W argumentacji
myśliwskiej wobec zarzutów ze strony wuwuefowskich dealerów adopcji jodeł oraz
wilków stale przewija się aspekt dotyczący znaczenia tradycji w polowaniach
zbiorowych. Albo polowań zbiorowych dla tradycji. Jednak o wartości tego
zbiorówkowego aspektu nie decyduje właściwie rytuał zdejmowania kapelusika tudzież
kolejność położenia strzelonej zwierzyny z ewentualnym użyciem trumien
włącznie. Ten folklor ewoluuje zresztą dość szybko i ma krótki okres rozpadu
połowicznego. Zasadniczym jest tutaj fakt, iż polowanie zbiorowe było, jest i
będzie instrumentem socjalnej kontroli. To nie plotki lub wymiana opinii na temat
kapelusika trzeciej żony prezesa koła łowieckiego są wyznacznikiem „rzeczywistej
wartości” tradycji kolektywnych łowów, lecz formalne i nieformalne egzekwowanie
w środowisku zachowań, postaw, norm. Ma to kolosalne znaczenie dla czegoś, co
nazywamy etyką łowiecką – stanowiącą wyraz odpowiedzialności każdego polującego
wobec obowiązujących regulacji prawnych, grupy, jej tożsamości i oczywiście zwierzyny
wraz ze środowiskiem,w którym bytuje. Indywidualne uchybienia przeciw normom
pisanym i niepisanym są natychmiast rejestrowane, co pozwala na gorąco wyciągać
konsekwencje. I naszym zdaniem właśnie ta tradycyjna, „wychowawcza” rola
polowania zbiorowego ma kluczowe znaczenie.
Interesujący
aspekt stanowią również inne fantazje pszyrodnicze dotyczące etycznej strony
zagadnienia. Wymóg humanitarnego uśmiercenia zwierzęcia, ograniczenia ryzyka
okaleczenia nierozerwalnie wiąże się z wykonywaniem współczesnego polowania.
Determinuje jego etykę. Punktem krytycznym w przypadku łowów jest niewątpliwie strzał do celu znajdującego
się w ruchu, niewątpliwie niosący ze sobą ryzyko. Jeśli jednak i tutaj uwzględnimy
szerszy kontekst, to mamy do czynienia z sytuacją, w której sezon polowań
zbiorowych zbiega się w naszych szerokościach geograficznych z okresem
krótkiego dnia, porą roku kiedy dobra widoczność panuje tylko 8–9 godzin w ciągu
doby. Na powyższe, „czasowe ograniczenie”, nakłada się wspomniana już antropopresja –
czyli np. pandziątka z WWF penetrujące bieszczadzkie lasy w poszukiwaniu czegoś
do adopcji – co powoduje, iż aktywność zwierząt ma miejsce głównie w godzinach
nocnych. Intensywnie użytkowanie
krajobrazu kulturowego przyczynia się do tego, że zwierzęta korzystają z
otwartych przestrzeni dopiero gdy ustaje penetracja pól I lasów przez ludzi, a widoczność
jest slaba lub robi się ciemno. W tej sytuacji alternatywa wobec polowań
zbiorowych, tj. polowanie indywidualne, sprowadza się do strzałów oddawanych w
warunkach złej widoczności. Dla gospodyni domowej po dziennikastwie i historii
nie istnieje dylemat między etycznością/nieetycznością strzału do zwierzęcia z odległości 100 metrów
w zapadającej ciemności a strzałem do tego samego zwierzęcia z odległości 20
metrów przy pełnym świetle dziennym, które porusza się z mniejszą bądź większą
prędkością. W gruncie rzeczy wujek z WWF postuluje, by polujący stryjek
zamienił siekierkę na kijek, najwyraźniej nie będąc w stanie ogarnąć złożoności
problematyki. Paradoksalnym jest również fakt, iż to samo środowisko,
histeryzujące z powodu strzału do zwierzyny bedącej w ruchu, tak samo
histerycznie oponuje przeciw polowaniu przy nęcisku, gdzie istnieją wręcz optymalne
warunki do skutecznego uśmiercania. W tym miejscu nasuwają się pewne pytania:
czy chodzi raczej o infantylizm, czy raczej o zakłamanie, czy może ferajna spod
znaku pandy i ich przydupasy w ogóle nie wiedzą czego chcą?
Wobec
zbiorówkowej fobii wypada zastanowić się również nad dalszymi konsekwencjami – w
odniesieniu do polowania indywidualnego
jako alternatywy dla kolektywnych łowów. Obecność drapieżników generuje tzw.
