Wypunktujmy
zatem proroctwo prof. Beutelmeyer’a na rok 2030:
1. W
społeczeństwie wzrośnie szacunek do przyrody. Jednocześnie wiedza o niej, jak i
związane z nią indywidualne doświadczenia, będą się kurczyć.
2. Zwiększy
się liczba egoistycznie nastawionych użytkowników przyrody, rezerwujących ją
wyłącznie dla siebie.
3. Myśliwym
będzie coraz trudniej wiarygodnie przedstawiać społeczeństwu swoje kompetencje
w zakresie ochrony przyrody.
4. Myśliwym
będzie coraz trudniej dostatecznie uzasadnić sens i potrzebę polowania.
5. Społeczna
niechęć do myślistwa wzrośnie.
6. Zmniejszy
się profesjonalizm osób uprawiających łowiectwo. Polowanie w większym stopniu
stanie się sposobem spędzania wolnego czasu i pielęgnowania stosunków
towarzyskich.
7. Poziom
wiedzy myśliwskiej i skala praktycznego doświadczenia ulegną dramatycznemu
obniżeniu. Nastąpi erozja kultury łowieckiej.
8. Posiadanie
i układanie psa myśliwskiego zacznie zanikać.
9. Dojdzie
do liberalizacji różnych, obecnie wciąż zabronionych, środków używanych do
polowania. Przede wszystkim chodzi o wykorzystanie noktowizji, sztucznego
światła, polowanie nocą na zwierzynę płową oraz zastosowanie na większą skalę
nęcisk, by możliwie szybko osiągnąć łowiecki sukces.
10. Myślistwo
będzie znajdowało się w coraz trudniejszej sytuacji, bardzo tracąc na prestiżu.
Czy
powyższe można przyłożyć również do polskiej bucolandii?
Przechodząc
płynnie z Austrii na rodzime poletko, wypada zahaczyć o kraj, w którym swego
czasu pewien Austriak rządził. Od niedawna obserwuje się tam ciekawe zjawisko.
Otóż młoda generacja niemieckich przedsiębiorców, macherów, menadżerów itp.
szturmuje kursy myśliwskie, podwajając dotychczasową liczbę chętnych. Są to
ludzie w wieku 30-stu kilku lat, mieszkańcy miast, najczęściej single. Udział
kobiet w tej grupie wynosi niemal 20%, bijąc wszelkie rekordy. To tzw.
neomyśliwi. Polują, by zwolnić rytm życia, doświadczyć prawdziwych, płynących z
kontaktu z przyrodą przeżyć, które motywują i sprawiają przyjemność. Nie
obchodzi ich bufoniaste obnoszenie się swoimi poczynaniami. Liczą się pełne
ciszy godziny spędzone w lesie i permanentna kontemplacja relacji łączących
człowieka z przyrodą. Rzadko pociągają za spust. Swoje hobby uzasadniają przede
wszystkim miłością do przyrody, radością płynącą z polowania, żywym
zainteresowaniem właściwą konserwacją Mamusi Natury. Wpisują się w trend tzw.
neoekologii, gdzie – przy rosnącej modzie na tradycyjnie wyrabianą żywność - dziczyzna
stanowi absolutnie topowy „bio” produkt.
Niemniej jednak polowanie jest jednym z wielu hobby neobuców. Elementem Lifestyle. Wyobraźmy sobie mężczyznę i kobietę szalejących pod koniec zimy na nartach, by za chwilę, opuściwszy kort tenisowy, w oczekiwaniu na sezon żeglarski, dobrać się koziołkom do parostków. Wszystko to zaś efektownie podane na łamach… Magazynu Sezon (oj, dostanie się bucom od Dajroty!). Tak, proszę Państwa. Neomyślistwo nad Wisłą już jest i bynajmniej nie raczkuje, lecz śmiało zasuwa po rodzimej kniei. Najwyraźniej Polska nie jest „zieloną wyspą” na mapie uczonego proroka z Austrii.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz