczenstw" jest/bylo wiecej. Wlasciwie nie powinno sie mowiec o "spoleczenstwach/narodach" ale o religiach - glownie hinduizmie i buddyzmie, ktore maja w "doktrynie" bezmiesnosc (prozwierzecosc) . Roznie motywowana - uzasadniania. Na dobra sprawe przez pewien okres w swojej historii "bezmiesni" byli rowniez Japonczycy. Rozchodzi sie jednak zasadniczo o korzenie tej "bezmiesnosci", ktora Harris widzi w uwarunkowaniach srodowiskowych. Hindusi ze swoimi niejadalnymi krowami i zapisana w "doktrynie" wegetaryjnoscia sa b. plakatywni ale ta wegetaryjnosc wystepuje we wszystkich/wiekszosci wyznan. Czesto w formie okresowej. Czasami w tylko odniesieniu do niektorych stworzen ( np. tradycyjne indyjskie potrawy z kurczakow sa naprawde b. pyszne)

    Teoretycznie "bezmiesni" sa tez mieszkancy Tybetu - zagorzali wyznawcy Buddy.............A wiec w zasadzie jest to spoleczenstwo "bezmiesne". Praktycznie w tych gorach slabo obradzaja kartofle ale za to dobrze rosna jaki...

    Odpowiedz na pytanie brzmiec powinna : W zasadzie tak. Sa jeszcze inne spoleczenstwa........

    pozdr

    OdpowiedzUsuń
  14. Czyli w podsumowaniu Europejce łyki Indyjskom Cepelie z tym wege i Gajom.

    Pozdro.
    Arushi

    OdpowiedzUsuń
  15. Tak to mozna podsumowac. To siem lyka na co jest zapotrzebowanie i Tokarczukowa cora wcale nie jest jakims wyjatkiem. Moze popularniejszym niz inne. Moze nie lubi silnych wrazen.

    panie nie chca ogladac takich filmikow jak w tym linku:
    http://www.express.de/politik-wirtschaft/zdf-schock-doku-so-brutal-wird-leder-fuer-taschen-und-schuhe-hergestellt,2184,24571888.html

    Malo kto sie zastanawia dlaczego sie tyle mowi o swietych krowach a tak malo o swietych bykach w Indiach..........co sie dzieje z meskimi cielaczkami, ktore jak dorosna sa agresywne i nie daja mleka..... Jest "tajemnica poliszynela" ze kwitnie szmugiel do bezboznych sasiadow, ktorzy przerabiaja swietosci na skore torebek, z ktorymi obnosza sie neofitki wyznania hinduskiego w cywilizowanej Europie....Hindusi zaczynaja sie zreszta powoli obywac bez posrednikow. Mieso ze swietych krow cieszy sie ponadto duza popularnoscia wsrod Arabow, poniewaz zwierzeta podlegaja ubojowi rytualnemi i taka wolowina jest koszerniejsza niz argentynska ....

    Malenki dysonas miedzy teoria i praktyka. Tak jak u nas. Teoretycznie tez tam gdzies jest u nas zapisane nie zabijaj a nawet nie cudzoloz. Oraz nie pozadaj malzonki blizniego swego nadaremno. Czy tak jakos.

    OdpowiedzUsuń