Muza nasza, czyli siostra po dwururce, Koleżanka blogerka Dajrota natchnęła buców. Wpisem na
swoim blogu: "Leśny savoir-vivre". CZĘŚĆ I i CZĘŚĆ II. Nie
bardzo wiemy co to jest ten savoir… ten no…czy jak tam. Bo po francusku umie tylko Wojciechus. Tak mówi
przynajmniej. Ale z czytaniem ma trochę problemów.
Z
napisanej w języku Stefana Żeromskiego i Macieja Łogina treści kazania siostry
naszej Dajroty można się
jednak domysleć, że rozchodzi się o apel w sprawie konfliktu i zgrzytów wokół
korzystania przez dwie
grupy ludzi - tych w zielonych kapelusikach z piórkami i tych bez kapelusików oraz
psy - z jednego lasu. Faktycznie
mamy tylko jeden las i jeden krajobraz. I faktycznie ów konflikt daje o sobie
znać realnymi tudzież wirtualnymi pyskówkami, czasem irytacją, często
namacalnoscią kup śmieci i zdewastowanych ambon. Tudzież patrochami zabitego
dzika wyłożononymi na ścieżce przyrodniczo-edukacyjnej.
W
tym kontekście przestudiowaliśmy kazanie siostry Dajroty z należytym nabożeństwem.
Bo takich apeli za dużo
być nie może, a niewykluczonym jest, iż w przyszłości potrzeba będzie ich więcej.
W każdym bądź razie dostaliśmy takich wyrzutów sumienia, że trza było sięgnąć
po flaszkę, żeby trzeźwiej spojrzeć na ten padół i kierowane przez siostrę
Dajrotę apele do niepolującej części parafii też. A szczególnie te:
1. Nie
hałasuj w lesie!
5. Psa
trzymaj zawsze na smyczy!
Odnosząc
je do nas samych.
Rozpacz.
Jak
tu cicho zaszczelić dzika? Nie korzystając z zabronionych ustrojstw albo łuku,
który też jest zakazany? Jak ten pies, trzymany zawsze na smyczy, ma
zaaportować zbarczoną kaczkę, kiedy na drugim końcu otoka wisi gość, który umie
po francusku ale z pływaniem ma problemy?
Jak wreszcie Kali w zielonym kapelusiku z piórkiem ma wytłumaczyć
niepolującej parafii, że jak parafianin ryknie na cały las “Kurwa! Znalazłem muchomoraaaaaaaaa!!!!!!” to jest zły
uczynek? A jak Kali przy okazji zbiorowego polowania reprezentacyjnego reprezentacji polskich Dian w
Puszczy Niepołomickiej jebnie na trombce sygnał “Naganiacz na rozkładzie” – słyszalny od Tarnowa do Krakowa
– to jest dobry uczynek?
Bo Kalemu wolno i już? Koniec dyskusji?
Małgorzata Kaczorowska – redaktorka, specjalistka d/s edukacji przyrodniczo-leśnej
w Nadleśnictwie Dynów, absolwentka Wydziału Leśnego Uniwersytetu Rolniczego w
Krakowie też cuś sugeruje. Zabawę dydaktyczno-pedagogiczną dla parafian w wieku gimnazjalnym pod tytułem „Myśliwy przed
sądem, czyli za i przeciw współczesnego łowiectwa". Której też siem
przyjrzeliśmy. Pod drugą flaszkę wódki. Chociaż
jesteśmy dziećmi w wieku dawno a nawet bardzo dawno w wieku pozaszkolnym.
Zabawa polega na zestawieniu pozycji i argumentów pro i kontra polowanie z
fikcyjnym oskarżycielem i obrońcą oraz świadkami, którzy w obronie łowiectwa szermują m.in. takimi argumentami:
Świadek obrony nr
2.
Myśliwi stworzyli
kodeks etyki i dobrego obyczaju. Chodzi w nim o to, że jeśli już zabija się
zwierzynę, to nie przystoi jej ranić. Wolno więc zabijać tylko
strzałem i tylko z takiej broni, z takiej odległości i w takich warunkach,
które dają pewność celnego strzału i zabicia na miejscu. Jeżeli mimo to
zwierzyna została zraniona, kodeks nakazuje odszukać ją i dobić.
Wystarczy, że gimnazjalista zerknie do tzw. regulaminu polowań Polskiego
Związku Łowieckiego, żeby przeczytać, iż do niektórych ptaków i zajęcy na
przykład myśliwy MOŻE I POWINIEN strzelać tylko wtedy gdy zwierzątka te fruwają
czy zapieprzają. Czyli w sytuacjach, które nie dają ani pewności celnego strzału,
ani zabicia na miejscu. Czy cuś dziwnego jeśli dziecię siem potem pyta: co to
jest kurwa za etyka? Co to som za obyczaje???
