...ALE czy na pewno?
Weźmy pod lupę takie twory jak Boone and Crockett Club czy
Międzynarodowy Związek Edukowania Buców, które wciąż wbijają pod zielone kapelusiki
zasadę „fair chase” – mającą niejako zrównoważyć dwie szale: na pierwszej znajdują
się myśliwskie umiejętności i wyposażenie, na drugiej zdolność zwierzyny do
ucieczki. Myśliwy powinien być ultra odpowiedzialny, mordować gadzinę „etycznie,
sportowo i z poszanowaniem prawa” – co ma świadczyć o szacunku wobec bliźnich oraz przyrody. Wypada więc zajrzeć do dekalogu, wedle którego postępują prawdziwi
buce. Nie można zatem:
- zaciukać bezbronnej zwierzyny: znajdującej się w pułapce,
głębokim śniegu, w wodzie, na lodzie,
- używać noktowizorów lub oświetlać cel latarką,
- stosować trucizn i tym podobnych,
- zabijać bydlątek znajdujących się na ogrodzonych
obszarach,
- polować z i przy użyciu pojazdów tudzież łodzi motorowych.
Etc., etc… Hmm… zdajem siem, że coś to przypomina… nawet
jakby żywcem zerżnięte?
Ciekawe, iż twórcy powyższego katechizmu puentują całość tymi
słowy: LUDZIE OCZEKUJĄ OD MYŚLIWYCH ABY POLOWALI FAIR. Skąd oni to wiedzą? PeZeteŁowcy
im powiedzieli?
Biorąc pod uwagę, że większość publiczki postrzega łowy jako
zło konieczne i z niesmakiem patrzy na rączki buców w zielonych kapelusikach
pod kątem tego „jak?” i „na co?” polują, wspomniane wymagania nie wyglądają na
wydłubane z nosa. Mówienie o „niewinnej” i „bezbronnej” zwierzynie, zżymanie
się na nęciska, jest stale na rozkładzie nie tylko osób niepolujących, ale i myśliwych.
U niektórych, co bardziej nawiedzonych, różnice uwidaczniają się dopiero przy
doborze narzędzia zbrodni. Zbambizowana publiczka najchętniej widziałaby
myśliweczka-niekoniecznie-kochaneczka polującego z rohatyną na dziki lub
goniącego na boso zajączka (swoją drogą to byłby niezły tytuł programu
przyrodniczego „Boso na zajonczka”). Ów kompleks wyższości, poza moralnym samoograniczeniem,
wypacza również istotę polowania poprzez traktowanie tegoż jako walki między
złym i perwersyjnym bucem w zielonym kapelusiku a niewinną zwierzyną. Tymczasem
– prof. dr Gűnter Hager z Uniwersytetu we Freiburg’u , w swoim referacie z
serii „jak nas widzom, tak nas piszom…” – podkreślił, że łowy są zhierarchizowane:
myśliwy – postać aktywna uśmierca bydlątko – istotę pasywną i cierpiącą. Owe ściśle
określone role nie mogą ulec zmianie. W przeciwnym razie nie mamy do czynienia
z polowaniem, lecz właśnie z walką. Jednak relacje między myśliwym a jego
ofiarą powinny przybrać taki charakter, by zwierzę miało uczciwą szansę
ucieczki – bowiem to ona, wg naukowca, nadaje łowom uroku i zwiększa ich nieprzewidywalność. Ta ruletka złożona z sukcesów i
niepowodzeń jest składnikiem myśliwskiej pasji.
Co wcale nie oznacza prania do drobnicy uciekającej na
najwyższych obrotach.
Atmosfera społeczna, w której funkcjonują nosiciele zielonych kapelusików, wymaga nieustannego monitorowania i pielęgnacji. Zwłaszcza gdy należy się do zero-ileś-tam procentowej grupy, w dodatku trudniącej się zabijaniem łownej gadzinki.
Załóżmy więc, że spotykamy statystyczną Kowalską, która
posuwa nam o „niewinnych” i „bezbronnych” zwierzątkach. Co robimy?
a) jako wyznawcy bambizmu przytakujemy kobicie i jest po
temacie,
b) idąc po linii najmniejszego oporu przytakujemy, wpisując się
w społeczny bambizm i dokładamy do pieca jeszcze parę moralnych samoograniczeń (coby
pezetełowskie nauki nie poszły w las)– niech Kowalska będzie zadowolona i się
od…ten…teguje…,
c) grzecznie pytamy Kowalską: o jakiej „niewinnej” i
„bezbronnej” zwierzynie bredzi? Czy ją
do reszty popier…lo?
