poniedziałek, 1 czerwca 2015

Społeczeństwo to JA!


Ludwik XIV,  Król Słońce, miał w XVII wieku wypowiedzieć słynne „Państwo to ja“, credo władzy absolutnej. Słowa te symbolizują rząd nad duszami i powłokami  doczesnych obywateli skoncentrowany w jednym ośrodku decyzyjnym. Podporządkowaniem słów, czynów oraz myśli wszelkich istot znajdujących się w zasięgu władzy jedynie słusznej idei (i interesom) panującego. Głowa Marii Antoniny, która stoczyła się z szafotu półtora wieku po tej deklaracji świadczy jednak o tym, że członkowie społeczności mogą mieć niekiedy zastrzeżenia do tego modelu organizacji społeczeństw. Od czasów dekapitacji francuskiej królowej preferowany jest w naszych szerokościach raczej inny model organizacji – wywodzący się ze starożytnej Grecji system demokracji. Jak sama nazwa wskazuje - opierający się na władzy ludu. Ma swoją specyfikę, funkcjonuje w różnych formach z wieloma zaletami oraz wadami. O których warto pamiętać obserwując na przykład wszczętą niedawno kampanię mającą na celu zakazanie udziału dzieci w polowaniach w Polsce. Jej tło jest asumptem do zadania sobie kilku pytań wychodzących poza ocenę wyznania posła Suskiego, iż jest osobą z zaburzeniami psychicznymi. Spowodowanymi według niego chodzeniem z tatą na polowanie. 

Demokracja ma to do siebie, że zasadnicze decyzje dotyczące reguł, którym podporządkowana jest dana społeczność stanowią lub winny stanowić wyraz woli większości jej członków. Uwzględniając system wartości reprezentowanych, bądź akceptowanych przez ogół. Na skali wartości mających coraz większe znaczenie dla współczesnych społeczeństw wzrasta znaczenie ochrony środowiska, ochrony przyrody i humanitarnego stosunku do zwierząt. Wartości te cieszą się kredytem społecznego zaufania a ich deklarowanie jest wyrazem poprawności politycznej. Trend ten znajduje pozytywne odbicie w obywatelskim zaangażowaniu w społecznych działaniach na rzecz ochrony środowiska, ochrony przyrody oraz praw zwierząt. Jego wyrazem jest też dziś instytucjonalizacja struktur, których zadaniem jest troska o stan środowiska, ochronę przyrody i respektowanie praw zwierząt. W przeciwieństwie np. do epoki Ludwika XIV, rządzącego bez ministra ochrony środowiska. Czy nawet wczesnego Adolfa Hitlera, który nadludziom zafundował jako pierwszy na świecie ustawę o ochronie zwierząt, ale dopiero po paru latach rządów. 

Zwiększającej się świadomości znaczenia środowiska naturalnego dla naszej egzystencji towarzyszą jednak tendencje, które w odniesieniu do praktykowanego współcześnie modelu organizacji społecznej można określić jako problematyczne. Po pierwsze, ochrona przyrody i praw zwierząt urasta dla niektórych środowisk do celu samego w sobie z totalna ignorancją – po negacje włącznie – aspektów społecznych, ekonomicznych i…… ekologicznych. Pojawiają się i funkcjonują struktury, które wykazują  ewidentnie cechy sekt parareligijnych. Po drugie, te struktury mają coraz większy wpływ na ośrodki decyzyjne, forsując wprowadzenie utopijnych często regulacji, motywowanych wyłącznie ideologicznie, które obowiązują  w rezultacie całe społeczności. W tym kontekście pojawia się problem demokratycznej legitymizacji tych działań, często bazujących na fanatycznych, oderwanych od rzeczywistości wyobrażeniach marginalnych, ale wpływowych grup społecznych. 

