Z takim lub podobnym pytaniem zapewne części z nas przyszło
już się zmierzyć. To chyba dobre słowo, bo choć samo pytanie wydaje się
banalne, to udzielenie na nie odpowiedzi stanowi nie lada wyzwanie. Pół biedy,
gdy zostanie zadane przez osobę, którą powoduje czysta ciekawość. Gorzej, gdy
ta osoba jest przeciwnikiem polowań a samo pytanie służy jej jako narzędzie do
stawiania myśliwych pod murem w celu potwierdzenia własnych wyobrażeń na temat
patologicznych zachowań, które im przypisuje.
Ciekawe, że nie słyszymy o podobnych pytaniach skierowanych do rzeźników tudzież innych gospodyń domowych zabijających własnoręcznie kury. Dlaczego akurat myśliwi? Z pewnością niejeden ekologistyczny aktywista mógłby udzielić niejednej barwnej, choć pełnej paradoksów i infantylnej odpowiedzi w tej kwestii.
Cóż jednak robić, jeśli już takowe pytanie się pojawi? Czy w ogóle jest sens robić cokolwiek? Oczywiście, można całkiem sprytnie z niego wybrnąć, ripostując: odrzut. Krócej raczej już się nie da. Tak przynajmniej zaproponowali twórcy Ambasady Łowiectwa, czyli grupy w mediach społecznościowych, której celem jest promowanie myślistwa naszego niepospolitego. Jednak na ile prawdziwa jest taka odpowiedź? Pomijając to, że może być odebrana jako zachowanie typowego macho, który potrafi napierdalać bez opamiętania, ale niewiele przy tym myśli i jeszcze mniej czuje. O skali trudności w poszukiwaniu satysfakcjonującej riposty niech świadczy choćby przebieg rozmowy w audycji „Przed hejnałem” w Radio Kraków. Jej motyw przewodni stanowiła kontrowersyjna obecność dzieci na polowaniu. Kontrowersyjna oczywiście dla bojówek wymachujących zielonymi kalesonami z hasłem „Eko akbar!”. I tak konfrontowany na antenie z pytaniem o emocje towarzyszące pociąganiu za spust, pewien prawnik-myśliwy wypalił, że nie zamierza się spowiadać. Co nie brzmiało zbyt przyjemnie. Brak odpowiedzi niestety też jest odpowiedzią. Gdy podlejemy całość sosem perwersyjnych rewelacji sprzedawanych na lewo i lewo przez Zenka Kruczyńskiego, podejrzenia, że myśliwi mają coś wstydliwego do ukrycia, mogą mnożyć się jak dziki po solidnym zastrzyku kukurydzy.
Na czym jednak owa trudność polega? Podstawowym problemem jest to, że zdecydowana większość osób parających się myślistwem w ogóle się nad tym nie zastanawia. Bo i po co? Ta zdecydowana większość to też mężczyźni. Niestety facet jest już tak skonstruowany, że z trudem przychodzi mu dokonywanie psychologicznego striptizu, czyli mówienie o własnych uczuciach. Przy czym nie opieramy tego stwierdzenia na naszym widzimisie. Wystarczy nieco pogrzebać w literaturze z zakresu psychologii lub popytać psychologów. Dlatego też duet Bołoz-Kałużycki, zamiast męczyć się z płcią wyposażoną w atrybuty pokroju penisa czy brody, postanowił pójść na skróty i pomolestować owym pytaniem bardziej emocjonalną, kobiecą stronę łowiectwa. Wynik? Zaskakujący. Początkowo spotkaliśmy się ze ścianą milczenia, co zrodziło podejrzenia, że to jest jednak zbyt intymna sprawa. Na szczęście nasze obawy zostały wkrótce rozwiane. W porównaniu z pytaniem dotyczącym pierwszego razu, roznegliżowanie się przy temacie ciągnięcia za cyngiel okazało się być raczej małym pikusiem. Poważny kłopot naszym uroczym myśliwkom sprawiło natomiast wyizolowanie tego momentu z całego procesu zwanego polowaniem. Jak same przyznały, prawdziwie intensywne emocje są przed i po strzale. Trudno więc oddzielić je od krótkiej chwili, w której trzymamy zwierza „na muszce”, by ostatecznie podjąć decyzję o jego zabiciu. Zanim jednak zdradzimy, do czego dokopały się kobiety w zielonych kapelusikach z piórkiem, wyjaśnijmy czym w ogóle są emocje? Najprościej rzecz ujmując, emocja to interpretacja pojawiającego się w ciele uczucia. Takie jakie są nasze myśli, takie są nasze emocje. Pozytywne, negatywne, różne. Warto dodać, że emocje mogą trwać ułamki sekund. Cóż zatem dzieje się w ciałach i głowach naszych rozmówczyń?
