Kilka garści FAKTÓW ze - stuningowanym - komentarzem Rainer’a Braemer’a:
W 1997 roku, w ramach projektu „Lila Q”, Uniwersytet w
Marburgu przeprowadził ankietę z udziałem blisko 2500 gówniarzy z rejonu Ruhry
i Sauerland’u.
Wyniki ujawniły swoisty KULT PRZYRODY i… oszołomiły
naukowców.
Okazało się, że pomimo mniejszego kontaktu z przyrodą (w
porównaniu z poprzednimi pokoleniami), stanowiła ona dla sierściuchów nadzwyczajnie
wysoką wartość. Deklarowana chęć pomocy Mamusi Naturze, zawsze i wszędzie, wyraźnie
uwidoczniła się w ankiecie przedstawiającej 15 różnych działań, spośród których
„sadzenie drzew”, „sprzątanie lasu” oraz „dokarmianie ptaków zimą” zyskały
największe uznanie. Dla porównania, jedynym działaniem niezwiązanym z ochroną
przyrody, które cieszyło się podobną popularnością była „opieka nad chorymi”.
Następne w kolejności „chodzenie na wybory” czy „naprawa telewizora” wypadły znacznie gorzej.
Wysokie poparcie dla twierdzenia „wszystko co naturalne jest
dobre” wzbudziło niepokój naukowców. Biorąc pod uwagę nikłe doświadczenie
życiowe, które cechuje młodych ludzi - zwłaszcza w kontaktach z trującymi
roślinami, agresywnymi zwierzętami czy katastrofami naturalnymi - wyniki ankiety można było poniekąd
zaakceptować. Niemniej jednak zaledwie 5-cio procentowa negacja sprawiła, że ów
naiwny zachwyt naturą stawał się przerażający. Akurat to, czy zimowe
dokarmianie ptaków faktycznie pomaga przyrodzie jest co najmniej
kontrowersyjne. Sprzątanie lasu – nie jest konieczne (pełni co najwyżej funkcje
estetyczne), zaś sadzenie drzew ma znaczenie wyłącznie z gospodarczego punktu
widzenia. Krótko mówiąc, we wszystkich wymienionych przypadkach przyroda radzi
sobie sama.
Istotnym jest, że ów wielki zapał do udzielania pomocy łączył się najczęściej z wyobrażeniem natury jako zapłakanej, zahukanej i bezbronnej istoty - przerośniętego Bambi, które swoimi niewinnymi oczami wypatruje ratunku. Niestety, kreowanie takiego obrazu Mamusi Przyrody nie jest wyłącznie domeną młodzieży. Do efektu dokładają się media, pedagodzy i ohrońcy przyrody.
INSTYNKT OHROŃCY.
Oczywiście, z infantylnego podejścia najbardziej profituje
ochrona przyrody. Trudno więc oczekiwać, żeby jej przedstawiciele,
niekoniecznie nawiedzeni, mieli coś przeciwko. Według wyników
ankiety, obszary chronione wzbudzały wśród gówniarzy najwyższe uznanie. Patrząc
w przyszłość, można zaryzykować twierdzenie, że demografia będzie grała na
korzyść ohrońców, którzy dostaną to, do czego cały czas dążą: większy wpływ.
Natomiast buce w zielonych kapelusikach z piórkami wraz z leśnymi bucami mogą zacząć powoli rozmasowywać tyłki. Młodzianom najwyraźniej redukcja zwierzątek wraz ze ścinaniem drzewek się nie widziała. Działania te postrzegali w kategorii szkodliwej ingerencji w przyrodę. Ochrona była więc bardzo konkretnie – emocjonalnie i egocentrycznie definiowana. Kroplę miodu w tej beczce dziegciu stanowił fakt, że podobne poglądy wśród starszaków były mniej kategorycznie formułowane.
CZŁOWIEK JEST NAJWIĘKSZYM WROGIEM PRZYRODY.
W utwierdzaniu gówniarzy w powyższej mondrości odegrało rolę kilka
czynników: z jednej strony objawiało się dziecięce współczucie dla przyrody, z
drugiej wszechobecna w nią ludzka ingerencja, z trzeciej prano mózgi ukazując
ją i człowieka jako dwa, całkowicie rozdzielnie byty lub człowieka jako
wyrodnego/ą syna/córkę Mamusi Natury. Efekt? Ponad 75% dzieciaków miało kompleksy
na punkcie własnego człowieczeństwa. To z kolei albo prowadziło do przekonania o
niezależności Homo SS od natury (w wyniku zaawansowanego procesu
cywilizacyjnego, postępu technologicznego itd.,), albo kończyło się snuciem
fantazji o wszechobecnej sile technologii, która wyzwoli przyrodę z ludzkiego
ucisku. Z tych perspektyw każda ingerencja człowieka w naturę okazywała się niepotrzebna
i obarczona mniejszym lub większym poczuciem winy. W dodatku czynienie tabu z krytyki tak czy owak pojętej ochrony przyrody, tylko dolewało oliwy do ognia.
MORALNE SAMOWYKLUCZENIE.
Ankieta nr 3 wyraźnie pokazała, że gówniarze własną
ingerencję w przyrodę traktowali w kategoriach winy. Dlatego też 80% małolatów
uważało za korzystne obicie lasu znakami zakazu. Tylko komu podoba się wizja
biurokratycznego ograniczania swobody przez dzisiejsze młode pokolenia?
Ognisko, grill, spanie pod namiotem, bieg na przełaj – praktycznie wszystko
sierście ostemplowały jako„szkodliwe”. Zaś najbardziej restrykcyjną grupą byli gimnazjaliści.
Jak się jednak okazało, to nie tak, że bachory miały jakąś awersję
na punkcie aktywności na łonie przyrody. Nocowanie na świeżym powietrzu,
ognisko, wspólne gry czy samotna wędrówka przez las cieszyły się dużym wzięciem. Ponad
60% małolatów deklarowało częste wypady przez knieję. Jednak wszystkie te
ciągotki były filtrowane przez młodziutkie sumienia. I w przerażającej liczbie
faktycznie postrzegane jako naganne. Dlatego też niemal połowa opowiadała się za ograniczeniem
wstępu do lasu, zaś jedna trzecia zamknęłaby las na trzy spusty.
Takie podeście z pewnością przypadłoby do gustu nawiedzonym
ohrońcom przyrody, podczas gdy inni mogliby się przerazić… Z badań jasno
wynikało, iż młode pokolenie było (przynajmniej mentalnie) o włos od samo
wykluczenia się z przyrody.
MÓJ komentarz w tej sprawie: powyższe badania przeprowadzono kilkanaście lat temu. Od tamtej chwili Uniwersytet w Marburgu regularnie monitoruje poziom Bambizmu wśród młodzieży. Pytanie brzmi: czy cokolwiek przez ten czas się zmieniło?
MÓJ komentarz w tej sprawie: powyższe badania przeprowadzono kilkanaście lat temu. Od tamtej chwili Uniwersytet w Marburgu regularnie monitoruje poziom Bambizmu wśród młodzieży. Pytanie brzmi: czy cokolwiek przez ten czas się zmieniło?
Obcowanie z przyrodą i mnie coraz bardziej ciekawi i interesuje. Zastanawiam się czy mieszkając przy lesie nie zainwestować w fotopułapkę tego rodzaju https://dzikaknieja.pl/164-fotopulapki-live-view. Dzięki niej mogłabym obserwować zwierzęta w ich naturalnym środowisku, gdy nic ich nie płoszy. Tu można oglądać także obraz jaki na żywo się rejestruje z takiej kamery.
OdpowiedzUsuń