Co ma
wspólnego polowanie z seksem? Więcej niż mogłoby się na pierwszy rzut oka
wydawać. W swojej książce zatytułowanej "Jagen, Sex und Tiere essen" dr Florian Asche, dla nas po prostu Florek, demonstruje
liczne paralele, które są niczym innym jak wyrazem tego, że zarówno jedno jak i
drugie mają do czynienia z instynktem oraz pasją. Autor, rocznik 68’, studiował
w Oxford’zie, Göttenburg’u, Wűzburg’u i Jenie, pracuje w Hamburgu jako adwokat
specjalizujący się w prawie myśliwskim, fundacyjnym, spadkowym, jest myśliwym –
od młodości oczarowanym łowiectwem. Podobnie jak jego najbliższa rodzina: nastoletnia
córka (posiadaczka karty łowieckiej), syn i żona. O psach nic nie wiadomo.
Florek napisał swoją książkę w… metrze, w drodze do pracy. Czyż nie brzmi to
genialnie pospolicie? Metro! Nigdy byśmy na to nie wpadli (no może poza
Danielem A.K. – on na nęcisko dojeżdża tramwajem).
Ale
przejdźmy już do wywiadu, który przeprowadził Herbert Trummler.
Herbert Trummler: doktorze
Asche, zanim przejdziemy do sensacyjnej książki Pana autorstwa, chciałbym na
początek zadać pytanie, które pojawia się we wszystkich wywiadach z naszymi
gośćmi: dlaczego Pan poluje?
Asche:
z pasji, z żądzy, dla zmysłowej przyjemności. Dlatego, że można bez żadnego
filtra, w pełni doświadczać natury. I najważniejsze: można pozyskać zdobycz.
To pozyskiwanie nazywa się też
zabijaniem.
Które
jest jednym z najbardziej naturalnych procesów naszego świata. Tam gdzie życie,
tam i śmierć. Jeśli żyjesz, musisz umrzeć. Jednak fascynujące w polowaniu jest
to całe przybliżanie się do momentu strzału.
W swojej książce na okrągło
pisze Pan o żądzy polowania. Jak to rozumieć?
Łowy
są zmysłowym procesem, a tam gdzie zmysłowość, tam i pożądanie. Nie inaczej
jest w przypadku myśliwych.
Dlaczego więc ci, zapytani o powody,
dla których polują, zazwyczaj zaczynają gadać wyłącznie o konieczności
regulacji zwierzostanów, ekologii, ochronie i tym podobnych?
Ze
strachu. Myślistwo, tak jak wszystko co ze wsią związane, znajduje się pod
silnym naciskiem miejskiej cywilizacji. Zarówno politycznym jak i medialnym.
Publikowane są niepochlebne opinie o polowaniu i myśliwych. Sytuacja wygląda
znacznie lepiej w Austrii niż w Niemczech, co wynika z mocniej zakotwiczonego łowiectwa
w tamtejszym społeczeństwie. A ponieważ owa presja jest tak wielka, my, myśliwi
boimy się powiedzieć o co tak naprawdę chodzi, co nas emocjonalnie napędza.
Próbujemy zyskać sympatię poprzez opowiadanie o opiece, ochronie itd. Ale to działa tylko w
ograniczonym stopniu, ponieważ nie stanowi całej prawdy. Oczywiście, w tym
wszystkim jest też motyw ochrony, ale rozstrzyga wyłącznie instynkt drapieżcy.
Potrzeba nam odwagi, aby to wyznać.
Skąd wziął się u Pana pomysł
napisania książki?
Decydującym
czynnikiem była łowiecka podróż do Alzacji, gdzie zaimponował mi sposób w jaki
Francuzi uczynili z polowania zmysłową syntezę indywidualnych dzieł sztuki.
Tamtejsi myśliwi znacznie bardziej przykładają wagę do aspektów emocjonalnych.
To mnie skłoniło, by wyrazić co czuję – bez jakiegokolwiek
myśliwsko-politycznego filtra. Miałem już po dziurki w nosie tego ciągłego
tłumaczenia się. To co my, myśliwi robimy jest dobre i właściwe. Takie są
zasady życia, takie są zasady przyrody, która nie musi się usprawiedliwiać.
Więc przyszedł mi do głowy pomysł, aby pasję łowiecką porównać z seksem – popędem,
który również nikomu nie musi się usprawiedliwiać.
A więc co łączy seks i
polowanie?
To są
oddzielne mieszkania w tym samym domu. Oba mają jedno na celu: seks – orgazm,
polowanie – zdobycz. Przy czym nie są zredukowane wyłącznie do tych celów – na
drodze ku nim rozpalają i fascynują różnorodnością, możliwościami, przeżyciami.