Właściwie w każdej relacji przewija się „skok adrenaliny”, skutkujący „palpitacją” serca. Ten skok bywa tak intensywnie odczuwany, że silnie zaburza postrzeganie całej sytuacji. Przenosi jakby w inny wymiar. Wspaniale oddają to słowa jednej z myśliwek:
Ciekawe, że nie słyszymy o podobnych pytaniach skierowanych do rzeźników tudzież innych gospodyń domowych zabijających własnoręcznie kury. Dlaczego akurat myśliwi? Z pewnością niejeden ekologistyczny aktywista mógłby udzielić niejednej barwnej, choć pełnej paradoksów i infantylnej odpowiedzi w tej kwestii.
Cóż jednak robić, jeśli już takowe pytanie się pojawi? Czy w ogóle jest sens robić cokolwiek? Oczywiście, można całkiem sprytnie z niego wybrnąć, ripostując: odrzut. Krócej raczej już się nie da. Tak przynajmniej zaproponowali twórcy Ambasady Łowiectwa, czyli grupy w mediach społecznościowych, której celem jest promowanie myślistwa naszego niepospolitego. Jednak na ile prawdziwa jest taka odpowiedź? Pomijając to, że może być odebrana jako zachowanie typowego macho, który potrafi napierdalać bez opamiętania, ale niewiele przy tym myśli i jeszcze mniej czuje. O skali trudności w poszukiwaniu satysfakcjonującej riposty niech świadczy choćby przebieg rozmowy w audycji „Przed hejnałem” w Radio Kraków. Jej motyw przewodni stanowiła kontrowersyjna obecność dzieci na polowaniu. Kontrowersyjna oczywiście dla bojówek wymachujących zielonymi kalesonami z hasłem „Eko akbar!”. I tak konfrontowany na antenie z pytaniem o emocje towarzyszące pociąganiu za spust, pewien prawnik-myśliwy wypalił, że nie zamierza się spowiadać. Co nie brzmiało zbyt przyjemnie. Brak odpowiedzi niestety też jest odpowiedzią. Gdy podlejemy całość sosem perwersyjnych rewelacji sprzedawanych na lewo i lewo przez Zenka Kruczyńskiego, podejrzenia, że myśliwi mają coś wstydliwego do ukrycia, mogą mnożyć się jak dziki po solidnym zastrzyku kukurydzy.
