wtorek, 25 marca 2014

„Seks, polowanie i zwierząt pałaszowanie”. Cz. I


Co ma wspólnego polowanie z seksem? Więcej niż mogłoby się na pierwszy rzut oka wydawać. W swojej książce zatytułowanej "Jagen, Sex und Tiere essen" dr Florian Asche, dla nas po prostu Florek, demonstruje liczne paralele, które są niczym innym jak wyrazem tego, że zarówno jedno jak i drugie mają do czynienia z instynktem oraz pasją. Autor, rocznik 68’, studiował w Oxford’zie, Göttenburg’u, Wűzburg’u i Jenie, pracuje w Hamburgu jako adwokat specjalizujący się w prawie myśliwskim, fundacyjnym, spadkowym, jest myśliwym – od młodości oczarowanym łowiectwem. Podobnie jak jego najbliższa rodzina: nastoletnia córka (posiadaczka karty łowieckiej), syn i żona. O psach nic nie wiadomo. Florek napisał swoją książkę w… metrze, w drodze do pracy. Czyż nie brzmi to genialnie pospolicie? Metro! Nigdy byśmy na to nie wpadli (no może poza Danielem A.K. – on na nęcisko dojeżdża tramwajem).

Ale przejdźmy już do wywiadu, który przeprowadził Herbert Trummler.

Herbert Trummler: doktorze Asche, zanim przejdziemy do sensacyjnej książki Pana autorstwa, chciałbym na początek zadać pytanie, które pojawia się we wszystkich wywiadach z naszymi gośćmi: dlaczego Pan poluje?

Asche: z pasji, z żądzy, dla zmysłowej przyjemności. Dlatego, że można bez żadnego filtra, w pełni doświadczać natury. I najważniejsze: można pozyskać zdobycz.

To pozyskiwanie nazywa się też zabijaniem.

Które jest jednym z najbardziej naturalnych procesów naszego świata. Tam gdzie życie, tam i śmierć. Jeśli żyjesz, musisz umrzeć. Jednak fascynujące w polowaniu jest to całe przybliżanie się do momentu strzału.

W swojej książce na okrągło pisze Pan o żądzy polowania. Jak to rozumieć?

Łowy są zmysłowym procesem, a tam gdzie zmysłowość, tam i pożądanie. Nie inaczej jest w przypadku myśliwych.

Dlaczego więc ci, zapytani o powody, dla których polują, zazwyczaj zaczynają gadać wyłącznie o konieczności regulacji zwierzostanów, ekologii, ochronie i tym podobnych?

Ze strachu. Myślistwo, tak jak wszystko co ze wsią związane, znajduje się pod silnym naciskiem miejskiej cywilizacji. Zarówno politycznym jak i medialnym. Publikowane są niepochlebne opinie o polowaniu i myśliwych. Sytuacja wygląda znacznie lepiej w Austrii niż w Niemczech, co wynika z mocniej zakotwiczonego łowiectwa w tamtejszym społeczeństwie. A ponieważ owa presja jest tak wielka, my, myśliwi boimy się powiedzieć o co tak naprawdę chodzi, co nas emocjonalnie napędza. Próbujemy zyskać sympatię poprzez opowiadanie o opiece,  ochronie itd. Ale to działa tylko w ograniczonym stopniu, ponieważ nie stanowi całej prawdy. Oczywiście, w tym wszystkim jest też motyw ochrony, ale rozstrzyga wyłącznie instynkt drapieżcy. Potrzeba nam odwagi, aby to wyznać.

Skąd wziął się u Pana pomysł napisania książki?

Decydującym czynnikiem była łowiecka podróż do Alzacji, gdzie zaimponował mi sposób w jaki Francuzi uczynili z polowania zmysłową syntezę indywidualnych dzieł sztuki. Tamtejsi myśliwi znacznie bardziej przykładają wagę do aspektów emocjonalnych. To mnie skłoniło, by wyrazić co czuję – bez jakiegokolwiek myśliwsko-politycznego filtra. Miałem już po dziurki w nosie tego ciągłego tłumaczenia się. To co my, myśliwi robimy jest dobre i właściwe. Takie są zasady życia, takie są zasady przyrody, która nie musi się usprawiedliwiać. Więc przyszedł mi do głowy pomysł, aby pasję łowiecką porównać z seksem – popędem, który również nikomu nie musi się usprawiedliwiać.

A więc co łączy seks i polowanie?

