sobota, 19 kwietnia 2014

Ale jaja, czyli leśno-hodowlane gusła Wielkanocne.


Jeden z redachtoruff tego bloga był jako dziecko – większe już trochę, ale zawsze – zmuszany do pracy. Redachtor musiał się opiekować stadkiem kur domowych w czasie nieobecności rodzicieli. Ktoś może powiedzieć „pestka”. Ale Psze Państwa  to było we wakacje! We wakacje!!! Na nic sie zdały łzy młodego człowieka, protesty i grożenie Rzecznikiem Praw Dziecka, Europejskim Trybunałem Praw Czlowieka i Amnesty International też. Starzy nie popuścili. Młody redachtur musiał przyrzec, że codziennie będzie gadzinę karmić, poić i z kurnika wypuszczać oraz tamże zamykać. Trudno. Takie były czasy. Młody wtenczas jeszcze redachtur podjął jednakże natychmiast kroki w celu zoptymalizowania proceów gospodarki hodowlanej, które stały się jego obowiązkiem. Naklad czasu na zamykanie ptaszków w kurniku da się na przykład ograniczyć o 100% jeśli się ptaszków z tego kurnika wcale nie wypuści. Genialne! Wiedzieli Panstwo o tym? Dalej - po co siedem razy w tygodniu nosić kurom żarcie i wodę?  Jak równie dobrze można raz w tygodniu dostarczyć gadzinie siedmiokrotną równowartość dziennego zapotrzebowania na pokarm i płyny? Ta innowacyjna racjonalizacja przydomowej hodowli drobiu pozwala na spedzanie więcej czasu na rybach. Na przyklad. Szczególnie w czasach kiedy nie było jeszcze Internetu i Play Station, ale wynaleziono już wakacje. I wszystko byłoby dobrze, gdyby nie te kury. Kury, te świnie, w warunkach zoptymalizowanej pod splawik hodowli  przestały mianowicie znosić jajka. Zjawisko to, czyli brak jaj (kurzych) zostało przedyskutowane w gronie młodych biologów w wieku rybdaktora, zajmujących się wówczas razem z nim badaniami behawioru kiełbi i uklejek. Wspólnie, przy użyciu mniemanologicznej metody analogii dedukcyjnej ustalono, że kury potrzebują koguta. Jeśli bowiem obowiązuje generalna zasada samiec + samica = dziecko  to w odniesieniu do problemu zredukowanego do drobiu brzmieć MUSI: kura + kogut = jajko. Kolega biolog ze szkoły podstawowej dostarczył dyskretnie zorganizowanego z zasobów gospodarstwa rolnego jego rodziców koguta doświadczalnego w zamian za rolkę dropsów. Wobec początkowego braku rezultatów w postaci jaj został zorganizowany równie dyskretnie drugi kogut, za drugą rolkę dropsów.

Niestety ekspryment naukowy został brutalnie przerwany przez powracających w domowe pielesze rodzicieli redachtura, którzy nie okazali się zbudowani ani nowoczesnymi metodami hodowli kur w egipskich ciemnościach, ani kogutami w kurniku i w rezulatcie nie została wyjaśniona empirycznie kwestia: w jakich proporcjach kurzo/kogutowych zaczyna dzialać prawidlowość kogut + kura = jajko.

Nad czym redachtor do dziś ubolewa.

A histora z tymi kogucimi jajami przypomniała się gronu redachcyjnemu jak grono przeczytało w Łowcu Polskim nr 2/2014 o Krystynie, która woli Słowaka. Czyli „odświeżaniu“ krwi jelenia szlachetnego w Borach Stobrawskich, w Nadleśnictwie Kluczbork. O której w mediach mowa już była wcześniej jako o naukowym ratowaniu czegoś genetycznego w  jeleniu polskim rasy nizinnej dolnośląskiej. Nikt z grona ten blog redagujoncego jelenia w OHZ–cie Krystyna nie zaszczelił ani też w tamtejszych okolicach samochodem nie przejechał. Trudno też redakcyji powiedzieć co tam siem ratuje. Niemniej w gazecie myśliwskiej leśnicy zdradzają sami, że nie rozchodzi siem tyle o genetykę, co o rogi. Postarzyli te swoje byki, wysekcjonowali jak należy, a tu jak nie było dużych i bardzo dużych rogów, tak nie ma. No i dewizowcy zostawiają mniej ojro niż by mogli. Prawdopodobnie. Więc wedle najlepszych wzorców oborowych z czasów Kajzera Wilusia i wczesnego Göringa leśnicy odswieżaja tę krew jeleniowi. To praktykował zresztą też Genosse Erich Honecker w czasach socjalistycznych, sprowadzając od polskich towarzyszy byki zagrodowe z Mazur. Teraz plantatorzy desek z Kluczborka z zacięciem do hodowli rogacizny kupili se gdzieś za granicą pare kogutów – byków jelenia znaczy się, wpuścili je do swoich kur czyli lań – lub odwrotnie – łanie do byków. I czekają jakie jaja z tego wynikną. My też. Aczkolwiek z mieszanymi uczuciami. Nie bedąc do końca pewni czy te rogi nie przesłaniaja komuś la petite difference między kurnikiem i lasem.