Następnie to dziecko jest konfrontowane z kolejnymi zeznaniami:
Świadek obrony
nr 3.
Współcześni myśliwi
przyjmują na siebie rolę dużych drapieżników, których jest coraz mniej. Zabijają
zwierzęta roślinożerne (szczególnie kopytne: jelenie, łosie, sarny), które
zgromadzone w dużych ilościach na tym samym terenie, mogą powodować duże
zniszczenia w roślinności, poprzez zgryzanie młodych drzew i siewek. Myśliwi
spełniają ponadto funkcje sanitarne. Odstrzeliwują zwierzęta chore i słabe.
Jeśli dziecko ma zero wyobraźni, to da się zwieść obrazkiem liniejącego tygrysa w
zielonym kapelusiku z piórkiem, z 30-oma kg nadwagi w roli współczesnego top–predatora. I
poprowadzić w krainę absurdów. Na pewno jednak po drodze potknie się o
reklamę „czystej i zdrowej dziczyzny”. Czy nie przypadkiem ze zwierząt
chorych, słabych i starych? Jak ta prawie padlina smakuje? Spyta się dziecię.
Zupełnie słusznie.
Nie wiadomo jak te gimnazjalne procesy czarowników w zielonych kapelusikach
sie kończą. Jakimi wyrokami? Ale jak na nasz gust, przy takiej linii obrony i przy takich świadkach to nawet
niesłusznie oskarżona o rozwiązły tryb życia Dziewica Orleańska wylądowałaby na
stosie a nie tylko buc w zielonym kapelusiku z piórkiem postawiony przed sądem
za amoralność i inne grzechy.
Z naszego bucowsko-chłopsko–filozoficznego punktu widzenia, edukacyjno–dydaktyczny
problem absurdów rzeczywistych bądź pozornych w przekazie obrazu polowania nie
dotyczy w zasadzie dwóch pań, które przypadkiem nam się nawinęły po drodze
przez internetową dżunglę. Jak wszystko na tym padole, tak samo łowiectwo i
polowanie nie są wolne od sprzeczności i wewnętrznych paradoksów. Często przez
nas samych nie dostrzeganych, często tylko pozornych, które znikają dopiero
przy kompleksowym potraktowaniu tematu. Bo polowanie i łowiectwo są zjawiskiem kompleksowym z aspektami natury
ekologicznej (wiemy, wiemy ….brzydkie słowo), społeczno–kulturowej i
ekonomicznej. Niepolująca część parafii zadaje często proste pytania dotyczące
tej złożoności, oczekując prostych odpowiedzi. Dylematy wynikają z myśliwskiego
„pójscia na skróty“, operowania możliwie prostymi i czytelnymi uproszczeniami w
dziele uświadamiania parafian nie noszących zielonych kapelusików z piórkami,
nie mających osobistych doświadczeń z materią. Nie ma i nie będzie też chyba
jakichś uniwersalnych recept na edukację myśliwską w różnych sytuacjach, wśród różnych
grup niepolujących parafian.
Warto jednak pamiętać, że użycie środków z repertuaru typowego dla
propagandy i reklamy, z uproszczeniami, marginalizacją i pominięciem niewygodnych okoliczności,
sprzeczności nie zawsze prowadzi do celu, jakim jest uzyskanie akceptacji tego,
co jako myśliwki i myśliwi robimy. Szczególnie
gdy odbiorca krytycznie nastawiony jest do odbioru naszego przekazu.
W
tym sensie Drogie Edukatorki i Edukatorzy:
Zdrówko!
Strzemiennego!!!
PS.
Alkohol jest szkodliwy dla zdrowia. Powoduje marskość wątroby, może prowadzić
też do śmierci z przepicia lub
innych chorób.
NO WŁAŚNIE! Najpierw wciskamy dzieciom kity, że strzelamy do padliny a potem musimy się tłumaczyć, dlaczego taką śliczna sarenkę ktoś zamordował, skoro jeszcze chodziła o własnych siłach. A jeszcze lepsze są zarzuty, że jesteśmy jak hitlerowcy, bo zabijamy słabszych. Tyle mówimy o karmieniu zwierzątek, ale potem ktoś nam zarzuca, że zabijamy je podczas kolacji przy nęcisku (to taki paśnik, tylko, że można przy nim strzelać, przynajmniej z punktu widzenia laika). No i sztandarowy argument myśliwi karmią tylko po to by móc więcej zabijać. No chyba nie tylko po to ;) Z resztą to robienie chlewa z lasu i tuczenie dzików jest dość bez sensu, działa wręcz na szkodę populacji no i nas szczęście co raz więcej osób to dostrzega. A skoro brakuje drapieżników to jest ,,bardzo proste" rozwiązanie WYPUŚĆMY MILIONY WILKÓW LWÓW I TYGRYSÓW a wszystko będzie zajebiście, no ale chyba nie takie to proste i nie tak zajebiście by było, ale co tam-jak się bawić to się bawić ;)
OdpowiedzUsuńCo do etyki no faktycznie strzeanie do ptactwa w locie wcale nie jest takie etyczne, jak się niektórym wydaje, na co z resztą kiedyś zwrócił mi uwagę autor tego bloga Wojciechus.
