czwartek, 2 lutego 2017

Ksiengi rogowskie. Rodział I: rogowskie podroby z dzieci.

W kawałku referatu wygłoszonego podczas konferencji w Rogowie, dotyczącej trudności w edukacji leśno-myśliffskiej była mowa o Bambiźmie. Czyli o rodzimym określeniu zjawiska, które w krajach, gdzie na poważnie zajmuje się socjologią ochrony przyrody, nazwano „Syndromem Bambi“ (KLIK).


Dla przedstawienia bambistycznego problemu posłużyliśmy się m.in. obrazkiem z filmu Walta Disneya zestawionym z życzeniami, jakie złożyło Nadleśnictwo Świerklaniec WSZYSTKIM dzieciom z okazji ich Dnia, podkreślając je zdjęciami Warchlaczka, Koźlaczka, Łoszaczka i Pisklaczków… Wizualna wymowa obu scen jest naszym zdaniem identyczna – obie sugerują idylliczny , „harmonijny“ i infantylnie antropomorfizowany świat przyrody. Są elementami szerszego trendu ogólnospołecznego w postaci „poprawnej politycznie i zgodnej z duchem czasów edukacji o świecie przyrody“. Naturalnie szczerość życzeń świerklanieckich składanych dzieciaczkowi-warchlaczkowi może sobie uświadomić każde dziecko bez sierści, którego horyzont nie jest ograniczony daszkiem służbowej maciejówki. I które wie, że jeśli załoga Nadleśnictwa Świerklaniec lubi grillować, to na spełnienie marzeń Warchlaczkowi zostają góra dwa miesiące. Potem zaczyna obowiązywać zasada, że dobre dziecko to dziecko z grilla. Takie są realia – nie wiadomo dlaczego fałszowane przez leśników ze Śląska (może im Warchlaczki nie smakują? Wolą dzieci?) W referacie wspomnieliśmy tak samo o życzeniach świerklanienieckich leśników na Dzień Mamy, ilustrowanych obrazkiem wyjątkowo silnie owłosionych Matek Polek oraz wyraziliśmy nadzieję, iż w obliczu tego trendu kiedyś ukażą się na profilach fejsbukowych LP okolicznościowe pocztówki na Zaduszki, czyli Dzień Zmarłych, z apelami leśnych edukatorek i edukatorów o chwile zadumy nad grobem nieznanego jelenia. Stosownie ilustrowane (co by się zresztą dobrze składało, bo to święto przypada na okolice intensywnego praktykowania polowań hubertowskich). W czasie krótkiej dyskusji poreferatowej ze sali padl głos zawodowej edukatorki leśnej, ze chyba czegoś nie zrozumiała i jej zdaniem nie ma sie co dopierdalać się do tych warchlaczków świerklanieckich, ponieważ dzieci to som dzieci:





Zasadniczo zgadzamy się naturalnie z młodą damą leśnej edukacji. Dzieci to są dzieci. Mamy są mamusiami, tatusie tatusiami, dziadkowie dziadkami, a babcie babciami. Niezależnie od stopnia pokrycia owłosieniem. Ale już z wypatroszonym wycinkiem występuje pewien delikatny problem – niepolegający na tym, że dokładnie nie wiadomo czy chodzi o zeszłego wujka czy kuzyna. A raczej na tym czy ci krewni właściwie zostali pozyskani, tragicznie zmarli, czy też zostali zamordowani z zimną krwią, ale w majestacie prawa. Jak to się niektórym wujkom zdarza. Niestety. A wujek to przecież jest wujek. Przyrodniczo-leśni edukatorzy tego - związanego z tendencją do antropomorfizacji świata zwierząt i przyrody – problemu najwyraźniej nie dostrzegają. Nie chcą albo… nie mogą. Wypada więc poważnie liczyć się z tym, iż któregoś pięknego dnia na profilu fejsbukowym jednego z nadleśnictw RDLP Szczecin ukaże się konkurencyjny do edukacji świerklanieckiej wpis promujący dziczyznę o następującej treści:


...bo przecież to też są dzieci:


No i nie zapominajmy o matkach:


Na wszelki wypadek. Gdyby gulasz z dzieci komuś nie smakował, a preferował kawałek mamusi...

