piątek, 23 maja 2014

Przyjemność zabijania. Cz. II


Asche ma sporo racji, jednak nie do końca mówi jak jest. Po pierwsze, aby myśliwy mógł polować, oprócz zielonego kapelusika i bajeranckiej dwururki, musi mieć przede wszystkim „zezwolenie“ społeczne. Te zaś nie wynika ze zrozumienia dla realizacji określonych skłonności na zwierzątkach, lecz z całkiem przyziemnych i racjonalnych powodów.

Po drugie, wyznania Asche takie jak: 
„[…] w łowisku doznaje nieograniczonej radości – to wsłuchiwanie się w naturę, czajenie się, podchodzenie, siedzenie i, jeśli wszystko dobrze pójdzie, upolowanie zwierzyny, by potem z przyjaciółmi przygotować cudowne jedzenie…“ 
podlane jego erotyczno-łowieckim sosem, choć zaskakująco trafne i łatwoprzyswajalne dla ewentualnego rozmówcy, siłą rzeczy stanowią uproszczenie.

Psychologia bowiem nie jest gładka, o czym możemy przekonać się dzięki pracy prof. Dietmar’a Heubrock’a, kierownika Instytutu Psychologii Prawa Uniwersytetu w Bremen, zajmującego się m.in. psychologią myślistwa. Okazuje się, że w przypadku zdecydowanej większości buców w zielonych kapelusikach zabijanie wiąże się ambiwalentnymi odczuciami. Gdy po udanym strzale zwierzyna pada, najpierw ogarnia nas radość, w którą po pewnym czasie wkrada się żal. Jak mówi Heubrock: 
„to jest normalne, gdyż jako ludzie nie posiadamy wyłącznie jednowymiarowych uczuć. Za to stale towarzyszy nam konglomerat mieszanych uczuć. Tak powinno być, tak funkcjonuje nasza samokontrola – jesteśmy w stanie przeanalizować i uzasadnić nasze działania. U radykalnych, ideologicznie zaślepionych ludzi zostaje ów uczuciowy miszmasz sztucznie, przez pranie mózgu, ujednolicony. Takie osoby nie analizują swoich poczynań. W przeciwieństwie do tych, którzy właśnie z powodu mieszanych uczuć ciągle zadają sobie pytania. Nie inaczej powinno być w przypadku myśliwych. Wraz z upływem lat konglomerat ulega zmianom – im człowiek starszy, tym częściej nachodzi go refleksja. Ta zaduma wysuwa się na pierwszy plan, stanowczość rzadko bierze górę. Sędziwi myśliwi chętnie spędzają cały wieczór w łowisku, gdzie napawają się widokiem i często odpuszczają strzał, pozwalając „wyszumieć się“ młodzieży lub gościom“.
Jednak, jak dodaje Heubrock: 
„nie oznacza to, że nie zdarzają się pośród nas (myśliwych) warianty patologiczne“.
Kapitalny przykład psychopatologii stanowi wyznanie patrona naszego ewentualnego Zenona Kruczyńskiego: 
„gdy zwierzę na twoich oczach po strzale padnie, to na tę chwilę, w tej sekundzie, czujesz się wszechmocny, masz poczucie całkowitego, absolutnego panowania – jesteś Panem Wszechmocnym. Jeśli darujesz życie i nie strzelisz, to też czujesz się Panem, tym razem Wielkodusznym. Zawsze wygrywasz.“
Odsetek takich „panów życia i śmierci“, którym chodzi właśnie o siłę/władzę i dominację sięga wśród myśliwych kilku procent. Tak wynika z badań, przy czym nie jest to właściwie przypadłość łowiecka. Wystarczy wstawić wypowiedź Kruczyńskiego w nieco inny kontekst: 
"gdy pracownik na twoich oczach się upokorzy, to na tę chwilę, w tej sekundzie, czujesz się wszechmocny, masz poczucie całkowitego, absolutnego panowania - jesteś Panem Wszechmocnym; jeśli darujesz i nie zwolnisz go z pracy, to też czujesz się Panem, tym razem Wielkodusznym; zawsze wygrywasz", 
aby uzmysłowić sobie, iż postawy tego typu mogą znacznie bujniej rozkwitać w innych strukturach z jednoznacznie ustalonym systemem zależności niż na polowaniu.