Pytanie o legitymizację warto sobie zadać też w kontekście kampanii zainicjowanej przez Pracownię na Rzecz Wszystkich Istot oraz innych radykalnych ugrupowań ekologicznych i prozwierzęcych, popartej przez trzy organizacje “prodziecięce”. W każdym prawie wystąpieniu przedstawicieli tych organizacji z dodatkiem „eko” mowa jest o „społeczeństwie”. Ale czy np. Tomasz Zdrojewski -  aktywista, fanatyk PnRWI, wycierający sobie usta „społeczeństwem” odmienianym we wszystkich wypadkach - to społeczeństwo i jego wyobrażenia faktycznie reprezentuje? Czy też raczej jego część? Jeśli tak, to jaką część? 70 członków jego organizacji? Kogo reprezentują wreszcie inicjatorzy kampanii, o której tutaj mowa? Kilkaset, być może kilka tysięcy, w najlepszym wypadku kilkanaście tysięcy osób, które przy medialnym poparciu usiłują przeforsować swój punkt widzenia tego świata, własne poglądy na temat wychowania cudzych dzieci. 

Czy rzeczywiście liczy się tutaj interes dzieci? Problem obecności małoletnich w przestrzeni gdzie ma miejsce śmierć zwierząt dotyczy też wędkarstwa jak i tradycyjnej wsi. Z niedzielną kurą na rosół i świnią czy owcą zabijaną na Wielkanoc lub Boże Narodzenie. Dylematy związane z wychowaniem dzieci w tym kontekście to nie tylko kwestia polowania – w gruncie rzeczy marginalna, jeśli idzie o skale – lecz znacznie szerszy problem.  To jest też zasadnicza kwestia indywidualnej odpowiedzialności rodziców za wychowanie członków społeczności i przekazanie im zasad moralnych determinujących ich przyszły stosunek do otoczenia. Kampania radykalnych ekologów jest w gruncie rzeczy przykładem akcji marginalnej liczebnie grupy fanatyków usiłującej przy pomocy demokratycznych instrumentów odebrać jakiejś grupie społecznej PRAWO do ponoszenia owej indywidualnej odpowiedzialności. Za własne dzieci oraz ich wychowanie.  
Dlaczego właśnie polowanie i myśliwi? Dlaczego zielony kapelusik z piórkiem działa na ideologów spod symbolu Buddy wkomponowanego w stylizowane drzewo oraz  miłośników Braci Mniejszych jak czerwona płachta na byka? Przyczyny leżą zarówno w łowiectwie jako użytkowaniu czyli niszczeniu “dzikiej” przyrody oraz letalnej regulacji zwierząt łownych - ewidentnie sprzecznymi z ideologią reprezentowaną przez te kręgi. Część opiera się na stereotypach związanych z postrzeganiem grupy społecznej uprawnionej do polowania. Myśliwi są najwyraźniej wdzięcznym obiektem do krytyki, czyli kopania, a w naszych warunkach nawet szczególnie wdzięcznym. Konflikt między łowiectwem i ideologicznie motywowanym ruchem na rzecz ochrony przyrody oraz zwierząt, który w formie gorących dyskusji i debat miał do tej pory miejsce w sferze wirtualnej, przenosi się na realną płaszczyznę sporów wokół wpływu na konkretne decyzje polityczne. Urok demokracji polega zaś na tym, że każdy obywatel ma prawo do głosu w sprawie kształtu tych decyzji. Również dotyczących łowiectwa. W tej sytuacji każdy Suski czy inny Eichelberger może wejść na trybunę medialnego Hyde Parku,  głosząc:  „Społeczeństwo to ja!”. Domagając się w imieniu tego „społeczeństwa” oraz cudzych dzieci tych czy innych ograniczeń – zakazów i nakazów. Często nadużywając wartości deklarowanych jako uniwersalne. 

