Szanowni Parafianie!
Jeden z gryzmolących tutej posty doznał ongiś rozległego
udaru – co, biorąc pod uwagę zawartość czacho-puchy, nie było jakimś wielkim wyczynem…
księcia Eustachego Sapiehy. Tak, tego Sapiehy, który tak, ośmielił się zdradzić swoich burgundzkich kumpli po
tytule, wywlekając na światło dzienne kilka pikantnych i przemilczanych – tak,
przez PZŁ - faktów. Wstrząśnięty niezmieszany (ponoć po udarze tak jest), wspomniany bloger w
kilka…dziesiąt chwil uzmysłowił sobie geniusz średniowiecznej finansjery. Ta,
zachwycona ówczesną religijnością i rozwojem botaniki, w modlitewnym geście,
pobożnie sprzedawała lipę. Powiedzmy, że stworzono coś na kształt hybrydy
bankiersko-watykańskiej z fasadą w postaci PGL Lasy Państwowe. Mniej więcej.
W każdym razie owi Burgundczycy, Gerhard któryś-tam von z
innym von’em, zazdroszcząc powodzenia
sanktuarium w Santiago di Compostela, postanowili zwabić część pielgrzymów
udających się za Pireneje. A że wywodzili się z tej warstwy, która na co dzień gra
w golfa i namiętnie poluje, bez trudu założyli w XV wieku zakon przydworny (członkował w nim później August II Mocny) pod
wezwaniem…
…ŚWIĘTEGO HUBERTA…
...przyprawiając temuż legendę z jeleniem. Co ciekawe, w
oryginale leleń miał być 10-takiem - symbolizującym 10 przykazań. Ale niektórzy
malarze, z twórcą logo PZŁ na czele, najwyraźniej nie znali tej wersji podania.
O samym biskupie Hubercie wiadomo tyle, że był… nieżonaty,
urzędował gdzieś na przełomie VII/VIII wieku, lubił – tak samo jak my – pisać, na
dużą skalę zajmował się „deweloperką”, wznosząc kościoły, klasztory itp. (o
ambonach myśliwskich nic nie wiadomo), zdążył przenieść siedzibę biskupstwa no
i umrzeć. Nie polował, a przynajmniej w jego życiorysie, spisanym świeżo po
śmierci, nie ma żadnych, ale to absolutnie żadnych wzmianek o łowach. Słowem: nuuuuuda...
Akcja zaczyna nabierać tempa i pikanterii dopiero po śmierci wielebnego
Huberta. Kanonizowany i poddany relikwijnej obróbce, doczekał się – już w X
wieku – pielgrzymek, które miały chronić przed… wścieklizną. Bez dwóch zdań -ówcześni
mieli łeb na karku. Może zamiast becalować za szczepienie rudzielców, lepiej zainwestować
w wycieczki do miejsc Hubertusowego kultu? ZO Wrocław, dysponujący pewnym
doświadczeniem, niechybnie pomógłby w ich organizacji. A i na tamtejsze wyroby
regionalne jeszcze parę złotych by siem ostało…
Tak czy siak, w wyniku szeroko zakrojonej kampanii PR (m.in.
zawłaszczono legendę Św. Eustachego, sfabrykowano relikwie, ustalono odpust,
rozdawano ulotki) kasiorka zaczęła zasilać książęce konta, dojąc buców w
zielonych hełmach z piórkiem aż miło. Choć jeszcze pod koniec XV wieku podobizny
Świętego z jeleniem przedstawiały głównie Eustachego a mniej więcej sto lat
później Hugenoci sfajczyli opactwo wraz z relikwiami, lipny życiorys Huberta nie
poszedł z dymem. Dzięki błędnej interpretacji szczęśliwie wzięto naszego umiłowanego
patrona za jednego z protoplastów francuskiej rodziny królewskiej. W efekcie z
lokalnego podwórka zdążył awansować do strefy Euro.
O ile msze Hubertowskie dość wcześnie zostały spopularyzowane
zarówno we Francji, Belgii jak i nad Wisłą czy innym Niemnem, o tyle w krajach
protestanckich, gdzie podejście do kultu świętych było i jest nieco inne,
lobbowanie na rzecz Huberta szło raczej opornie – w zachodnich Niemczech na ten
przykład takie nabożeństwa upowszechniły się dopiero od połowy XX wieku. Być
może dlatego, że…
…som religijnie zabarwionymi imprezami folklorystycznymi, które problematykę etyki i zabijania celowo pomijają lub bagatelizują. Jako msze mają w sobie coś bluźnierczego, ponieważ z opowieści o Św. Hubercie może wynikać tylko jedno przesłanie: RZUĆCIE BROŃ!
…niektórzy duchowni – jak cytowany wyżej prof. Seidl z
Brandys w Turyngii - bywali otwarcie niesympatyczni?
Jednak obecnie msze Hubertowskie cieszą się dużym
zainteresowaniem. Często o charakterze ekumenicznym - celebrowane wspólnie
przez duchownym protestanckich i katolickich, stanowią doskonały instrument PR.
Ze względu na muzykę i widowiskowość mają również wzięcie u zlaicyzowanej
części społeczeństwa – np. wstęp na uroczystą, nie tylko muzykalną, „Mszę
Hubertowską” w scenerii zamku myśliwskiego Augusta II Mocnego w Augustusburgu
kosztuje kilkanaście euronów.
Z tym, że kościół - zwłaszcza protestancki i zwłaszcza w
większych skupiskach Homo SS - ma trochę trudności z nawiedzonymi, którzy próbują
zakłócić przebieg imprezy, nawołując zebranych buców w zielonych kapelusikach
do rzucenia – śladem patrona – flinty w kąt.
