poniedziałek, 27 stycznia 2014

Schabowy na szlaku. Cz. III


Na tę całą hipokryzję w stosunkach gadzinowo-homosapiensowskich nakłada się pewne pokrewieństwo ludzko-zwierzęce w zakresie funkcjonujących w światach ludzkim i nieludzkim konstrukcji socjalnych (rodzina) czy innych (świadomość), które dało początek idei antygatunkowości – ruchowi wyzwolenia zwierząt. Czyli tezie, że wszyscy są braćmi i nie ma podstaw do uprzywilejowania - akurat potomków gatunku słabo owłosionej małpy rodem z Afryki - prawem do zabijania, wzajemnego konsumowania tudzież innymi prawami. Z ponadgatunkowym nawoływaniem włącznie – kochajmy się, nawet dosłownie. Jeśli obaj mniej lub bardziej owłosieni partnerzy mają na to chęć. Co swego czasu dał do zrozumienia kultowy pierwszy antygatunkowiec Peter Singer, autor “Animal liberation” – katechizmu wydanego również w Polsce.

Najdalej idą weganie propagujący całkowite wyzwolenie zwierząt, z całkowitą rezygnacją z konsumpcji zwłok zwierzęcych oraz ich części i wyzysku tychże w jakiejkolwiek formie. Czyli również pozbycia się zwierząt domowych. I choć urzeczywistnienie tych idei w ostatecznym efekcie nie doprowadzi do zniknięcia zabijania zwierząt – rolnictwo potrzebne weganom również “zabija” i pozbawia bydlątka przestrzeni życiowej – to ani ten fakt, ani okoliczność, że zaprzestanie użytkowania zwierząt doprowadzi do wymarcia kilkudziesięciu/kilkuset gatunków/ras rozmaitych stworzeń zwolennikom sałatki pod tabletkę witaminy B12 specjalnie nie przeszkadzają.

Konsekwentna realizacja globalnego planu miłości dozwierzęcej sprowadza się właściwie do świata bez zwierząt. Totalnie totalnego rozgraniczenia. Wtedy nikt nikomu krzywdy nie będzie robić. Ani na drodze stawać. I nastąpi stan ogólnego błogostanu. Jako, że pod dachem jednej planety jest to raczej niemożliwe - a ktoś ustąpić musi – wypada się wyprowadzić na planetę Anarres, wolną od gadziny wszelakiej, skąd pochodzi Shevek, wspomniany na wstępie bohater powieści Ursuli K. Le Guin. Tym samym, w gruncie rzeczy, owe szlaki, którymi według Johna Bergera ludzie i zwierzęta wspólnie, ale oddzielnie przez ten padół wędrują, definitywnie sie rozejdą. I taki jest dziś trend. Trzeźwo na to patrząc.

Zanim zaczniemy spekulować nad tym kiedy zacząć pakować bagaże - podsumowując powyższe gdybanie nad kotletem na szlaku - można powiedzieć, że stosunek Homo-SS do zwierząt jest dziś inny niż był wczoraj a jutro będzie z dużą dozą prawdopodobieństwa inny niż dzisiaj. Generalizowanie jest trudne, chociażby z tego względu, że temat jest niesłychanie kompleksowy, z wieloma niuansami i aktorami – zarówno z tej ludzkiej jak i nieludzkiej strony. Zajmują się nim zresztą lepiej interdyscyplinarne Human-Animals Studies. Znaczy lepiej niż mające ukończone w sumie razem 13 klas szkół powszechnych dwa  popełniające ten blog buce z piórkami w tych tam.

Dla statystycznego myśliwego ten filozoficzny schaboszczak na szlaku jest istotny od strony praktycznej i teoretycznej – bo choć teoretycznie rozchodzi sie o dysputę wokół Braci Mniejszych czy Większych to praktycznie jest to raczej ludzko-ludzki konflikt, z niejasnym zresztą przebiegiem linii frontu. I to nie je bajka, to je bitwa. Na argumenty. Gdzie można często przeczytać lub usłyszeć z bucowskich okopów Św. Huberta wyzywanie konsumenta kotletów ze supermarketu od nawiedzonego sałatożercy. Można też postudiować tfurczość felietonisty z Łowca Polskiego, zalecającego poprawę wyzerunka przez karmienie szynką z dzika – niewykluczone, że zdeklarowanych wegetarian również. Choć w przypadku Zenona ewentualnie patrona to nie pomogło. A nawet wręcz przeciwnie. 

2 komentarze:

  1. "To na co kurwa będziemy polować?"
    Padło hasło. W tym momencie zjeżdża winda i zabiera Maksia i Albercika w rajskie, dziewicze łowisko pełne wszelakiej gadziny.... ;)

    DB
    mnjn

    OdpowiedzUsuń
  2. Darz Anarres !

    OdpowiedzUsuń