To jest część demokratycznego procesu, którego wynik zależy w dużej mierze nie tyle od racjonalności proponowanych rozwiązań, co od aktywności biorących w nim udział. Właśnie pasywność w tym zakresie wydaje się być jedną z bolączek naszego łowiectwa. Dotychczasowy skuteczny lobbing polityczny PZŁ w zakresie wpływu na decyzje polityczne dotyczące zarządzania samego PZŁ przez wąską grupę „funkcyjnych” nie powinien przesłaniać faktu, iż istnieją ogromne deficyty w zakresie codziennej „pracy u podstaw” na rzecz szeroko rozumianego łowiectwa, nie streszczającego się jedynie do ulicy Nowy Świat w Warszawie. Szczególnie w sferze reakcji na  inicjatywy takie jak ta, dotyczącej udziału dzieci w polowaniach. Z punktu widzenia wpływu na decyzje polityczne jest nieistotnym czy PnRWI I inni sygnatariusze petycji skierowanych do Prezydenta oraz Rzecznika Praw Obywatelskich zbiorą 5 czy 10 tysięcy podpisów. Istotniejszym jest czy polscy myśliwi byliby w stanie zebrać 100 000 podpisów pod petycja sprzeciwiającą się zakazowi udziału dzieci w polowaniach. Na ile środowisko jest w stanie się samo zmobilizować? Zdobyć szersze poparcie niż to garstki posłów i własnych mediów? By przy użyciu akceptowalnych środków dać wyraz temu, iż społeczeństwo to nie tylko „ekolog” ryczący, iż on właśnie nim jest. 

Niedawno miało miejsce na Malcie referendum dotyczące wiosennych polowań (odłowów właściwie) na przepiórki i turkawki. Na sam fakt tego rodzaju użytkowania populacji migrujących ptaków akurat w okresie wiosennym można się różnie zapatrywać. Jednak, niezależnie od tej oceny, warto podkreślić, że chodzi o społeczne zezwolenie na tego rodzaju polowanie na śródziemnomorskiej wyspie, będące  wynikiem wyboru i decyzji CAŁEGO tamtejszego społeczeństwa a nie rozwiązaniem podyktowanym wrzaskiem współczesnej, ideologicznie motywowanej karykatury Ludwika XIV w zielonym ornacie. 

W marcu br. w Düsseldorfie na ulice wyszło kilkanaście tysięcy niemieckich myśliwych, by w ten sposób zaprotestować przeciw planowanym zmianom w tamtejszej ustawie prawo łowieckie. Z punktu widzenia naszych regulacji, które już dawno zakazują tego, co w przyszłym akcie prawnym dotyczącym łowiectwa w Nadrenii–Westfalii ma z woli ministra z partii Zielonych dopiero zostać zabronione, może chodzić o błahostki. Spektakularny protest ubranych w pomarańczowe kamizelki myśliwych i wspierających ich leśników i rolników dotyczył jednak nie tylko zakazu określonych form układania psów myśliwskich. Był wyrazem braku akceptacji grupy społecznej, która w opracowywaniu prawa regulującego jej działalność została pominięta i zignorowana. Etatowi zieloni ideolodzy z niemieckiej partii politycznej liczącej w NRW nieco ponad 3000 członków opracowali projekt ekologizacji prawa łowieckiego zgodnie z oczekiwaniami ich wielkomiejskiej klienteli i wyznawaną ideologią. Ignorując przy tym interesy wielotysięcznej rzeszy ludzi związanych z przestrzenią wiejską i użytkowników środowiska przyrodniczego. Zainteresowanych zarówno  zachowaniem bioróżnorodności krajobrazu  jak i prawem do korzystania z zasobów przyrodniczych tego krajobrazu. Data demonstracji – 18 marca – nie została wybrana przypadkowo. Symbolizowała ona opór części społeczeństwa przeciw postrzeganym jako „neofeudalne” zakusom zielonych ideologów na wywalczone w XIX swobody obywatelskie, kiedy 18 marca 1848 roku doszło do krwawego stłumienia protestów obywateli domagających się likwidacji resztek feudalizmu. Pomarańczowa demonstracja nosicieli zielonych ubiorów Anno Domini 2015 przebiegała pokojowo przy słonecznej pogodzie i nie zakłóciły jej wrzaski garstki ekoaktywistów, którzy w zupelnie zbędnej asyście policji stanowili egzotyczny element myśliwskiego pikniku nad Renem. 