„krajobrazy strachu” – tj. przestrzenie i struktury, których potencjalne ofiary
starają się unikać ze względu na wyższe prawdopodobieństwo zaliczenia
bezpowrotnej wycieczki do raju. Jest to mechanizm gwarantujący od milonów lat
koegzystencję populacji drapieżnikow i ofiar. Myśliwi polujący przy pomocy
broni palnej również kreują specyficzne „krajobrazy strachu”. Poddane presji
związanej z długotrwałym, intensywnym polowaniem indywidualnym – formą trudno
kalkulowanego ryzyka – zwierzęta zaczynają unikać rejonów, gdzie narażone są na
niebezpieczeństwo bądź korzystają z nich wyłącznie nocą. W przypadku jeleniowatych skutkuje to zwiększonymi
szkodami w drzewostanach, gdzie zwierzęta przebywają dłużej, pokrywając większą
część zapotrzebowania na pokarm np. spałowaniem. Które niespecjalnie cieszy
leśników… Z racjonalnego punktu widzenia, należałoby więc w określonych
warunkach zalecać zbiorowe formy redukcji i regulacji niektórych gatunków
zwierzyny. Pomimo ich spektakularności, wywołującej histerię u pand z WWF, są
one w gruncie rzeczy „łagodniejszą” formą antropopresji: ograniczoną do
krótkich przedziałów czasu i fragmentow przestrzeni, z której korzystają różne
zwierzęta. Na terenach parków narodowych oraz obszarów chronionych w Niemczech
preferowaną formą regulacji kopytnych są właśnie polowania zbiorowe. Te
preferencje wynikają z gruntownej analizy zalet, wad i skutków tychże dla
chronionych przestrzeni czy gatunków. Analizy opartej o racjonalne przesłanki
oraz wiedzę z licznych projektów badawczych. W przeciwieństwie do preferencji
zalecanych przez rodzimych łowców z WWF & Co., wyspecjalizowanych raczej w
polowaniu na jelenie 1%- owe i inne sarny dotacyjne.
Jeśli więc z tymi zbiorówkami narodowymi nie jest tak źle, zeby gorzej być nie mogło, czy w takim razie oznacza to, że jest dobrze? Niekoniecznie. Zbiorowo poluje się praktycznie tak samo jak 50 czy 100 lat temu. Tymczasem pod rondo niejednego kapelusika z piórkiem nie dotarło najwyraźniej, że od czasów cesarza Franciszka Józefa, cara Mikołaja oraz Władysława Gomułki zmienił się trochę krajobraz, w którym odbywają się takie łowy. Do politycznych decydentów odpowiedzialnych za regulacje dotyczące wykonywania polowania fakt ten wydaje się też stosunkowo wolno docierać. Strzela się obecnie dużo więcej zwierzyny grubej, używana jest w dużym zakresie gwintowana broń kulowa. Polowanie odbywa się w zupełnie innym otoczeniu. Tym społecznym - na które składa się inne podejście do łowiectwa oraz intensywny rozwój wykorzystania środowiska naturalnego jako miejsca rekreacji. Tym krajobrazowym – związanym np. z infrastrukturą komunikacyjną i faktem, że dziś po Polsce jeździ więcej samochodów niż za Franciszka Józefa. Czy wreszcie tym przyrodniczym – wyrażającym się w tym, że w dzisiejszych miotach można w co niektórych okolicach natknąć się prędzej na żubra niż na zająca. Niewątpliwie istnieje konieczność weryfikacji stosowanych metod polowania zbiorowego, odkurzenia paragrafów, które po części są potrzebne polującym jak rybom rowery…
W związku z powyższym postulujemy wprowadzenie w Polsce zakazu pierdolenia zbiorowego o polowaniach zbiorowych i skoncentrowanie się na rzeczywistych problemach związanych z polowaniem, antropopresją, etyką, ochroną gatunkową. W oparciu o rzeczowe argumenty, a nie przyrodnicze fantazje, z których trudno wyciągnąć wniosek czy bazują na gorących emocjach i czystym infantylizmie, czy też raczej na zimnym wyrachowaniu i chęci manipulacji opinią publiczną. W każdym bądź razie nic nie wnoszących do rozwiązania istniejących a także przyszłych wyzwań oraz dylematów.
P.S. Petycja o wprowadzenie takiego
zakazu jest oczywiście przygotowywana…
Dobry tekst. Gratuluję. Ostatnio miałem mniej czasu na pisanie ale jak się skończy sezon wracam do pióra. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńDzieki Panie Zbigniewie! Zycze udanego come back. Tym bardziej, ze Daniel A. Kaluzycki juz przebiera nozkami a ostatnio to sie mawet zalil na Pana. Bo ponoć Panu tylko ptaszki w glowie... ;))
UsuńNo i mamy jądro tzw. polskiego problemu...Od skali mikro,tj.pierdolenie zbiorowe o polowaniach zbiorowych, do skali makro, tj. pierdolenie zbiorowe o państwie, zamiast zająć się rzeczywistymi problemami związanymi z gospodarką i dobrze pojętą ekonomią, antropopresją w stosunkach międzynarodowych,ochroną gatunkową stada na obszarze państwowości takoż jego etyką.
OdpowiedzUsuńProblem tkwi w tych fantazjach, które wskazane są tylko podczas kopulacji i indywidualnej ego-twórczości, a nie podczas rozwiązywania konkretnych zbiorowych /orgiastycznych/ problemów.
Wyciąganie wniosków z urojeń...a nie z rzeczowych argumentów /=rzeczywistości/ prowadzi w stronę bajkowego świata=nigdy niespełnionych życzeń, zamiast namacalnych zmian w Życiu /ot i powiało ...macanką/...
Idę przepłukać gardło... się lekko zaplułam podczas tej perory...gloryfikującej... post ;)