Mając wszystko powyższe na uwadze, spróbujmy pójść krok dalej w naszych rozważaniach.

Jeden z niniejszych autorów postawił ongiś tezę, z którą drugi musiał się kilka razy przespać, aby zakląć i dojść do wniosku, że ów stary cynik znowu ma rację. Brzmiała ona: poluje = zabijam. Niby niegroźnie, jednak zdecydowanie bardziej pikantne było jej rozwinięcie: lubię polować = lubię zabijać. Przypuszczalnie większość myśliwych czytających nasz tekst będzie gotowa długo polemizować z powyższymi równaniami. I dobrze. Choć niepotrzebnie, albowiem wszelkie dywagacje, bawienie się w niuanse i niuansiki fundamentów przedstawionych tez nie podważą. Problem leży gdzie indziej – w opinii publicznej. Pomyślmy jakie wyniki przyniósłby sondaż z „pytaniem“: poluje = zabijam (TAK lub NIE)? Obawiamy się, że druzgocące dla samopoczucia wielu postrzegających tę sprawę w sposób odmienny. Albo… „wszyscy się mylą“, „nie rozumieją“ etc.

Polowanie i zabijanie są ze sobą ściśle powiązane. Jedno bez drugiego nie istnieje. Zabijanie jest celem polowania. I, niestety, całym problemem w temacie. Redukowanie łowów do samego aktu ukatrupienia zwierzyny, będące wyrazem bambistycznego „kompleksu śmierci“, prowokuje myśliwych do nieudolnej obrony, polegającej na negacji wyżej postawionych tez poprzez próby niejako rozdzielenia pojęć polowania i zabijania tudzież odmiennego ich akcentowania. Tak ukierunkowana polemika nieuchronnie prowadzi do utraty wiarygodności. W skrajnym przypadku można sobie nawet zafundować kompromitującego „samobója“, co przytrafiło się Grzegorzowi Russakowi w programie „Grzechy po polsku“ na antenie TVP2. Przeanalizujmy również fragment opublikowanego na łamach BŁ wywiadu z Zenonem Kruczyńskim:
Możemy nie zgadzać się co do motywacji wszystkich myśliwych, ale przecież większość łowców nie jedzie do lasu pchana żądzą mordu, lecz po to, żeby poczuć bliskość przyrody, podziwiać jej piękno.
Dlaczego w takim razie wjeżdżają do lasu uzbrojeni i muszą podziwiać to piękno z załadowanym, odbezpieczonym sztucerem?
Widać tu jak na dłoni, iż próba obrony przed zarzutem „polowania z żądzy mordu” w gruncie rzeczy sprowadza się do walenia głową w mur pt. „poluje = zabijam”, polegającym na usilnym udowadnianiu, że „nie tylko”, „tylko częściowo”, „nie każdy”… Powyższa wypowiedź stanowi potwierdzenie słów Florian’a Asche: myśliwi boją się otwarcie przyznać, że ich działalność ma na celu głównie uśmiercenie określonych zwierząt.

Powiedzmy sobie szczerze, idziemy z flintą do lasu z zamiarem jej użycia. Proste. Nie bardzo więc rozumiemy gorączkowe zapewnienia, że my, myśliwi, zapuszczamy się w knieję przede wszystkim po to, aby powąchać kwiatki, posłuchać ptaszków, pooglądać zwierzątka, a ta fuzyjka stanowi tylko taką dekorację, rzadko używaną i w ogóle… Czy ktokolwiek z nas spotkawszy wędkarza z wędką w wodzie dałby wiary jego tłumaczeniom, że on jedynie robaczka kąpie? Ryb nie łapie, tylko wędkuje? Pewnie, wiele rzeczy można sobie wmówić, ale jak postronni mają w nie uwierzyć?

