środa, 26 lutego 2014

Przyszłość łowiectwa: niedomyśliwi, czyli o potrzebie profesjonalizacji słów kilka. Cz. I


Proszem Parafii, proszem zamknąć oczy i se wyobrazić:

- z jednej strony grupę myśliwych – coraz młodszych, piękniejszych, bogatszych, grupę coraz liczniejszą z rosnącym udziałem żeńskiego pierwiastka i… coraz bardziej oddalającą się od łowiectwa; żyjącą coraz szybciej, wyedukowaną ale coraz uboższą w myśliwskie doświadczenia, powierzchowną w kontaktach z przyrodą, coraz mniej fachową/kompetentną, traktującą łowy zaledwie jako jedno z wielu hobby, coraz bardziej zredukowaną do roli – tylko i aż – strzelacza;

- z drugiej zaś opinię publiczną - pod postacią rodzinki.pl, która, urzeczona widokiem miejskich dzików (dopóki te nie wejdą w bratki), bynajmniej nie kwestionuje zasadności polowania. Jednak nie bardzo rozumie, dlaczego te świnie traktowane są ołowiem przez amatorów. Cała ta zrytualizowana zabawa w taplanie się we krwi jest co najmniej egzotyczna. Radosne podnoszenie kotary, za którą kryje się śmierć budzi niesmak. Przecież wszędzie dookoła takie sprawy załatwiają profesjonaliści. Po cichu. W końcu mamy XXI wiek. A podobnie przeświadczonych rodzinek, które nie omieszkają przy nadarzającej się okazji wyrazić swoją dezaprobatę, przybywa.

No właśnie. Mniej więcej taki obraz maluje się po lekturze wyników naukowych badań i prognoz, o których pisaliśmy na łamach własnych i nie tylko (zachęcamy do czytania Braci Łowieckiej nr 1/2014, nr 3/2014). Jakby nie patrzeć, tak nakreślone kierunki zmian prowadzą do powstawania coraz większej przestrzeni między powyższymi punktami, którą prędzej czy później trzeba będzie czymś, a raczej kimś wypełnić. Na przykład kimś na kształt zawodowego myśliwego.

Jeno… czy przypadkiem tenże nie jest reliktem minionej epoki?

Raczej nie sposób ocenić tego z perspektywy rodzimego podwórka. Warto więc, po raz wtóry, zapoznać się z efektem prac prof. dr Werner’a Beutelmeyer’a z Instytutu Badania Rynku, który w kooperacji z Biurem ds. Zarządzania Dzikimi Zwierzętami przeprowadził na terenach Austrii i Niemiec szeroko zakrojone studium dotyczące zawodowych myśliwych oraz ich wizerunku. Porównanie wyników z obydwu krajów dało jednorodny obraz. Dlatego w zupełności wystarczy skupić się na badaniach obejmujących ojczyznę Mozarta i Arnolda Schwarzenegger’a też. Wynika z nich, że przed 50-cioma laty funkcjonowało tam ponad 800-set profesjonalnych łowców. Dziś ostała się mniej niż połowa. W dodatku statystyczni zawodowcy mają 45 wiosen na karku, co na pierwszy rzut oka wskazywałoby na erozję środowiska. Czy oznacza to, że niebawem będą podziwiani co najwyżej w muzeum figur woskowych Madame Tussauds? Czy też, o dziwo, zawód ten czeka prawdziwy renesans?

Jakby na przekór liczbom, wszelkie znaki na niebie i w kniei wskazują, że coraz częściej słyszalne będą głosy traktujące o potrzebie profesjonalizacji łowiectwa. W końcu któż inny jak nie ewentualny, cieszący się nienaganną reputacją zawodowiec byłby w stanie zharmonizować rozmaite interesy, manewrując między zwierzyną, gospodarką leśną, rolną, turystami i opinią publiczną?

Choć na pierwszy rzut oka wspomniany wiek typowego austriackiego profesjonalisty zdaje się stosunkowo wysoki, należy wziąć pod uwagę, że odsetek osób niepracujących w wyuczonym fachu jest równie znaczny. Zawodowcy stanowią zaledwie 0,4% wszystkich posiadaczy kart łowieckich, ale pod ich pieczą pozostaje łącznie aż milion hektarów z haczykiem (12,3% całkowitej powierzchni tamtejszych łowisk). Zdecydowana większość (85%) zatrudniona jest przez dzierżawców obwodów łowieckich, pozostali znajdują pracę u ziemskich właścicieli. Oczywiście, jako odpowiedzialni za powierzone im tereny, spełniają kluczową rolę w gospodarowaniu populacjami zwierząt, dbając o ich rozwój oraz traktując ołowiem nie tylko problematyczne osobniki. Opiekują się również zaproszonymi na łowy gośćmi. Z jednej strony można uznać za kuriozalne pisanie, że zdecydowana większość profesjonalistów dysponuje psami. Jednak z drugiej strony, mając na uwadze, iż utrzymywanie myśliwskich czworonogów jest i raczej będzie w odwrocie, zaś problemy związane z wykonywaniem odstrzału przybierają na sile – co skutkuje również żądaniami legalizacji nowych metod polowania – ów psi aspekt wydaje się, także na przyszłość, istotnym atutem zawodowców.