Czy protesty myśliwych przyniosly  oczekiwany rezultat w postaci wpływu na ostateczny kształt regulacji w Nadrenii-Westfalii? Na pewno zwiększyła sie gotowość polityków do dialogu. Szereg regulacji zostało skorygowanych. Wbrew optymistycznej opinii wyrażonej przez komentującego te wydarzenia w majowym wydaniu Łowca Polskiego Bartosza Głębockiego Zieloni przeboksowali nowelizację ustawy, której poszczególne artykuły będą teraz konsekwentnie skarżone ze względu na deficyty konstytucyjności. Osiągnięty konkretny polityczny  rezultat nie jest zresztą najistotniejszym. Demonstracja, którą poparły środowiska związane z organizacjami rolników i zrzeszenie posiadaczy lasów prywatnych dowiodła w pierwszym rzędzie, iż środowisko myśliwych potrafi się zmobilizować. W interesie obrony zasady „nic o nas bez nas”. I tak jak inne grupy społeczne skorzystać z przysługującego jej prawa wyrażenia obywatelskiego protestu. 

Przykłady z Nadrenii i Malty nie dadzą się przenieść bezpośrednio na grunt naszych uwarunkowań prawnych bądź społecznych. Winny być jednak przyczynkiem do zastanowienia się czy pasywność i fatalistyczna bezradność wobec tego co „postanowią aktualnie trzymający władzę” jest receptą na przyszłość. To nie musi być palenie opon, wylewanie gnojowicy na przedpokojach ministra ochrony środowiska czy podrzucanie dzikich świń w innych ministerstwach. To jest też kwestia postawienia pytań. Jeśli trzy organizacje „prodziecięce” walczące o wsadzenie do kryminału dziadka, który poszedł z wnuczką na polowanie a nie na ryby finansują tę walkę ze środków publicznych to czas może spytać o to czy środki te są we właściwych rękach. Czy służą dobru dzieci, czy też realizacji chorych ideologii, które przy następnym podejściu domagać się będą przymusowego dokarmiania małoletnich sałatką w stołówkach szkolnych. Ponieważ widok nagiego aczkolwiek zarumienionego udka z żywego niegdyś kurczaka  może spowodować nieodwracalne szkody na ich psychice. Takie jak u posła Suskiego chodzenie z tatą na polowania - w przeciwieństwie do nieszkodliwego powędkowania lub wspólnego z rodzicem wirtualnego ukatrupienia kilkuset „wrogów”. Na ekranie komputera. 

Jednym z pomysłodawców wsadzania do więzienia rodziców polujących niezgodnie z wyobrażeniami ideologów wychowujących dzieci jest Pracownia na Rzecz Wszystkich Istot z Bystrej. Organizacja licząca około 70 członków, z przymiotnikiem „spoleczna” i statusem organizacji pożytku publicznego. Jeśli jej członkowie chcą debaty na temat dzieci i łowiectwa w Polsce, to ta debata może mieć miejsce również wewnątrz organizacji. Według demokratycznych zasad. Jaki to problem z zadeklarowaniem wstąpienia do tej organizacji pięcio- czy dziesięciokrotnie wyższej ilości osób niż posiada ona obecnie aktywnych działaczy? Czy wśród czytelników Braci Łowieckiej nie znalazłaby się ta garstka sprawiedliwych? Gotowych do przedyskutowania tego i innych pomysłów na uzdrowienie łowiectwa narodowego przy jednym stole z Zenonem Kruczyńskim? Na zasadach obowiązujących w każdej demokracji? Przecież pod statutowymi celami tej organizacji obejmującymi ochronę przyrody może się podpisać każdy. Wkucie 8 przykazań filozofii głębokoekologicznej, której hołdują Wszelkie Istoty  jest łatwiejsze niż nauczenie się dekalogu przed przystąpieniem do pierwszej komunii świętej. Składki w porównaniu z haraczem odprowadzanym na Nowy Świat są stosunkowo niskie a wpisowe symboliczne, jeśli w ogóle pobierane. W czym problem? Jeśli Zarząd PnRWI odrzuci wnioski osób chcących się aktywnie włączyć w deklarowane działania na rzecz ochrony przyrody ze względu na ich wyznanie, orientację seksualną, uprawiane hobby, pasje czy wykonywany zawód, będzie to z pewnością bolesnym doświadczeniem dla tych z czytelników Braci Łowieckiej, którzy pragną być częścią nurtu społecznego ruchu i osobiście poznać naszego eks–kolegę Zenona Kruczyńskiego. Jednak taka dyskryminacja świadczyć będzie również o moralnej dyskwalifikacji stowarzyszenia, które zamyka sie w ten sposób przed społeczeństwem. Którego reprezentantem jest każdy z nas. Niezależnie od tego czy chodzi z pociechą na grzyby, ryby czy polowanie. Jest to również ogromna szansa dla samej PnRWI, której przedstawiciel Tomasz Zdrojewski ewentualnie będzie miał w przyszłości okazję przemawiać w imieniu większej części społeczeństwa niż obecne trzy tuziny członków z hakiem. 