Sadząc po entuzjastycznych reakcjach sali na ów głos, gotowość zebranych w Rogowie edukatorów leśno-przyrodniczych do promowania gulaszu z dziecięcych serc i innych podrobów z wnętrzności matki jelenia jest stosunkowo wysoka. Najwyraźniej odwrotnie proporcjonalna do zdolności do refleksji nad zakresem niektórych pojęć oraz nad tym, że wygodne płynięcie z prądem „emocjonalno-pojęciowej poprawności edukacyjnej” kończy się nieraz wpierdoleniem na mieliznę. Skutkującym potrzebą organizowania większych ilości konferencji o trudnych tematach. Mudlmy siem wienc do Św. Huberta oraz Św. Eustachego, jako i innych Świętych, aby edukacja leśno–przyrodnicza broń Boże nie zajęła się kiedyś emocjonalną promocją dziczyzny i pozostała – jak do tej pory - przy propagowaniu dzieciom (tym mniej owłosionym) tego, że sadzenie drzew jest „cacy” a ścinanie drzew jest „be”. Sami liczymy po cichu na to, iż być może pomorscy leśnicy zlecą kiedyś z okazji Dnia Lasu imprezę pożegnalną dla dziadków dębów i babć sosen. Na ich ostatniej drodze. W jakimś tartaku. Bo to też są babcie. Nie dlatego żebyśmy przepadali za stypami, ale wtedy serwuje się dużo wódki i razem z naszym dobrym znajomym, Gajowym Maruchą, można by się nawalić w trupa, czyli w tuszę. Z rozpaczy…

P.S.

Żeby daleko tych smacznych dzieci nie szukać… Na czym właściwie polega różnica między "emocjonalizującymi" w myśl zaleceń CILP edukatorami leśnymi a prowadzącymi portal "Ludzie Przeciw Myśliwym"? Tego chyba nie wyjaśni żadna konferencja. Nadzieja w kilku kubikach wódki...



8 komentarzy:

  1. Bambizm mnie przyciąga ;) , nawet w goronczce. :D
    Różnicy nie widzę. Działają na rzecz pseudo-vege.

    Pozdrawiam goronczkowo. :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czyli musimy umowic siem na wutke. Coby zglebic lesne mondrosci. No ale to jak goronczka minie. Wutka na goronczke nie robi dobrze. A my jednak chcemy robic dobrze. Zdrowka! :)

      Usuń
  2. Dzienkujem Redachtorom za dobroć ... i w ogóle. :oops: :D
    PS. Wciongnoł ;) 'bambizm'... Aż jeden mój wpis na yt (mondry!), "sprowokował" pewną młodą osobę, że postanowiłam się w goronczce trochę tłumaczyć ...z niczego (hehe). Ale już Jej napisałam: "NIET. Koniec."
    :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Panie Daka, a co Pan powie na taki pomysł, że my tę wszystką leśną zwierzynę, jako naszych braci mniejszych, na dodatek ochrzcimy? Taki odyniec, co Pan do niego wymierzy fuzją to będzie nie tylko ojciec, ale ojciec Tadeusz na przykład. Z gromadką dzieci, jak np. Oskarek, Antoś, Małgosia, Daka (czy Pan to ma tak na imię, czy to może jakieś huculskie nazwisko?) Już widzę jak się Panu karabin nie składa, kiedy Pan próbuje do ojca Tadeusza wypalić.
    A gdyby jednak palec Panu nie zadrżał, to jakim wstydem Pan spłonie, kiedy przeczyta kondolencje tej treści „Wyrazy współczucia dziczkom Oskarkowi, Antosiowi, Małgosi, Dakowi, którym Pan Daka zamordował tatusia Tadeusza”.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To my juz zaczeli - Redachtor Rerzyser Starszy ma nawet krowe swego imienia - krzciny byly na fejsie. Swieta krowe. Zubra znaczy a konkretnie samice zubra. Nie wiadomo czy sie dowiemy jak sie samej zainteresowanej to imie podobalo ale moze sie dowiemy jak smakuje i czy sa roznice w stosunku. W stosunku do innych zubrzyc. Na krzcinach w kazdym badz razie nic nie drzalo. Po krzcinach owszem - cale rence nawet. Tak ze , pani bebekowa, bez obaw. My tu jestesmy totalnie up to date. ( ta krowa nie dostala na drugie niestety "bebekowa" - nie to, zeby to zawolanie bylo brzydkie i zwierze musialo sie wstydzic kazdorazowo, kiedy ktus zawola....cototo nie.....bebekowa to byloby ladne imie, z daleka smaczne .....ale regulamin konkursu dopuszczal tylko nadawanie tym zubrom imion zaczynajacych sie na "ka" :((( ).... daKA