Nie zaskakuje więc ich główny pogląd, który streszcza się do słów: dzisiejsze łowiectwo potrzebuje więcej profesjonalizmu.

Coraz ważniejszą rolę będzie odgrywać zaangażowanie spec-myśliwych, bowiem hobbyści po prostu nie są w stanie uporać się z wyzwaniami. Jednak aby tym podołać ci pierwsi muszą rozwijać się bardziej interdyscyplinarnie, odcinając się od tradycyjnej roli. Codzienna praca powinna ulec zmianom. Aktualne badania uwidaczniają kontury nowego, przeobrażającego się obrazu myśliwskiego fachu. Przyszłe priorytety to: bardziej świadome i profesjonalne dokarmianie zimą, konserwacja łowisk i dbanie o odnawialność zasobów tychże oraz opieka nad zaproszonymi gośćmi. Na pierwszy rzut oka – nihil novi. Jednak zacznie zmieniać się ich znaczenie. Np. dokarmianie, choć wciąż klasyfikowane jako jedno z głównych zadań, coraz rzadziej będzie traktowane priorytetowo przez zawodowych myśliwych. Podobny trend obejmie kwestie „umeblowania” obwodu czy zajmowania się „oddziałami” emerytowanych „komandosów”. Gwoli jasności: powyższe zadania będą wciąż ważne, ale z biegiem czasu do tej „czołówki” zaczną dobijać inne cele. Jakie? Przede wszystkim uświadamianie społeczeństwa, uświadamianie zorientowanych na wypoczynek użytkowników przyrody, ścisła współpraca z branżami: leśną, rolną, turystyczną oraz ośrodkami naukowymi (w zakresie ekologii, leśnictwa, weterynarii). Oczywiście większy nacisk zostanie położony na minimalizację szkód czynionych przez zwierzynę oraz dopasowanie jej zagęszczenia do pojemności łowiska.

Cdn.

2 komentarze:

  1. Co do psów to faktycznie jest ich co raz mniej, ale jednocześnie jest też grupa pasjonatów, która utrzymuje nawet kilka psów w domu. Na razie nie mam takich warunków, w przyszłości chciałbym mieć kilka psów, bo umożliwiają one odnalezienie postrzałków, a już w szczególności ptactwa strzelonego.
    A co do specjalizacji łowiectwa, to moim zdaniem może to pójść w dwóch kierunkach. Albo zawodowego myślistwa, albo dokształcenie członków PZŁ tak by reprezentowali wysoki poziom wiedzy umiejętności.
    Dla mnie łowiectwo jest arcyważne w życiu i stanowi jego sporą część. Jako że jeszcze nie strzelam to czytam-książki, prasę, grupy myśliwych na fejsie, Twojego bloga. Teraz postanowiłem to trochę ograniczyć, by skupić się na maturze, ale po egzaminie dojrzałości przeczytam wszystkie zaległe gazety, a po nad to che przeczytać trochę książek, i to nie tylko łowieckich.

    OdpowiedzUsuń
  2. @Anonimowy

    Cytuje:

    "Albo zawodowego myślistwa, albo dokształcenie członków PZŁ tak by reprezentowali wysoki poziom wiedzy umiejętności."

    Tutaj jest pewnien problem z wiedza i umiejetnosciami - nawet nalepsze nie pomoga jesli delikwent
    je posiadajacy nie bedzie mial CZASU na ich uzycie. Nie przy komuterze czy w gronie kolegow,
    lecz w lowisku. To jest dylemat ktorego nie rozwiaze na dobra sprawe nawet zrobienie lowieckiej Alfy
    i Omegi z kazdego mysliwego. Jesli ow mysliwy bedzie dwa razy w sezonie w obwodzie, bo na
    czestsza obecnosc nie pozwala brak czasu, odleglosc od obwodu, inne pasje etc.
    Problem pozostaje.
    ( istotna role odgrywaja tez uwarunkowania finansowe/status prawny )
    pozdr
    daka

    OdpowiedzUsuń