To są oddzielne mieszkania w tym samym domu. Oba mają jedno na celu: seks – orgazm, polowanie – zdobycz. Przy czym nie są zredukowane wyłącznie do tych celów – na drodze ku nim rozpalają i fascynują różnorodnością, możliwościami, przeżyciami. Tym samym łowy odróżniają się od wielu innych hobby, jak np. jogging, w którym względnie biega się bez celu. W przypadku polowania cel jest zawsze rzeczywisty i ostateczny.

Jaką rolę odgrywa to, że seks i polowanie są determinowane instynktami?

Istotnie większą niż my, cywilizowani, kulturalni ludzie jesteśmy w stanie przyznać. Mimo że w ostatnich tysiącleciach nasz mózg wielce się zmienił, urósł, dzięki czemu jesteśmy bardziej rozsądni i utalentowani od naszych przodków, drzemiące w nas instynkty wciąż odgrywają ogromną rolę, której nie można zaprzeczyć. Spójrzmy np. na zakochanych: potrafią pokonywać setki kilometrów, robić dziwne rzeczy tylko po to, by być blisko siebie. Z powodu swojej namiętności nakładają na siebie nawet największy wysiłek. Podobnie jak marznący przez cały zimowy dzień myśliwy, karmiony nadzieją, że może coś upoluje. Tego nie da się wytłumaczyć przez pryzmat rozsądku.

Czy w takim razie ludzie niepolujący zatracili ów instynkt, czy też jest on przytłummy lub uległ sublimacji?

Myślę, że każdy na swój sposób jest myśliwym. Tylko, że polujemy na różne rzeczy. Właściwie jedynym problemem myślistwa jest całkowicie pokręcony stosunek ucywilizowanych ludzi do śmierci. Jak bardzo jest tym nasze społeczeństwo skrępowane, pokazuje np. zachowanie dzieci, które nie kojarzą schabowego ze śmiercią zwierzęcia. Główny problem leży w nieprzyjmowaniu do wiadomości pożądanego aktu zabijania.

Dlaczego nasze społeczeństwo reaguje tak alergicznie na śmierć będącą wynikiem polowania, podczas gdy przemysłowe szlachtowanie jest mniej lub bardziej milcząco akceptowane?

Ponieważ większa część społeczeństwa ma dziecinne usposobienie: można schować się za wyglądem artykułów spożywczych, których zwierzęce pochodzenie jest tuszowane przez produkujące je koncerny. W przypadku polowania wszystko jest jawne i publiczka widzi w myśliwych jedynie ludzi zabijających zwierzęta. To jest właśnie ta dziecięca postawa żyjącego w kłamstwie adamowego plemienia. Natomiast w myślistwie nie da się kłamać. Każdy kto upolował zwierzę bierze na siebie odpowiedzialność, ponieważ zrobił to sam. Konsument wcinający kupnego kurczaka jest sprawcą na kierowniczym stanowisku.

Skoro człowiek „może zabić”, dlaczego milszy jest mu zapakowany próżniowo kawał mięsiwa niż naturalna możliwość ukatrupienia zwierzęcia?

Myślę, że rzeczywiście związane jest to z procesem cywilizacyjnym, o którym już w połowie lat 30-tych ubiegłego wieku pisał Elias Norbert: złożone z blisko żyjących ze sobą indywiduów społeczeństwo musi wypracowywać coraz bardziej wyrafinowane mechanizmy kontroli instynktów, aby móc żyć w zgodzie i gospodarczej prospericie. Ale ta samokontrola okupiona jest jednym wielkim problemem – nasza instynktofobia wpędza nas w stale postępującą, społeczną neurozę.

W Pańskiej książce archaiczność odgrywa wielką rolę. Tak jak i kreatywne przyrządzanie jedzenia, oczywiście najlepiej dziczyzny.

Kucharzenie i jedzenie swych zdobyczy jest duszą myślistwa. Możliwość spożytkowania cennego mięsa, rozkoszowania się nim to genialne dopełnienie łowów jako ogółu zmysłowych przeżyć. 

Cdn.

2 komentarze:

  1. Bardzo ciekawy wywiad - popieram. Jestem rolnikiem i choduje trzodę. Doskonale wiem po co to robię i jaki będzie koniec tych zwierząt. Tak to niestety jest, że w mieście to będą juz apetyczne kotleciki. Na wsi natomiast, zwierzęta rzeźne a tak naprawdę to jedno i to samo.

    OdpowiedzUsuń
  2. Konkretne zdanie na temat łowiectwa, prawdy nie należy się wstydzić.
    Nie rozumiem natomiast dlaczego w kapelusiku jest orzełek leśników, w końcu to wzór zastrzeżony do umundurowania i tym miejscu nie powinien być eksponowany.

    OdpowiedzUsuń