      Usuń
  4. Historia dzika TaDzika, czyli co siem rozgrywa "za pewnymi dżwiami":

    http://zamoimidrzwiami.blogspot.com/2017/01/prawdziwa-historia-ratowania-tadzika.html?m=1

    "TaDziczek nasz bezpieczny - jest w azylu dla dzikich zwierząt, nie grożą mu już różne niebezpieczeństwa w postaci nawiedzonych zwolenników wywalenia go do lasu, bo to dziki zwierz."

    Łzawe komętarze, łzawioncych osób - jak by ci Państwo ocalili co najmniej jedyną żyjącą chupacabrę albo ...tygrysa szablozębnego (małego. Którego jakaś babcia Jadźka najpierw wyczarowała, a później siem go chciała pozbyć, bo mu zaczęły rosnonć zbyt szybko kły...).

    https://www.youtube.com/watch?v=Pos8sOYxsE4

    "Komu chcesz sprzedać tą swoją myśliwską propagandę i intelektualne wypociny o dzieciach wrzucanych do wrzątku, to godne najprymitywniejszej plotkary z magla. Te 'wielkie' straty w uprawach sięgają aż 0,13 % produkcji rolnej (dane GUS), więcej się traci z powodu susz , transportu etc. Mieszkam ca. 5 km od lasu i nigdy przenigdy nie widziałam dzików ani buszujacych po śmietnikach , ani tym bardziej atakujących ludzi czy to w tym lesie , czy na osiedlu. I te insynuacje,że ludzie opiekujący się zwierzętami robią to dla pieniędzy, no cóż każdy sądzi innych swoją miarą."

    Chciałam całościowo, dlatego chaotycznie, ale nie przygotowałam sobie wcześniej odpowiedzi. (dopiero po kilku dniach się zorientowałam, że coś mam)
    I mogłam se nikogo nie wyzwać od "infantylnych", "niemądrych" albo "propagatorów bambizmu". I tak jezdem "najprymitywniejszom plotkarą z magla".
    Wszystko przez to ... że brakło mi godności, żeby napisać, że zamiast "pieścić" tego dzika, to lepiej wziąć np. dziecko z bidula (na świenta?) i ugościć je, tak jak jego.

    PS. Dziki Tadki rzondzom... ;)

    Pozdrawiam Redachtorów Rerzyserów. :D

    mikuś:)

    OdpowiedzUsuń
  5. To jest uleczalne, gdyby panstwo "ratujacy" tego dzika musieli sami przejac na siebie koszty utrzymania tego zwierzecia w azylu. Do konca zycia. A dziki dozywaja wielu lat.....Inna metode terapii przedstawia wpuszczenie takiego malucha (do 15 - 20 kg) do zagrody z innymi dzikami....W obecnosci jego ratownikow. Nie musza wcale dlugo czekac.....
    No ale jest jak jest.....

    OdpowiedzUsuń