Tym samym łowy odróżniają się od wielu innych hobby, jak np. jogging, w którym
względnie biega się bez celu. W przypadku polowania cel jest zawsze rzeczywisty
i ostateczny.
Jaką rolę odgrywa to, że seks i
polowanie są determinowane instynktami?
Istotnie
większą niż my, cywilizowani, kulturalni ludzie jesteśmy w stanie przyznać. Mimo
że w ostatnich tysiącleciach nasz mózg wielce się zmienił, urósł, dzięki czemu
jesteśmy bardziej rozsądni i utalentowani od naszych przodków, drzemiące w nas
instynkty wciąż odgrywają ogromną rolę, której nie można zaprzeczyć. Spójrzmy
np. na zakochanych: potrafią pokonywać setki kilometrów, robić dziwne rzeczy
tylko po to, by być blisko siebie. Z powodu swojej namiętności nakładają na
siebie nawet największy wysiłek. Podobnie jak marznący przez cały zimowy dzień
myśliwy, karmiony nadzieją, że może coś upoluje. Tego nie da się wytłumaczyć
przez pryzmat rozsądku.
Czy w takim razie ludzie
niepolujący zatracili ów instynkt, czy też jest on przytłummy lub uległ
sublimacji?
Myślę,
że każdy na swój sposób jest myśliwym. Tylko, że polujemy na różne rzeczy.
Właściwie jedynym problemem myślistwa jest całkowicie pokręcony stosunek
ucywilizowanych ludzi do śmierci. Jak bardzo jest tym nasze społeczeństwo
skrępowane, pokazuje np. zachowanie dzieci, które nie kojarzą schabowego ze
śmiercią zwierzęcia. Główny problem leży w nieprzyjmowaniu do wiadomości
pożądanego aktu zabijania.
Dlaczego nasze społeczeństwo
reaguje tak alergicznie na śmierć będącą wynikiem polowania, podczas gdy
przemysłowe szlachtowanie jest mniej lub bardziej milcząco akceptowane?
Ponieważ
większa część społeczeństwa ma dziecinne usposobienie: można schować się za
wyglądem artykułów spożywczych, których zwierzęce pochodzenie jest tuszowane
przez produkujące je koncerny. W przypadku polowania wszystko jest jawne i
publiczka widzi w myśliwych jedynie ludzi zabijających zwierzęta. To jest
właśnie ta dziecięca postawa żyjącego w kłamstwie adamowego plemienia. Natomiast
w myślistwie nie da się kłamać. Każdy kto upolował zwierzę bierze na siebie odpowiedzialność,
ponieważ zrobił to sam. Konsument wcinający kupnego kurczaka jest sprawcą na
kierowniczym stanowisku.
Skoro człowiek „może zabić”,
dlaczego milszy jest mu zapakowany próżniowo kawał mięsiwa niż naturalna
możliwość ukatrupienia zwierzęcia?
Myślę,
że rzeczywiście związane jest to z procesem cywilizacyjnym, o którym już w
połowie lat 30-tych ubiegłego wieku pisał Elias Norbert: złożone z blisko
żyjących ze sobą indywiduów społeczeństwo musi wypracowywać coraz bardziej
wyrafinowane mechanizmy kontroli instynktów, aby móc żyć w zgodzie i
gospodarczej prospericie. Ale ta samokontrola okupiona jest jednym wielkim
problemem – nasza instynktofobia wpędza nas w stale postępującą, społeczną
neurozę.
W Pańskiej książce archaiczność
odgrywa wielką rolę. Tak jak i kreatywne przyrządzanie jedzenia, oczywiście
najlepiej dziczyzny.
Kucharzenie
i jedzenie swych zdobyczy jest duszą myślistwa. Możliwość spożytkowania cennego
mięsa, rozkoszowania się nim to genialne dopełnienie łowów jako ogółu
zmysłowych przeżyć.
Cdn.
Bardzo ciekawy wywiad - popieram. Jestem rolnikiem i choduje trzodę. Doskonale wiem po co to robię i jaki będzie koniec tych zwierząt. Tak to niestety jest, że w mieście to będą juz apetyczne kotleciki. Na wsi natomiast, zwierzęta rzeźne a tak naprawdę to jedno i to samo.
OdpowiedzUsuńKonkretne zdanie na temat łowiectwa, prawdy nie należy się wstydzić.
OdpowiedzUsuńNie rozumiem natomiast dlaczego w kapelusiku jest orzełek leśników, w końcu to wzór zastrzeżony do umundurowania i tym miejscu nie powinien być eksponowany.