Na czym jednak owa trudność polega? Podstawowym problemem jest to, że zdecydowana większość osób parających się myślistwem w ogóle się nad tym nie zastanawia. Bo i po co? Ta zdecydowana większość to też mężczyźni. Niestety facet jest już tak skonstruowany, że z trudem przychodzi mu dokonywanie psychologicznego striptizu, czyli mówienie o własnych uczuciach. Przy czym nie opieramy tego stwierdzenia na naszym widzimisie. Wystarczy nieco pogrzebać w literaturze z zakresu psychologii lub popytać psychologów. Dlatego też duet Bołoz-Kałużycki, zamiast męczyć się z płcią wyposażoną w atrybuty pokroju penisa czy brody, postanowił pójść na skróty i pomolestować owym pytaniem bardziej emocjonalną, kobiecą stronę łowiectwa. Wynik? Zaskakujący. Początkowo spotkaliśmy się ze ścianą milczenia, co zrodziło podejrzenia, że to jest jednak zbyt intymna sprawa. Na szczęście nasze obawy zostały wkrótce rozwiane. W porównaniu z pytaniem dotyczącym pierwszego razu, roznegliżowanie się przy temacie ciągnięcia za cyngiel okazało się być raczej małym pikusiem. Poważny kłopot naszym uroczym myśliwkom sprawiło natomiast wyizolowanie tego momentu z całego procesu zwanego polowaniem. Jak same przyznały, prawdziwie intensywne emocje są przed i po strzale. Trudno więc oddzielić je od krótkiej chwili, w której trzymamy zwierza „na muszce”, by ostatecznie podjąć decyzję o jego zabiciu. Zanim jednak zdradzimy, do czego dokopały się kobiety w zielonych kapelusikach z piórkiem, wyjaśnijmy czym w ogóle są emocje? Najprościej rzecz ujmując, emocja to interpretacja pojawiającego się w ciele uczucia. Takie jakie są nasze myśli, takie są nasze emocje. Pozytywne, negatywne, różne. Warto dodać, że emocje mogą trwać ułamki sekund. Cóż zatem dzieje się w ciałach i głowach naszych rozmówczyń?
Właściwie w każdej relacji przewija się „skok adrenaliny”, skutkujący „palpitacją” serca. Ten skok bywa tak intensywnie odczuwany, że silnie zaburza postrzeganie całej sytuacji. Przenosi jakby w inny wymiar. Wspaniale oddają to słowa jednej z myśliwek:
"Niby jesteś świadomy, bo wiesz co robisz, ale jakby mnie ktoś spytał co wtedy myślę, to kaplica. Nic nie wiem. Jak dla mnie to sekunda zawieszenia. Oddanie strzału to przeżycie nie do opisania w słowa. Targają mną różne emocje, ale nie potrafię ich dokładnie wyrazić”.Od innej koleżanki po strzelbie dowiedzieliśmy się, że ów skok adrenaliny wyłącza jej słuch, węch, odczuwanie odrzutu. Skupia się maksymalnie na dobrym wykonaniu zadania. Dlatego też do ostatniej sekundy jej myśli krążą wokół tego czy strzał będzie pewny, czy jest kulochwyt, czy strzelić w punkt, czy jednak nieco wyżej i czy cel jest faktycznie tym, którym być powinien. Kolejne niewiasty w zielonych kapelusikach uzupełniają powyższy obraz o element nadziei. Nadziei, że trafią i wszystko szybko się skończy. Mamy więc w tym przypadku do czynienia z pewną dozą niepewności, lęku związanego z konsekwencjami zepsucia strzału. I nie chodzi tu o pudło. Chodzi o zbędny nadmiar cierpienia, który jest co prawda wkalkulowany w myślistwo, ale którego nikt przy zdrowych zmysłach nie chce zadawać. Bynajmniej nie z przyczyn czysto pragmatycznych, lecz przede wszystkim – co podkreślały nasze rozmówczyni - empatycznych. I tego nie zmieni nawet ryk ekologistycznych ideologów, odmawiających na każdym kroku myśliwym oraz myśliwkom właśnie empatii.
Jednak poza opisanym koktajlem złożonym z uczuć, licznych
pytań i rozterek, spotkaliśmy się również z koleżankami, dla których moment
pociągania za cyngiel nie wiąże się z emocjami. Strzelają „na chłodno”, całą
uwagę skupiając na „technicznej” stronie działania. I również tu występuje tzw.
zawężone postrzeganie rzeczywistości, wynikające z koncentracji na celu i
odcięcia się od różnych bodźców, które w tym momencie stanowią niepotrzebny
balast.