Jeśli organizacja pożytku publicznego działająca na rzecz całego społeczeństwa i całej przyrody zdecyduje się na izolację i elitarność determinowaną subiektywnie definiowanymi kryteriami jest to również  przyczynek do zadania pytań o zasadność czerpania przez tę organizację profitów z tego tytułu. Chociażby możliwość wyciągania łapek po pieniądze pochodzące z 1% odpisów podatkowych na jej rzecz. W razie potrzeby w instytucjach, które tej grupie osób taki status przyznały. Deklaracje członkowską można otrzymać pod adresem Stowarzyszenie Pracownia na rzecz Wszystkich Istot ul. Jasna 17, 43-360 Bystra tel./fax: 33 817 14 68 bądź za pośrednictwem poczty elektronicznej: e-mail: biuro@pracownia.org.pl. Statut organizacji zatwierdził Sąd Rejonowy w Bielsku Białej. Wszelkie inne informacje na temat potencjalni zainteresowani podjęciem działalności na rzecz ochrony przyrody  w szeregach organizacji z Bystrej znajdą na stronie http://pracownia.org.pl/czlonkostwo. Członkiem Pracowni może być każda pełnoletnia osoba fizyczna z kraju i z zagranicy, pod warunkiem akceptacji celów i statutu Pracowni.  

Śp. Jacek Kuroń zasłynął z powiedzenia: „zamiast palić komitety zakładajcie własne!”. Te komitety nie muszą mieć formy towarzystw wzajemnej adoracji – zwanych kołami łowieckimi – umieszczonych w ściśle zhierarchizowanej, lekko stęchniałej strukturze organizacji łowieckiej. Aktywność w społeczeństwie obywatelskim może przybierać kreatywne i kolorowe formy.  We własnym i społeczeństwa interesie. Postrzeganie łowiectwa oraz jego znaczenie nie wynika z indywidualnej czy grupowej sprawności w zabijaniu dzików lub słonek. Częściej jest ono rezultatem zabrania głosu, założenia, jak koledzy z NRW, pomarańczowej kamizelki, wysłania listu, maila, złożenia podpisu czy zapisania się do jakiegoś komitetu, zadania pytań, uświadomienia sobie i innym, że społeczeństwo to nie tylko Tomasz Zdrojewski razem z Ludwikiem XIV. A opinia zwana publiczną nie kończy się na tej głoszonej przez dyżurnych „ekologów” z massmediów.


15 komentarzy:

  1. To jest słuszna koncepcja. Proszę wszakże mieć pogląd na średni wiek buca w Polsce.

    OdpowiedzUsuń
  2. Sadzac po obserwacjach w otoczeniu i tym co widac na fotkach w prasie i internecie, to wiekszosc wyglada na doroslych, srednio chyba na bardzo doroslych. A czy powyzsze jest w ogole "koncepcja" sluszna czy niesluszna - ?.

    Powiedzmy, ze sytuacja jest dosc nowa i w historii myslistffa polskiego niecodzienna. Jeszcze nikt, nigdy w historii tego myslistffa nie wpadl na pomysl zeby urzedowo zakazac zabierania wnuczat i innych na polowania. Ani za czasow Jagielly, ani Poniatowskiego, ani Moscickiego ani Gomulki nawet. Teraz owszem. Czy to jest pomysl dobry czy zly ?. Czy sie polujacym dziadkom podoba czy nie - ?. To juz rzecz samych zainteresowanych.