Pochłonięci kontrproduktywnym udowadnianiem, że nie jesteśmy wielbłądami, w ogóle nie próbujemy pytać: poluję = zabijam - OK., i co z tego? Jakie reperkusje z tego wynikają? Jakie normy naruszam? W przypadku rozmowy z bambistami uznającymi zabijanie (ogólnie lub rekreacyjne) za złe, niemoralne, chore etc., warto zadać kolejne pytania. Naturalnie, mogą oni filozofować do woli, ale ekologii nie przeskoczą. Szarpiąc strunę moralności, pomijają drugą stronę medalu zwanego śmiercią. A ta jest wpisana w prawidłowe funkcjonowanie populacji i ekosystemu. Śmierć oznacza również życie. W jaki więc sposób owa „ekologiczna”, służąca podtrzymywaniu, nie zaś wyniszczaniu życia, śmierć jest zła/niemoralna/chora? W tym kontekście wypada dopytać: co za różnica kto lub co tę śmierć spowoduje – skoro człowiek też jest elementem przyrody?  

Spotykając się natomiast z zarzutem „czerpania przyjemności z zabijania”, który służy zakwalifikowaniu myśliwych do „czubków”, śmiało drążmy dalej: a dlaczego zabijanie musi być nieprzyjemne? Jeśli celem określonej działalności – np. udziału w wojnie, polowaniu czy pracy w ubojni – jest właśnie zabijanie, to dlaczego nie cieszyć się ze zniszczenia wrogiego tanku, zastrzelenia taaaakiego dzika lub odwalenia szychty, w której uśmierciło się więcej świniaków niż zwykle? Przecież wszystkie te rzeczy są legitymizowane, dozwolone, pożyteczne. Żadna z powyższych grup nie porusza się poza marginesem. Więc o co tak naprawdę chodzi? Jakie są racjonalne przesłanki do dyskredytowania tej czy innej działalności, wymuszania określonych zachowań? Czy żołnierz, myśliwy, rzeźnik i inni zajmujący się zabijaniem, muszą odczuwać nieprzyjemność? Czy dotyczy to wyłącznie myśliwych?

Z kolei krytyka łowiectwa uprawianego przez wszelkiej maści biznesmenów, lekarzy, adwokatów etc., stanowi całkiem wdzięczny temat. Wszak między dyskutantami panuje pełna zgoda, że zarówno rzeźnik jak i myśliwy zabijają świnię tudzież jelenia, ponieważ istnieje taka konieczność. Jakie więc znaczenie ma to, że kabana ktoś zabił w pracy, a jelenia w ramach uprawianego hobby? Jakie racjonalne przesłanki decydują o tym, iż śmierć jelenia z ręki myśliwego ma być czynem nagannym, zaś zabicie świni przez rzeźnika już nie?

Wracając do postawionego na początku pytania "co możemy zrobić?", wypada odpowiedzieć, że wobec preferowanej przez myśliwych postawy strusia istnieje alternatywa. Wymaga jednak odwagi. W dzisiejszych czasach nie wystarczą solidne argumenty przemawiające za łowiectwem. Jeśli chcemy polować - a nie wyłącznie przyglądać się jak ktoś poluje za nas - musimy zadbać również o umiejętność komunikowania społeczeństwu osobistych motywów i emocji. Im szybciej to zrozumiemy, im szybciej to zrobimy, tym szybciej uzbroimy się w cenne informacje. Badania takich naukowców jak wspomniany prof. Dietmar Heubrock są na wagę złota. Oczywiście, nie sprawią one, że nasi przeciwnicy nagle zmienią zdanie i zaczną szturmować kursy łowieckie, ale przynajmniej będziemy w stanie przedstawić spójny obraz, którego nie będziemy musieli się wstydzić, którego nie będzie można najzwyczajniej wyszydzić czy zignorować i który wreszcie nie wzbudzi u statystycznego Kowalskiego podejrzeń, że my, myśliwi, mamy przed nim coś do ukrycia.

