Skoro
nowe punkty ciężkości zostały mniej więcej nakreślone, nadszedł czas, by
odpowiedzieć na pytanie: jak do ich realizacji przygotowany jest typowy zawodowy
myśliwy i dlaczego źle?
Niestety
wciąż dominuje i pokutuje edukacja pod kątem dokarmiania, przygotowania łowiska
oraz opieki nad gośćmi. Natomiast działalność misyjna celem niesienia kaganka
myśliwskiej oświaty jest zepchnięta na dalszy plan. Innymi deficytami w
kształceniu profesjonalistów są: organizacja i koncepcja alternatywnych metod
polowania, fachowe konsultacje ze związkami łowieckimi i kooperacja z
naukowcami. Jeden z zawodowców stwierdził, że ich wizerunek jest zdecydowanie
zbyt konserwatywny, zbyt zorientowany na trofeistykę i zbyt zależny od
pracodawców, którymi zwykle są najemcy terenów łowieckich.
W tej ostatniej kwestii leży jagdterier pogrzebany, bowiem obecna struktura zatrudnienia rodzi dwa zasadnicze problemy: po pierwsze, dzierżawcy obwodów niekoniecznie są zainteresowani jak najdłuższym okresem najmu tychże. A więc zatrudnieni zawodowcy nie mają zagwarantowanej stałości pracy. W każdym razie nie wiedzą czy w kolejnym okresie dzierżawy będzie robota, czy też figa z makiem (o pasternaku, zwłaszcza tym kwitnącym przy ZG PZŁ, nie wspominając). Po drugie, w większości przypadków intencje najemców i właścicieli ziemskich nie są zbieżne. Tak więc profesjonalny myśliwy staje między młotem a kowadłem, gdzie pierwszeństwo mają oczywiście interesy pracodawcy. Wreszcie, prof. dr Friedrich Reimoser, zajmujący się biologią dzikich zwierząt, sformułował w kontekście postulatu traktującego o konieczności zwiększenia kompetentności w łowiectwie trafne spostrzeżenie: otóż samo korzystanie z usług zawodowego myśliwego przez dzierżawcę obwodu jeszcze długo nie oznacza, że gospodarowanie tym terenem rzeczywiście prowadzone jest w fachowy sposób.
Nic
zatem dziwnego, iż ponad 80% profesjonalistów preferowałaby pracę u boku
ziemskiego właściciela. Co ciekawe, również zdecydowana większość wyobraża
sobie zatrudnienie na poziomie regionu łowieckiego, ewentualnie okręgu/kraju.
Dzisiejsi
zawodowi myśliwi dostrzegają ogromne zmiany w łowiectwie, zwłaszcza – mówiąc krótko
– drastycznie rosnące wyzwania. Przestrzeń życiowa dzikich zwierząt ciągle się
kurczy, te zaś coraz częściej są niepokojone, co utrudnia również wykonywanie
polowania. Wzrosło korzystanie z dobrodziejstw Matki Natury a wraz z nim egoizm
samych użytkowników, który przedstawia się jako coraz większy problem. Nikt nie
chce się samoograniczać, ustąpić, za to każdy rezerwuje przyrodę dla siebie.
Zmieniają się warunki ramowe myślistwa – hobby łowcy mają coraz mniej czasu na
uganianie się za zwierzyną, dążą więc do zabijania jej przy pomocy wszelkich
możliwych środków. Po części polowanie degraduje się do powierzchownej
przyjemności wypoczynku, gdzie coraz nowsze cuda techniki mają kompensować
myśliwskie umiejętności. Czy raczej ich brak. Zaś niepolująca część
społeczeństwa, nieufnie spoglądając na łowiectwo, zaczyna kwestionować jego
sens – na co myśliwi nie reagują bądź odpowiadają zbyt opieszale. Nacisk opinii
publicznej niewątpliwie wzrośnie i pozostaje tylko kwestią czasu kiedy polityka
tematu się chwyci.
Austriaccy
zawodowcy krytycznym okiem przyglądają się funkcjonowaniu łowiectwa w swoim
kraju. Niepokojenie zwierzyny poprzez stosowanie nieprofesjonalnych metod
polowania wraz z utratą przez większość myśliwych wiedzy dotyczącej praktycznych
umiejętności postrzegane są jako główne problemy. Na to nakłada się brak
przekonania co do poprawy łowieckich kwalifikacji w ostatnich latach. Natomiast
wyraźnie polepszyła się jakość myśliwskiego wyposażenia, która jednak nie może
zrekompensować słabnącego potencjału. Bez dwóch zdań coraz bardziej wymagające
staje się prowadzenie łowieckiego „przedsiębiorstwa”, w coraz mniejszym stopniu
reguluje się populacje zwierzyny płowej i czarnej a jej przestrzeń życiowa
została zdegradowana do placu zabaw dla wypoczywającego społeczeństwa. Małomówny,
ogorzały samotnik, dla którego rewir stanowi cały wszechświat z pewnością jest
reliktem przeszłości. Dokonujące się zmiany samoistnie przesuwają wajchę z
napisem „łowiectwo” ku zawodowym myśliwym. Ci zaś, ów klimat najsilniej
wyczuwając, z jednej strony chcą służyć własnym bez wątpienia ogromnym doświadczeniem,
lecz z drugiej mają problem z właściwą komunikacją i deficytami w wykształceniu. Wreszcie, aby móc efektywniej pracować, wskazują na alternatywne
formy zatrudnienia.
Czy powinniśmy zatem, po sąsiedzku, interesować się owym dryfem w kierunku profesjonalizacji łowiectwa? Czy też wobec prognozowanego niedomyślistwa, spodziewanej zmiany społecznego nastroju oraz wiążących się z tym reperkusji przyjąć raczej postawę nastolatki, która zaszła w ciążę i liczy na to, że „samo przejdzie”?
Aż mnie do wizji i ich spisania sprowokowaliście tym wpisem :D Jak się sprawdzą, a ja nie dożyję coby powiedzieć "a nie mówiłam", to dajcie mi przydomek Wernyhora z Rajbrotu Drugi - Pierwszy też lubił zabalować ;)
OdpowiedzUsuńMyyyk: http://jagermeisterin.blog.onet.pl/2014/03/05/halucynacje-z-niedozywienia-czyli-dajrotowe-rozmyslania-w-poscie/
Zawód myśliwego jest tak samo ważny jak każdy inny i tak samo powinien być doceniany. A do tego powinno się takie osoby odpowiednio szkolić, nie każdy zdaje sobie sprawę jaki jest z tym problem.
OdpowiedzUsuń