Powiedzmy, że przy pierwszej opcji da się wypić „wspólną”
kawę. Przy drugiej też. Trzecia może wylądować na naszych spodniach tudzież
spódniczce, co nieco przyparzając. Jednak – trzymając w pogotowiu pralkę lub
parasolkę – tylko wtedy będziemy mogli wytłumaczyć Kowalskiej, że opowiada
bzdety. Trza siem przy tem pozbyć kompleksu wyższości, mieć odrobinę
łowieckiego doświadczenia i merytorycznego przygotowania. Nagle okaże się, iż „bezbronne”
zwierzątka są świetnie wyposażone w zmysły, działają instynktownie i
inteligentnie, kapitalnie kombinują na „własnym” terenie, robiąc w bambuko
buców w zielonych kapelusikach. Jeśli chodzi o „niewinność”, czy raczej
„winność” padłych na ołowicę bydlątek, to każdy myśliweczek lub myśliweczka musi
wziąć jom na własną klatę, a najlepiej piersi.
Może więc buce w zielonych kapelusikach z piórkiem nie radzą
sobie z tym, co jest dzisiaj i tym co będzie jutro? Gdzieś wyczuwają społeczny
klimat, jednak nie wiedzą jak reagować. Czy iść w zaparte, grając pod publiczkę
(co chętnie czynią również łucznicy), czy przestać posuwać bzdety? Bo na
dłuższą metę nie da się być trochę w ciąży.
Z czego więc czerpać?
Wspomniany niemiecki uczony uważa, że odpowiedzi należy
szukać w myśliwskiej rzeczywistości. Otwarta dyskusja o instynkcie zabijania, doświadczaniu śmierci, ludzkiej
naturze etc. bez owijania w bawełnę, bez dorabiania ideologii może stanowić
największą siłę myślistwa. Jako buce w zielonych kapelusikach nie powinniśmy
obawiać się trudnych tematów. Wręcz przeciwnie – zbadajmy naszą strukturę,
przedefiniujmy nasze słabości.
A skoro już sięgamy do rzeczywistości, wypada zapytać na początek: kogo powyższe tak naprawdę obchodzi?
Najważniejsze na co powinniścmy dać zwierzynie szansę to SZYBKA I W MIARĘ BEZBOLESNA śmierć. Szansa na ucieczkę kosztem ryzyka postrzału jest wątliwa etycznie, no ale cóż mamy takie a nie inne przepisy. Ale optyka im lepsza tym etycznejsza.
OdpowiedzUsuńJeśl chodzi o polowanie w tzw. zagrodach czy na wypuszczone przed chwilą bażanty z klatki to już nawet nie jest kwestia etyki samej w sobie, bo zabijanie jest zabijaniem, ale w łowach jest właście coś więcej niż żądza farby, a takie ,,polowanie w chlewie" jest raczej mniej emocjonujące i na takowe bym sie nie zdecydawał. Bo czym jest orgazm bez gry wstępnej? Strzał jest zwięczeniem wysiłku, pewnym sukcesem, a sukces gdy przychodziz zbyt łatwo nie potrafi cieszyć. Sam za pewne będę starał sie polowac tak by sie sporo nałazić, ale to dlatego, że zwyczajnie lubię chodzić, spacerować. Jeśli chodzi o polowanie przy nęcisku to mi to nie przeszkadza, bo nęcisko do tego służy. Jednak paśnik to co innego, tam zwierzyna powinna czuć sie w miarę bezpieczna. Bo paśniki są żeby najadła się zwierzyna, a nęciska by najadł się myśliwy.
A kto ma takie zdolności artystyczne i maluje te obrazki? Wojcuech, Daniel czy macie kogoś zaprzyaźnionego?
Dawid
I pewnie zwierzyna dokładnie rozróżnia paśnik od nęciska...Idź lepiej do lasu na 2 miesiące z nożem i pudełkiem zapałek - tam sobie poluj i będziesz miał taka przygodę , że hej....po tych 2 miesiącach gry wstepnej będziesz miał orgazm jak wieża eiffla....
UsuńFajny wpis.
OdpowiedzUsuńSprawdź też: https://elektromaniacy.pl/pl/menu/optyka-376.html
Zastanawiałem się swego czasu czy nie zostać myśliwym. Chodziłem na strzelnicę, kurs posługiwania się bronią mam za sobą. Do tego lubię obserwować przyrodę, w lesie odpoczywam. Mam nawet zamontowaną fotopułapkę w pobliskim, taką jak są dostępne na https://dzikaknieja.pl/6-fotopulapki-i-akcesoria i chętnie oglądam co się w lesie dzieje. Obraz jest przesyłany na telefon, można w dowolnym momencie patrzeć.
OdpowiedzUsuń