6 komentarzy:

  1. Co do wprowadzania nowych genów wydaje mi się, że to trochę gra niewarta świeczki. No ale z drugiej strony zawsze jakieś wzbogacenie puli genetycznej z punktu widzenia biologicznego jest korzystne. Tylko czy aby na pewno poroża będą większe, to nie jestem przekonany. Co raz więcej jest dowodów na to, że wielkość poroża zależy bardziej od tego co byk żre, a nie od tego to bzykał jego matkę. I tu pojawia się pytanie, jak bardzo zależy nam na porożach a jak bardzo na jeleniach naturalnie naturalnych. Bo jak poroża są dla nas tak istotne to kupmy paszę pełnowartościową, a jak chcemy żeby jelenie miały nie tylko wielkie poroża ale i smaczne i zdrowe mięso to trzeba wziąć się za poprawę warunków bytowania. I to taką na serio, ale to kosztuje masę pracy i kupę czasu, bo wiadomo, że drzewka w lesie nie urosną w tydzień czy rok. Ale urozmaicając bazę żerową w karmę naturalną zracjonalizujemy dokarmianie. Bo karmienie zwierząt zgniłymi pyrami i spleśniałym chlebem to nonsens.
    DAWID

    OdpowiedzUsuń
  2. To wzbogacenie "puli genowej" jest ostatnio malo modne. Na pewno ma uzasadnienie w przypadkach,
    kiedy kawalek jakiejs populacji nie ma lacznosci z reszta. Ale czy Bory Stobrawskie rzeczywiscie
    znalazly sie na wyspie ?????.
    Nie jest specjalna tajemnica, ze jelenie w hodowli zagrodowej czy poldzikiej dadza sie "podrasowac" -
    juz w latach 20 - tych ub. stulecia udalo sie "wyselekcjonowac" byki nakladajace w 3 - glowie poroze
    w formie 12 - staka i osiagajace wage tuszy powyzej 200 kilogramow.

    W tym kontekscie kluczborskie eksperymenty zawsze beda mialy swoisty "posmaczek".

    Ale o tym powinni juz sami eksperymentatorzy wiedziec....
    pozdr
    daka

    OdpowiedzUsuń
  3. No właśnie. Skoro nie ma ryzyka zubożenia puli genowej to po co wkładać wysiłek i kasę? Chyba dla zabawy, może kwestia jakiś ambicji wyhodowania superlelenia? Ale już muflonowi by się przydało takie odświeżenie, gdyż z tego co mi na kursach mówili, to co raz częściej mają poważne deformacje ślimów co wynika, z tego, że ich populacja wywodzi się od małego stada. I w sprowadzaniu muflonów świeżej krwi bym widział większy sens...

    OdpowiedzUsuń
  4. No...., nie wiadomo o co tam sie dokladnie rozchodzi. Faktem jest, ze rozwoj infrastruktury
    prowadzi - prowadzic moze do izolacji niektorych populacji jelenia, ktory ma duzo wieksze problemy
    z pokonaniem ciagow komunikacyjnych czy zurbanizowanych terenow ."Zubozenie" genetyczne
    wsrod jelenia daje sie w tej chwili zauwazyc w Niemczech. Nic dziwnego jesli zerknac na
    te mapke z linku;
    http://www.deutschewildtierstiftung.de/de/schuetzen/arten-schuetzen/rothirsch/verbreitungskarte/

    Gdzie wyraznie widac wyspowy charakter wystepowania tego gatunku.

    U nas tego problemu (jeszcze ?) nie widac:

    Wystepowanie jelenia w Polsce:

    http://www.iop.krakow.pl/ssaki/Gatunek.aspx?spID=122

    Dlatego trudno zrozumiec lokalne proby "hodowlane" jesli uzasadniane sa dbaloscia o zwiekszenie
    lokalnej roznorodnosci genetycznej.


    OdpowiedzUsuń
  5. Oj daka, daka! Naturalna naturalność Ci się marzy? ;)

    pozdrawiam,
    mnjn

    OdpowiedzUsuń
  6. Tak calkiem naturalna to ta jelenia naturalnosc nie bedzie. Wziawszy pod uwage ze lelonki calkiem nienaturalnie z naszych szerokosci zniknely i tez wlasciwie nienaturalnie wrocily. O czym co starsze
    baby we wsi pamientaja. Przy jelenich powrotach na ziemie obiecane - czyli w regiony gdzie kiedys
    byl a teraz go nie ma, nie bardzo jest co spierdolic - jak nie ma (nie bylo) niczego co by mozna lokalnie spierdolic, czyli autochtonicznych zwierzakow. Nosicieli lokalnej kolorystyki i genetyki.
    Przy wzbogacaniu - ilosciowym , jakosciowym ( wieksze rogi, przystojniejsze lanie, wiecej sadla na zeberkach itp.) wedle arbitralnach wyobrazen spod zielonego kapelusika z piorkiem to wyglada deczko ....roznie powiedzmy - jesli postudiowac wyniki podobnych , kurzo - kogucich eksperymentow z jeleniem.

    Nie funkcjonuja raczej wzorce oborowe, ktore sie sprawdzic moglyby na pewno przy zagrodowej hodowli jelenia rasy dolnoslaskiej nizinniej wzbogacanej rasa miesno - rogata gornoslowacka, czy w wielu kurnikach, gdzie przy odrobinie manipulacji nawet koguty zaczynaja znosic jajka.

    Naturalna naturalnosc naturalna naturalnoscia ale czasami "bezpieczniejszym" jest po prostu
    otworzenie i przewietrzenie kurnika zeby kury znosily wiecej i wieksze jajka.

    Tansze tez niz wydawanie setek tysiecy rolek dropsow na reproduktorow.
    daka

    OdpowiedzUsuń