Powyższy, skondensowany obraz wypowiedzi naszych rozmówczyń, którym jesteśmy niezmiernie wdzięczni za pomoc, stanowi zaledwie malutki wycinek myśliwskiego wnętrza. Nie ukrywamy, że jesteśmy tylko amatorami, którzy przy przeprowadzaniu tego (chyba pierwszego w Polsce) mini eksperymentu jedynie korzystali z porad psychologów. Niemniej jednak temat wydaje nam się wyjątkowo ciekawy i chętnie zapoznalibyśmy się z wynikami badań przeprowadzonymi zgodnie z naukowym rzemiosłem przez profesjonalistów. I choć poszukiwanie indywidualnej recepty na owo pytanie może przysporzyć wielu trudności a niektórym wręcz wydać się niemożliwe, to uważamy, że tak naprawdę nie ma się czego bać. Zwłaszcza bycia uznanym za czubka. Czy ktokolwiek z Czytelników określiłby po zaprezentowanych wyznaniach nasze rozmówczynie tym mianem? Nawet Zenkowi Kruczyńskiemu i jego stadku by nie wypadało. Dlatego zalecamy każdej osobie parającej się myślistwem dokonanie podobnego eksperymentu właśnie na sobie. Szczerość wydaje się być w tym przypadku kluczem. Także, gdy przyjdzie nam się zmierzyć z wrednym dziennikarzem i nie wiemy jak się zachować. Przecież zawsze możemy dać mu do zrozumienia, że nie mamy nic do ukrycia, lecz nie może od nas oczekiwać banalnej odpowiedzi, pytając o tak złożone kwestie. Takich odpowiedzi może szukać u ideologów bądź polityków, którzy sypią nimi z rękawa. Tymczasem wyjaśnienie tego, co czujemy oddając strzał, wymaga od nas pewnego wysiłku i spokojnej refleksji. A to brzmi zdecydowanie wiarygodniej niż ostentacyjne żachnięcie się na antenie.
Powyższy, skondensowany obraz wypowiedzi naszych rozmówczyń, którym jesteśmy niezmiernie wdzięczni za pomoc, stanowi zaledwie malutki wycinek myśliwskiego wnętrza. Nie ukrywamy, że jesteśmy tylko amatorami, którzy przy przeprowadzaniu tego (chyba pierwszego w Polsce) mini eksperymentu jedynie korzystali z porad psychologów. Niemniej jednak temat wydaje nam się wyjątkowo ciekawy i chętnie zapoznalibyśmy się z wynikami badań przeprowadzonymi zgodnie z naukowym rzemiosłem przez profesjonalistów. I choć poszukiwanie indywidualnej recepty na owo pytanie może przysporzyć wielu trudności a niektórym wręcz wydać się niemożliwe, to uważamy, że tak naprawdę nie ma się czego bać. Zwłaszcza bycia uznanym za czubka. Czy ktokolwiek z Czytelników określiłby po zaprezentowanych wyznaniach nasze rozmówczynie tym mianem? Nawet Zenkowi Kruczyńskiemu i jego stadku by nie wypadało. Dlatego zalecamy każdej osobie parającej się myślistwem dokonanie podobnego eksperymentu właśnie na sobie. Szczerość wydaje się być w tym przypadku kluczem. Także, gdy przyjdzie nam się zmierzyć z wrednym dziennikarzem i nie wiemy jak się zachować. Przecież zawsze możemy dać mu do zrozumienia, że nie mamy nic do ukrycia, lecz nie może od nas oczekiwać banalnej odpowiedzi, pytając o tak złożone kwestie. Takich odpowiedzi może szukać u ideologów bądź polityków, którzy sypią nimi z rękawa. Tymczasem wyjaśnienie tego, co czujemy oddając strzał, wymaga od nas pewnego wysiłku i spokojnej refleksji. A to brzmi zdecydowanie wiarygodniej niż ostentacyjne żachnięcie się na antenie.