    Kiedys, ktos wpadnie moze na pomysl zeby buce obowiazkowo , z urzedu, musieli nosic zolte opaski coby obywatel - z woli spoleczenstwa - mogl z daleka rozpoznac ze przez las idzie psychopata z znakiem roguff zamiast gwiazdy Dawida na tej opasce - to tez bedzie byc moze ok. Jesli sami zainteresowani to zaakceptuja, tak jak zaakceptuja ewentualnie zabieranie wedki, gdy ida z pociecha na spacer do lasu. Zeby nikt nie pomyslal, ze ida na polowanie.

    Rzecz chyba nie w wieku ani w "koncepcjach".......
    pozdr
    daka

    OdpowiedzUsuń
  3. Panie Daka, Pan tylko spojrzy łaskawie na jednego czy drugiego ze swoich kolegów... Piórka w kapelutkach, trąbki, rogi na ścianach, pochodnie płonące nad zwłokami braci mniejszych i większych - rokokoko i średniowiecze! Społeczeństwo, gdy dziś, gdy na dworze 30 stopni, nosi krótkie sukienki, jeździ na deskorolkach, na głowie nosi słuchawki od ajfona, chłopaki całują chłopaków. Przykro mi to Panu pisać, ale ta Pańska dewiancka mafia jest skazana na wymarcie.
    Panu, z sympatii wyłącznie, to ja bym dała szansę. I zatrudniła w skansenie (koleżankę mam znajomą). Ktoś by tam lepił garnki, inny czesał len i śpiewał kołomyjki, a Pan by tylko stał wystrojony i co jakiś czas huknął w tą waszą trąbę zwijaną. Społeczeństwo by sobie sweetfocię strzelało z Panem, a może by co do kapelutka wpadło...

    OdpowiedzUsuń
  4. Trafny artykuł! Jak zwykle z resztą. Przyjemnie poczytać kogoś rozsądnego wśród jedynie słusznego emocjonalnie poprawnego kwiku aktywistów. Ciekawe co zrobią te dziewczynki w krótkich sukienkach i chłopcy całujący chłopców, gdy biedne jelonki i dziczki wtargną do wypieszczonych miast i pożrą dizajnerskie drzewka w doniczkach? Co będzie jak sarenka zrobi kupkę na trotuarze? Kto to zbierze i uwięzi w plastikowym woreczku? Dzieci karmione tofu? Tak! Zrobimy akcję albo miejską grę planszową! Yes!!! Co będzie jak biedny lisek porwie papużkę? Oczyma wyobraźni widzę ten lament... I pana z krokiem w kolanach proszącego liska, żeby w imię miłości między gatunkami nie pożerał papużki. Na pewno ją odłoży z powrotem do klatki. ;-) A nie daj Boże wojna lub inny niezrozumiały konflikt zbrojny... A fe! Zabrzmią ajfony i rozpocznie się nerwowy bieg aktywistów ku skansenom, żeby poprosić buców z trąbą zwijaną o pomoc. Bo kto obroni tych modnych dobrych ludzi, co brzydzą się bronią i mięskiem? Jeśli myśliwi to dewiancka mafia to czym jest to miejskie ekowege rowerowe lewactwo? Ha, nowoczesność w domu i zagrodzie - jedyna słuszna prawda i zarazem trzecia z prastarych góralskich prawd. ;-) Mieliśmy zabory, potem socjalizm, teraz mamy ekomotłoch i nie wiadomo, która zaraza gorsza... Świat się prowadza od, za przeproszeniem, dupy strony i strzela sobie słitfocię. Dawno wojny nie było... Z myśliwskim pozdrowieniem Darz Bór.

    OdpowiedzUsuń
  5. Pani bebekowa, jak zawsze milo Pania.....no poczytac. I w ogole. A w szczegole, iz swieto mamy dzis podwojne - Happy K.. oraz Dzien Nieurodzin naszych https://www.facebook.com/profile.php?id=100009569859680
    Z gory za zyczenia pomyslnosci, zdrowia, dlugich lat zycia z Pani strony dziekujac.