Podobna sytuacja, prędzej czy później, może mieć miejsce również
w Polsce. Choć póki co interes siem kręci i rozkręca: PZŁ dysponuje własnym,
wyspecjalizowanym personelem a msze są dość popularne. W dodatku, po
zarządzonym w robotniczo-chłopskim raju hubertusowym poście, aż miło popatrzeć
jak ówcześni marksiści-leniniści w zielonych kapelusikach klękają dziś do
komunii… Swoją drogą ciekawe na ile ten kult, czasami przybierający wręcz karykaturalne formy, jest pochodną kaca po laicyzacji z lat Peerelu i mody na powszechną
bigoterię, a na ile wynika z tradycji?
W każdym bądź razie potencjalni nawiedzeni, mącący msze –
nomen omen – świętą prawdopodobnie dostaliby po mordzie tudzież lagami od
„moherów” jeszcze przed kościołem. Czyżby była to przyczyna zielonej
wstrzemięźliwości w kwestii żerowania na sprzeczności między przykładem patrona
a praktykowanym przez nosicieli zielonych kapelusików zabijaniem lelonków?
Jedno jest pewne: kłamstwo ma jednak długie nogi i popłaca a powtarzane do znudzenia, zwłaszcza przy nalewce, może stać się prawdą. Dla niektórych nawet objawioną…
Rzeczywiście co raz więcej kontrowersji sie pojawia wokół Huberta, ale podejrzewam, że gdyby przyjrzeć się poczetowi świętych katolickich zwłaszcza tych ze średniowiecza to też wiele rzeczy mogłoby okazać się bardziej legendą niż prawdą. Chociażby św. Jerzy, który został świętym za zabicie smoka, a następnie jakiś czas temu przestał być świętym także za zabicie smoka, a dokładniej za niedorzeczność tego wyczynu. Ale jak ktoś przykłada wagę do kultu św. to modlitwa do Huberta nawet jeśli nie pomoże to na pewno nie zaszkodzić, a święty jest świętym. Jak już go zrobili naszym patronem to nie on już wyjścia słucha naszych próśb o wielkiego jelenia z jeszcze większymi ,,rogami" i jak coś przyjdzie to zasługa Huberta, a jak nie to wina Huberta. Ale nie należy zapominać o innych patronach, popularnym św. Eustachym, ale mało kto wie, że i św. Sebastian jest naszym patronem (choć jego powiązania z myślistwem po za tym, że strzelał z łuku trudno szukać) no i św. Bawon patron sokolników, ale jak go ładnie poprosić to i strzelca wysłucha. Są jeszcze bóstwa pogańskie, ale w moim wypadku odpadają.
OdpowiedzUsuńDawid
Rozchodzi sie raczej o przerost formy nad trescia. O to jak bezrefleksyjnie w gruncie rzeczy obchodzimy sie z kulturowo - historycznym spadkiem w postaci Legendy o Swietym.
OdpowiedzUsuńTylko i az legendy.
Legendy o korzeniach poganskich zreszta - glowny motyw i przeslanie tej legendy, tj. nawrocenie sie
na Prawdziwa Wiare, powrot do Wartosci zwiazanych z Prawdziwa Wiara przez spotkanie z
ze zwierzeciem ucielesniajacym Boga - bostwo - pochodzi z Indii/Ceylonu - via Azja Mniejsza Mniejsza dotarl w krag kultury chrzecijanskiej i zostal wkomponowany w zywoty paru Swietych. W zywot Huberta zreszta stosunkowo pozno, bo pierwsza pisemna wzmianka z historia o jeleniu w jego biografii pojawia sie dopiero okolo roku 1440. Swiety Hubert zostal kiedys - jak nam to zrodla historyczne mowia - wykreowany na patrona mysliwych. Zgodnie z wyobrazeniami wspolczesnych. Stajac sie
elementem tradycji.
Ale czy nie warto sie nad tym zastanowic co dzis kreujemy z owej Legendy ? Kontynujemy tradycje ?
czy kreujemy spektakl na miare wspolczesnego nam Disneylandu ?
Kult o mierze religijnej często bierze początki z pogaństwa. Boże Narodzenie to najlepszy przykład, Chrystus na pewno nie urodził się w grudniu, a prawdopodobnie w kwietniu. Ale okolice przesilenia zimowego były tradycyjnym dniem obchodów narodzenia boga słońca. Więc chrześcijanie wcisnęli tam BN żeby odciągnąć pogan od kultu swego bożka, a żeby im nie mieszać w głowach to święto zostało tylko obiekt kultu się zmienił. Sama choinka to już w ogóle pogaństwo pełną gębą. A święta? Czy dziś wigilia obchodzona jest bo chcemy, czy dlatego, że tak trzeba? A spowiedź przed świętami? Po co ludzie do niej idą skoro mają zamiar przyjść ewentualnie na pasterkę, czasem nawet nie są w stanie tego zrobić bez znieczulenia etanolem co czuć wyraźnie podczas mszy. Kto dziś na prawdę myśli o Narodzeniu Pana a nie o prezentach, bombkach, chojankach i innych dziwadłach? Tradycje wigilijne (siano, opłatek, dokładnie 12 potraw, ale z wyjątkami itd) stały się ważniejsze niż święta same w sobie. Podobnie stało się z kultem Huberta, który stał się ważniejszy niż sam obiekt tego kultu. No ale taka już ludzka natura ;)
OdpowiedzUsuńDawid