"Niestety facet jest już tak skonstruowany, że z trudem przychodzi mu dokonywanie psychologicznego striptizu, czyli mówienie o własnych uczuciach" tekst mnie kupił na 100% i porusza ważną kwestię, niektóry się wydaję że to takie o i taka euforia jednak budzi to lęk i respekt oraz świadomość odbierania życia
OdpowiedzUsuńszczale?
OdpowiedzUsuńJak upoluję dzika to czuję dokładnie to samo jak złowię szczupaka. Kiedyś to samo czułem jak upolowałem niezłą pannę, dziś już jestem żonaty ale widząc panny lekko odziane na wiosnę nie twierdzę, że się bym nie skusił. Jak ktoś nie rozumie to czuje frajdę, satysfakcję, zadowolenie bo zdrowy jestem i ciałem, i na umyśle. Wiec darujcie sobie te lewackie, kretyńskie psychoidiotyczne analizy mózgów myśliwych. Sami się oddajcie do badania, u psychiatry!
OdpowiedzUsuńLewackie??? Lewacki to jest PZł
UsuńNa ten temat powinno byc okolo 120 000 opinii. Roznych. Ta szczupacza tez ma swoje miejsce. Aczkolwiek nie trzeba duzej fantazji zeby wobrazic sobie jak wypadlaby odpowiedz zgodnie z inteligentna (prawicowa tez zapewne) recepta z ostatniego postu. Wyobrazmy sobie, ze wspomniany we wpisie czlonek Okregowej Rady Lowieckiej w Krakowie - zamiast okryc sie pasem i milczeniem , odpowiada pytajacej go o uczucia przy strzale redaktorce Radia "Przed Hejnalem" ze odczuwa to samo co przy zlapaniu szczupaka albo to samo, co odczulby, gdyby bzyknal Pania Redaktorke..../zakladajac, ze Redaktorka wyposazona byla w stosowne atrybuty/.Bardzo dobre i szczere podejscie Anomima z 10 maja/04.15. Tak trzymac, wyjasniac, edukowac i nie popuszczac. Pewne problemy moglyby chyba wyniknac, gdyby te adycje prowadzil redaktor - w wieku przedemerytalnym na dodatek. Prawdopodobnie...Chyba.
OdpowiedzUsuńIdź do lekarza, to ponoć pomaga, może nawet odnaleźć się. Opowiesz jak było.
UsuńStrzelanie to jeden ze sposobów uczenia się skupiania uwagi na byciu w chwili obecnej...stąd być może bierze się swoisty pociąg do polowania, który wypływa z potrzeby głębokiego relaksu...Różne są drogi zdobywania życiowej umiejętności odpoczynku....
OdpowiedzUsuńPodoba mi się...to pełne umundurowanie wiodącego rysunku... ;)
UsuńNie wiadomo jak gleboko sie relaksuja strzelajacy zolnierze/np. z plutonu egzekucyjnego/ czy tez mysliwi zawodowi - strzelajacy dla kawalka chleba. Tak samo bokser, ktory musi sie porzadnie skupic "na byciu w chwili" zeby skutecznie przyp...dolic kontrahentowi w ryja. Na drodze zdobywania w ringu zyciowej umiejetnosci odpoczynku......:))). Co nie ?
Usuńpozdr
daka
Bycie w pasji...jest zupełnie czymś innym niż pasja czy zawód których motywacją jest zdobycie pieniędzy...To wyklucza pełny relaks, z racji starania się /zabiegania o coś/..
UsuńNasze podejście do jakiegoś problemu /wymagań chwili/ - czyni daną rzecz albo do przełknięcia, albo do odrzucenia...
I do nas należy wybór...co z tym czymś robimy.
Pozdr ;)