    W kwestii zasadniczej myli sie Pani jak zwykle robiac to jak zwykle z wdziekiem , urokiem i obyciem Kobiety swiatowej.
    Wbrew apokalitycznej wizji Anonimowy 3 czerwca 2015 17:04 i Pani kasandrycznym przepowiedniom wszystko jest easy i na biezaco. Nie docenia Pani zdolnosci adapcyjnych buca w zielonym do zmieniajacych sie warunkow srodowiskowych. My sie aktualizujemy , robiac to planowo i gruntownie.
    Koncepcja Nowej Kultury Lowieckiej znajduje sie juz od dawna w przygotowaniu. Buce wychodza naprzeciw trendom spoleczym wobec ktorych aktualnie praktykowany styl myslistffa naszego w gumofilcach traci na aktualnosci. Nie bede na razie zbyt wiele zdradzal ale znajduje sie tam rowniez utylitarna koncepcja pocalunku w obrebie srodowisk repezentujacych jedna plec. Naturalnie z jezyczkiem. Z jezyczkiem Pani Bebekowa.
    Nie tak pruderyjnie jak to Pani sugeruje....Prosze sie dac zaskoczyc. Zaloze sie rowiez iz snujacy pesymistyczne wizje Anonim Darz Bor przyjmie z enuzjazmem nasza koncepcje....lub jej elementy.
    Serdecznie pozdrawiajac
    daka

    PS. Ile sie placi za wstep do tego skansenu ? I jak wyglonda ta Pani kolezanka, ktora tam pracuje ?
    Czy ona tez jest Kobieta nowoczesna, swiatowa, nie skrepowana jakimis tabu ? Tak jak Pani ?


    OdpowiedzUsuń
  6. https://www.facebook.com/permalink.php?story_fbid=1401499790179003&id=100009569859680&substory_index=0

    Moze k.....a tu.....wypali
    daka

    OdpowiedzUsuń
  7. Miło mi, Pani Daka, że Pan tak osobiście. Ale z takim poglądem to niech Pan na wiele nie liczy. Również u koleżanki. Przez okulary – dość grube, jak to u muzealniczki – wcale nie gorzej ona widzi, co postęp i nowoczesność, a co się nadaje, by wciągnąć na muzealną kartotekę. Dlatego chodzi w szpilkach, a lipowe łapcie stoją w gablocie za szkłem. Tam gdzie i Pana miejsce, niestety.
    Koncepcję Nowej Kultury Łowieckiej to ten Pański herszt z Pijackiego Związku Łajdaków (skrót. PZŁ) już wcielił w życie, chadzając po mszach i festynach i udając tam wilka przebranego za babcię czy tam na odwrót. Czym tylko przedłuża agonię swoją i różnych aparatczyków spod znaku aparatu słuchowego. Też mi apdejt i adaptacja, Panie Daka. Ja się na propagandową autolewatywę nabrać nie dam. Zdegenerowana banda o pseudolewicowo- nomenklaturym rodowodzie wyginie. A wtedy zostaniemy ja, koleżanka i siły postępowe. Niech się Pan w porę opamięta, Panie Daka, po dobroci radzę. Bo później to nawet jak się Pan za czerwonego kapturka przebierze to ani blog, ani inny bloch Panu nie pomoże.

    OdpowiedzUsuń
  8. Jak u doc haba doktora od psów jego. Bulszit. Zielone pióro i naboje gratis. Dostałeś reprymendę czy klapsa od doktora za wulgaryzmy ? Zero wywodów i przemyśleń. Może chociaż historię Afganistanu wkleisz ? Albo innego stanu.

    OdpowiedzUsuń
  9. Wie Pani, Pani bebekowa to milo z Pani strony, ze Pani oferuje Kolezanke ktora swiadczy uslugi w tym muzeum a nie pracuje jako eksponat. Pozytywne jest tez to,ze nosi - jak to muzealniczka - okulary model
    "denko kufla od piwa" albo w podobnym stylu. Jak ona je zdejmie to od razu moze miec inne wrazenie o mnie i o nas. Nie calkiem zle, tylko najwyzej zle. A moze lepsze.

    Co do Pani niewiary w kulturowa autoregeneracje i adaptacje bucowwzielonych do zmieniajacych sie warunkow spoleczno - kulturowych - trudno. Jak Pania nie przekonuje nawet wilgoc plynow fizjologicznych ktorymi byl nasaczony ostatni post. Zapowiedz odnowy w pocie wysilkow na rzecz NKL.
    To trudno...

