W marcowym numerze Braci Łowieckiej,
który jednemu z członków kolektywu redakcyjnego naszego bloga udało się ostatnio podpierdolic
w jakimś kiosku, odkryliśmy w dwóch miejscach jedno nazwisko i dwie różne wypowiedzi. W artykule
„Odpuśćmy łysce“ dr Andrzej G. Kruszewicz przedstawia swoją opinię na temat postrzegania
łowiectwia, szczególnie w kontekście polowania na ptaki. 12 stron dalej jego
opinię cytuje Kamil Zamojski w publikacji „Praktyczna lekcja przyrody?“ dotyczącej
kopenhaskiego żyrafobicia.
Co ma łyska do
żyrafa (czyli młodego samca żyrafy)? - spyta czytelnik tego bloga.
Trochę ma. Wydaje siem nam.
Autor „Odpuszczenia łyskom“ krytykuje ekshibicjonizm krwawych zdjęć z polowania, przedstawiając jednocześnie w formie
retorycznego pytania receptę na polepszenie wizerunku myśliwych, którą dr
Andrzej G. Kruszewicz–Jekyll formułuje następująco:
Czy nie lepiej wygladają elegancko ubrani myśliwi stojący wyprostowani nad starannie ułożonym pokotem? Czy na stronach czasopism łowieckich trzeba publikować zdjęcia zakrwawionych zwierząt? Czas byśmy zaczęli poważnie traktować to, jak nas widzi przeciętny obywatel. Ma to bowiem ogromny wływ na przyszłość łowiectwa. Nie tylko w Polsce.
Stron tej samej gazety dwanaście później Kamil Zamojski przytacza opinie na
temat zabicia i publicznego pocięcia na kawałki zwierzaka w ZOO, w której Mr. Andrzej G. Kruszewicz–Hyde, doktor,
komentuje kontrowersyjne wydarzenie w Kopenhadze:
Nieukrywanie faktu zabicia żyrafy, a wręcz zrobienie pokazu z jej ćwiartowania wpisuje się w strategię otwartości i racjonalności.
Dla nas znaczy to mniej wiecej tyle: gdy
Kali publicznie wypatroszyć dzika albo oskubać dziką kaczkę, to jest zły, ekshibisjonistyczny uczynek. Dobry, czyli racjonalny i uczciwy
uczynek jest kiedy Kali przed kamerami porżnąć na kawałki żyrafa.
???
Negatywny
wizerunek polowania wśród mieszkańców
miast, nie tylko wegetarian ale i zjadaczy burgerów demonstrowany przez doktora Andrzeja G. Kruszewicza na
australijskim przykładzie na stronie 12 BŁ, da się zaobserwować również na
innych kontynentach i w innych miastach, gdzie wędliny nie smakują tak ohydnie
jak w Melbourne czy w Canberze. Jeśli jest coraz bardziej zauważalny, również u
nas, to oznacza, że zbliżamy się do światowych standardów ery cywilizacji
postindustrialnej – jest to wyraz konfliktu wokół postrzeganiania zwierząt i
przyrody.
Nadzieje na załagodzenie
tego konfliktu i poprawę wizerunku myśliwych przez „kulturalniejszą“ formę przekazu
treści łowiectwa wydają nam się w tym kontekście płonnymi. Wyglancowane
gumofilce i zielone kapelusiki wykreowane przez Armaniego nie powinny miec specjalnego znaczenia. Tak samo j;6ak pokazywanie w przyszłosci
na łamach Braci Łowieckiej zwłok ubitych dzików wyłącznie po uprzedniej
obróbce przez wizażystę pogrzebowego.
Krew, śmierć i
cierpienie zwierząt są atrybutami polowania. Polowania ludzkiego i nieludzkiego. Polowania jako
elementu procesów zachodzących w przyrodzie. A Matka Natura i humanitaryzm
definiowany kręgiem „ludzkich” norm są pojęciami wzajemnie się wykluczającymi. Ludzkie
polowanie stanowi w najlepszym wypadku balans między trybutem składanym z
tytułu udziału myśliwego w procesach przyrodniczych i próbą jednoczesnego zadośćuczynienia normom i wartościom obowiązującym
wewnątrz ludzkiej społeczności. W tym kontekście ów „balans” zawsze będzie
przykuwać uwagę społeczeństwa lub jego części oraz bedzie przedmiotem
krytycznych pytań odnośnie treści, formy i potrzeby ludzkich łowów. Dr Andrzej
G. Kruszewicz–Jekyll zupełnie słusznie formułuje zastrzeżenia do bezmózgowia
nemrodów praktykujących i demonstrujacych publicznie sceny mające ewidentnie
znamiona niepotrzebnego znęcania się nad zwierzętami. Krytycznie wypada odnieść
się jednak do propozycji „zmiecenia pod dywanik” wszystkich niewygodnych i
brzydkich elementów łowów. Zamiast zastanawiania się nad wpisaniem Kalego w
zielonym kapelusiku z piórkiem w nurt powszechnej naszej hipokryzji codziennej, wypadałoby
raczej rozważyć uczciwy przekaz wszystkich elementów łowiectwa. Wzorem żyrafobicia
w kopenhaskim ZOO, co do którego Mr.
Andrzej G.Kruszewicz–Hyde nie ma zastrzezeń. I dr Andrzej G. Kruszewicz–Jekyll też
chyba nie.
Czy jednak bucowi
w zielonym kapelusiku z piórkiem zawsze uda się balans miedzy uczciwym przekazem łowiectwa
i uwzględnianiem wrażliwości niepolującego odbiorcy przekazu?
To jest dość
trudne. Nawet jak siem balansuje w gumofilcach marki Meindl.
P.S. Łyskom odpuścimy
innym razem. Albo i nie.