Warto zauważyć, że formułowanym wobec naszego środowiska zarzutom często brakuje racjonalnych podstaw. Pomimo tego funkcjonują one w przestrzeni publicznej, stając się z czasem „normami”, które wpływają na myśliwski byt. To właśnie obawa przed nagonką bazującą na bzdurnej i obłudnej argumentacji spowodowała, że prezydentem został fotograf z PZŁ. Tym samym przyznano rację tym, którzy z owymi argumentami wystąpili. Rekreacyjne zabijanie zwierząt zostało uznane za naganne, nieprzystające do pełnionego urzędu. Choć oczywiście mleko rozlało się już wcześniej.

10 komentarzy:

  1. Pyszne, jak dużo można powiedzieć za i przeciw naszej profesji i zdaje się nie znajduję w niczym fałszu. Każdy zatem znajdzie coś dla siebie.

    OdpowiedzUsuń
  2. Dupeczka w tle fajna...

    OdpowiedzUsuń
  3. dosadne, mądre, prawdziwe - szkoda że takie..... krótkie miło się czyta a książkę Polowanie, seks i jedzenie zwierząt po polsku to można dostać??

    OdpowiedzUsuń
  4. Niestety nie. Nie jest bucom wiadomo, ze cus takiego jest planowane. Florek jest w zarzadzie
    fundacji Wald und Wild
    http://www.stiftung-waldundwild.de/die-stiftung/vorstand.html
    dzialajacej w Meklemburgii - po sasiedzku z Pomorzem Zachodnim i redachcja bloga kombinuje
    cus z jakims ewentualnym wieczorkiem autorskim w ramach ewentualnego projektu "Buce w zielonych kapelusikach z piorkami wszystkich krajow laczcie siem" gdzies po naszej stronie ale
    to som na razie tylko plany....Gdyby cus mialo wyjsc - powiadomimy.

    OdpowiedzUsuń
  5. Do autora strony...
    Gościu, czy jesteś myśliwym, czyli wspomnianym bucem i czy w wyniku upadku z ambony, płodzisz na tej stronie ten bełkot?
    Odnoszę wrażenie, że masz poważne problemy emocjonalne.
    Idź z rodziną do lasu i "nie duś kota"!

    OdpowiedzUsuń
  6. A co nazywasz bełkotem? To, że ktoś stara się dogłębnie zanalizować temat jakim jest polowanie? Czy to, że twierdzi, że poluję=zabijam? To, że się Tobie nie podoba, nie znaczy, że innym też. Ja akurat lubię ten ,,bełkot" bo daje do myślenia, i pomaga trochę w odpowiedzeniu samemu sobie ,,po co ja właściwie chcę polować?" No ale nie każdy stawia przed sobą takie pytanie, nie musi jak nie chce. Ale to nie powód by jechać po tych co próbują zgłębić temat. A zanim odpowiedzą Ci autorzy to Ci powiem, że oboje są myśliwymi :)
    DAWID

    OdpowiedzUsuń
  7. Ramka. Dawno nie bylo.

    Czy Autor z 25 maja - 02:12 moglby ew. uzupelnic powyzsza opinie prametrami opiniodawcy ?
    poluje/nie poluje ? Jak dlugo ? wiek ?. Naturalnie anonimowo ?
    z gory dziekujacy kolektyw bucow w zielonych kapelusikach z piorkami
    pozdr
    daka

    OdpowiedzUsuń
  8. Upraszam PT Buców, aby One tylko częściowo słuchały anonimów. Niech idą z rodziną do lasu, ale kota proszę dusić dalej.

    OdpowiedzUsuń
  9. "..Odsetek takich „panów życia i śmierci“, którym chodzi właśnie o siłę/władzę i dominację sięga wśród myśliwych kilku procent. Tak wynika z badań, przy czym nie jest to właściwie przypadłość łowiecka." -
    Autorze, mógłbyś podać dokładniejsze informacjie na temat tych badań: kto, gdzie i kiedy je przeprowadził oraz jaka grupa brała była badana?

    OdpowiedzUsuń
  10. nie zrozumieliśmy sie: chodzi mi o podanie konkretnej publikacji tego uczonego a nie jego wizytówki...

    OdpowiedzUsuń