    Znaczy, w rezultacie stawia Pani mnie przed takim odstatecznym, definitywnym wyborem - albo podazanie za silami postepu ucielsnianym przez Pania, same sily postepu oraz Kolezankiem - albo zalosna agonia i koniec w blochowo - blogowych okopach swietej Trojcy (Dwojki wlasciwie) wzraz ze zdegenerowana banda o pseudolewicowo- nomenklaturym rodowodzie. Ktorym nie pomoze nawet uzycie strapsow i stringow.....

    Pozostawia wiec Pani bucom ostateczna alternatywe , wybor i decyzje.
    Tak jak: PATRIA O MUERTE !. HOMELAND OR DEATH !, FREIHEIT ODER TOD - tak Pani alternatywa brzmi BEBEKOWA ALBO SMIERC ! Rozumiem. Bardzo dobrze rozumiem.

    Mialbym jednak ostatnia prosbe przed szturmem okopow - taka jaka przysluguje kazdej Marii Antoninie zanim stal zetknie sie z jej szyja i czego moze sobie zazyczyc kazdy John Brown zanim poczuje objecia konopnego sznura.....

    Moze by tak Pani - zanim sie dokona tego ostecznego wyboru , stanie przed ostatnia alternatywa - przeslala swoja fotke ? Morituri sie przeciez nie odmawia ?.

    Zeby wiedzec miedzy czym sie wlasciwie wybiera. Bo, wie Pani, niejeden pozornie lepszy wybor okazuje sie czesto gorszym. Wiec gdyby Pani mogla......moze byc razem z wnuczkami....

    OdpowiedzUsuń
  10. Panie Daka, co Pan tak dał nogę? :) Nigdzie Cię nie ma a chciałam coś do Ciebie napisac o spotkaniu.

    OdpowiedzUsuń
  11. Przepraszam, na tym ciemnym tle nie rozrozniam - ? .....Pani Agata L. ? Pani Basia ?, Pani Jola ?, Pani Monika ?,Pani Sylwia ?, Pani Agata N., Pani Dminika, Pani Helena ?, Pani Kasia ?, Pani Ania ?, Pani Jadwiga ?, Pani Sabina ?, Pani Dorota I ?, Pani Dorota II ?, Pani Dorota III ? Pani Helena ?, Pani Ewa ?. Pani Grazyna ? Pani Marta ?, Sloneczko ?, .....................z nikim wiecej sie na spotkanie ostatnio raczej nie umawialem - o ile sobie dobrze przypominam - ale na tym tle to jakos trudno mi Ciebie skojarzyc .......Mozemy tutaj porozmawiac o tym spotkaniu. Jest przeciez przytulnie i nawet - powiedzialbym - intymnie.
    Serdecznie pozdrawiajac
    daka

    OdpowiedzUsuń
  12. Ja ożeniłabym się z Bebekową, niestety te bigoty zakazują bigami biseksualnej... A taka temperamentna kobieta się tu przeterminuje... no i co tu począć?

    pozdrawiam z nieustającym DB,
    mnjn

    OdpowiedzUsuń
  13. Na kocia lape.....?. Ja wam blogoslawienstwa, chetnie, w czynie spolecznym i w kazdej chwil gotow jestem udzielic.......gromnice w rece dziewczyny, kleknac, dwa razy TAK, buzi i sprawa zalatwiona....

    https://www.youtube.com/watch?v=8OZLoyY8PiQ

    Kochajciem sie wienc.....

    Wasz zawsze do samego konca daka.
    Shalom alechem !!!!

    OdpowiedzUsuń
  14. Tutaj wchodziłby w grę jedynie związek platoniczny, bo (nie wiem jak Bebekowa), ale ja jestem niestety przygnębiająco heteroseksualna... Wiem, że to bardzo niepostępowe więc pewnie i Bebekowa nawet nie spojrzałaby na mnie...

    DB,
    mnjn

    OdpowiedzUsuń
  15. Nie szkodzi. Grunt zeby siem wesele udalo...Zalozysz jakis welon barchanowy i bedzie mogla spogladac. Niektore narzeczone to w takmi welonie nawet lepiej wygladaja niz bez.

    מזל טוב

    Mazel tov !!!!

    OdpowiedzUsuń