Mówmy dziecia prawdę, a nikt nam nie zarzuci obłudy. Polujemy bo chcemy, bo lubimy, bo polować jest fajnie. Ale staramy się nie męczyć zwierzaków, dbać o ich kondycje i jakość, polepszać warunki życia-wodopoje remizy itd. Tylko jeszcze, żeby to robienie poletek remiz i wodopojów było popularne na polach i lasach a nie w gazetach.
DAWID
Dodatkowa trudnosc w uprawianiu tej mysliwskiej....hm...... propagandy , czy to skierowanej do dzieci czy tez wiekszych dzieci sprawia "nieobecnosc" mysliwych.....Polujacych jest u nas po prostu malo i
OdpowiedzUsuńsila rzeczy "sa malo obecni" w krajobrazie, na ulicy, "w zyciu codziennym" Obraz buca z krwi i kosci zastepuje sterotyp.
A od stereotypu oczekuje sie stereotypowego zachowania i streotypowych reakcji.....
Szanowni Bucowie!
OdpowiedzUsuńCzy Szanowni są posiadaczami dzieci własnych lub przysposobionych albo też są ciotką czy wujkiem dla jakichś pacholąt? Jakby to Bucowie, lub pt. Czytelnicy bloga, mogli zreferować swoje doświadczenia, jak w domu prawdziwego Buca zachodzi ewolucja "od misia pluszowego do misia wypatroszonego"?
Bo mnie się wydaje, że jak się tej drogi we własnym M4 nie przerobi, to siem potem jest jako ten wilk jedzoncy trafke i pietrószke.
Temacik jest faktycznie bardzo wdzieczny. Szegolnie dlatego, ze dzieciarnia jest szczera i uczciwa.......Wlasne pociechy nie sa szczegolnym problemem czy wyzwaniem. Te sie indoktrynuja najczesciej przy okazji. Metamorfoza misia pluszowego w wypatroszonego jest dla nich niejako elementem behawioru. Trudniej jest faktycznie z dzieciarnia cudza -
OdpowiedzUsuńjuz "urobiona". Czasami tez wlasna - odrobine pozno konfrontowana z faktem, ze rodziciel ktory
pieprzy na codzien o kochaniu zwierzatek, w weekendy wyjezdza je mordowac.
Pare teoretycznych rzeczy jeden z redachtorow zerznal z opracowania Braemera
- specjalizujacego sie w socjologii ochrony przyrody:
http://bucewzielonych.blogspot.de/2013/10/dlaczego-nas-nie-lubia-rozdzia-ii-cd.html
Praktycznie i pedagogicznie to chyba jak wychowanie seksualne. Smierc (zwierzecia na polowaniu i nie tylko ) i seks sa tematami tabu ale kiedys dzieciarnia tak czy owak bedzie zbierac wlasne doswiadczenia.
Jakie ?
Na to moze miec wplyw edukatorka wlasnie.
Jeden z redachtoruff skrobnal zreszta cus na temat patroszenia....i pewnego dyrektora/dochtora.
Gdyby drugi nie byl takim leniem to juz dawno by to wkleil - bedzie
na pewno podkladka do dalszego gdybania na ten temat....
pozdr
daka
Muszę się Wam przyznać do bardzo niecnego postępku. Otóż jakieś niecałe 2 lata temu spaliłam w kominku jedną z książeczek mojej wtedy trzyletniej bratanicy.
OdpowiedzUsuńW sumie to nawet żałuję, że jej po prostu nie zabrałam, bo teraz chętnie pokazałabym Wam jaki jest poziom niektórych książek dla dzieci. Pomijając już nawet wszystkie bzdury jeżeli chodzi o biologię i behawior zwierząt, była napisana na żenującym poziomie językowym. Tytuł tego "arcydzieła" literatury dziecięcej to: "Jelonek Bambi"- i wszystko jasne...
pozdrawiam,
mnjn
Niegrzeczna Dziewczynka.....
OdpowiedzUsuńCo za głupia strona ...kto ja założył, musi być jakimś dewiantem seksualnym !!Teraz będziecie mieli arabusów to ich będziecie uczyć kultury ...albo oni Was !!!! wprowadzą Wam tradycje że za Polskimi typu łowiectwo jeszcze zatęsknicie!!
OdpowiedzUsuń