poniedziałek, 3 listopada 2014

Myśliwskie porno, czyli Florek mówi jak jest...?


Czytelnikom i czytelniczkom naszego bloga Floriana Asche oczywiście przedstawiać nie trzeba. Zatem… przypomnijmy: KLIK

Zapraszamy na drugie śniadanie z miszczem. Tym razem Florek sparował w Szwajcarii.

Florku, w swojej książce piszesz Pan, że myśliwi z niemyśliwymi nigdy się nie zrozumieją. Dlaczego?

FA: ponieważ żyjemy w niebywale cywilizowanych czasach, w których ludzie w pierwszej kolejności polują w supermarketach i już prawie wcale nie spożywają zwierząt jeszcze przypominających wyglądem zwierzęta. Niedawno w restauracji pogratulowałem pewnej damie pierwszorzędnego filetu wołowego: z pewnością musiał to być niesamowicie szczęśliwy, wypasiony na soczystej łące wół. Była wściekła i oburzona, całkowicie zepsułem jej apetyt. Jak więc wytłumaczyć komuś, że wstaje wczesnym świtem, ubieram wytłuszczone klamoty i idę w las, gdzie zabijam zwierzę, aby zaciągnąć je do domu, sprawić i zjeść?

Proszę spróbować.

Będąc w łowisku doznaje nieograniczonej radości – to wsłuchiwanie się w naturę, czajenie się, podchodzenie, siedzenie i, jeśli wszystko dobrze pójdzie, upolowanie zwierzyny, by potem z przyjaciółmi przygotować cudowne jedzenie – jest dla mnie stylem życia.

A co z zabijaniem?

Wielu uważa, że śmiertelny strzał jest szalenie interesujący. Ale ostatecznie zabijanie jest jak mrugnięcie okiem – niebywale krótkie i stosunkowo banalne. Trzeba się skoncentrować, aby oddać czysty strzał i zabić zwierzę oszczędzając mu męki. Jednakże w tym momencie brakuje ogółu wrażeń zmysłowych, świadomego postrzegania . Sytuacja jest prawdziwie intensywna tylko przed lub po. Zresztą w erotyce jest bardzo podobnie. Jak Pan sądzi, jak wygląda ów ogół, kiedy chcemy z kimś pójść do łóżka? Na jakie najmniejsze szczegóły zwracamy uwagę?

Zazwyczaj brzmi to inaczej, kiedy myśliwi tłumaczą dlaczego polują. Mówią o ekologii, zapobieganiu szkodom i epidemiom, działaniach na rzecz bioróżnorodności. O pasji nie ma mowy. Dlaczego?

Bo mają pietra przed karzącą ręką cywilizacyjnie zdominowanego społeczeństwa, która może ich dopaść tylko dlatego, że chcą wziąć coś dla siebie od Mamusi Natury – prawie jak jakiś drapieżnik. Dlatego odwołują się do wyjaśnień, które zostaną lepiej zrozumiane. Ale ja tego nie akceptuje.

Dlaczego?

To po prostu nie pasuje do sposobu w jaki myśliwi zachowują się między sobą. Ta niebywała radość, to „Darz Bór!”, ta wrzawa myśliwskich rogów, ta duma z trofeum – jeśli mając to wszystko na uwadze, potrząsa Pan głową i utrzymuje, że poluje wyłącznie z pobudek ekologicznych, to jest to nonsens, który każdy przejrzy. W końcu nikt nie twierdzi, że uprawia seks w celu zapewnienia istnienia ludzkości.

Być może myśliwi i niemyśliwi nie rozumieją się też dlatego, że ci drudzy czują, iż robi się z nich głupców.  

Tak, myśliwi mają skłonność do zaprzeczania. Co jest również widoczne w całej masie książek przyrodniczych dla dzieci z historiami w rodzaju „moje najpiękniejsze leśne przeżycie”, w których do pokolorowania są wiewiórki a pełen tajemnic las cały szeleści. Wszystko to bardzo wzruszające, ale temat zabijania się nie pojawia, nie jest objaśniony. Uważam za absolutnie konieczne, aby przeciwdziałać owej bambizacji i dzieciom oraz młodzieży wyraźnie tłumaczyć, że nie istnieje takie coś jak przyroda bez śmierci. Można wieść życie wyłącznie kosztem innego życia. Nawet jeśliby żywić się samym chlebem. Co stwierdził już 600 lat p.n.e. grecki filozof Anaksymander. Wszak w trakcie żniw również giną zwierzęta.

Bambizację widać także w sferze seksualności. Seks jest objaśniany przy pomocy pszczółek i kwiatuszków.

Tak, z tym jest bardzo podobnie.

Piszesz Florku, że w trakcie polowania tak w barze jak i na ambonie zachodzą w mózgu zaskakująco podobne procesy a pozyskanie zdobyczy jest niczym orgazm. Jak wpadłeś na to, by porównać łowy z seksem?

Zastanowiłem się nad tym co myśliwych faktycznie pociąga. Stwierdziłem, że ich pasja jest bardzo podobna do doznań pary kochanków. Tam jest właśnie to poszukiwanie sukcesu, ostatecznego stanu zadowolenia i zaspokojenia. W polowaniu jest nim zdobycz, w miłości orgazm. Jednocześnie chodzi o poszukiwanie nieskończenie radosnych przeżyć na drodze ku tym celom. Czajenie się, obserwacja, nasłuchiwanie. Pierwsze rendez-vous, przed którym można sobie wyobrazić jak ta osoba pachnie, śmieje się, jaka jest w dotyku. Wszystko bardzo świadomie odczuwane – to również wspólna cecha myśliwych i kochanków. Poza tym łowiecka literatura, muzyka, malarstwo aż ociekają namiętnością.

Czy musiałeś długo wyszukiwać przykładów, aby podeprzeć swoją teorię?

Przeciwnie. Same wpadały po drodze. W szczególności w literaturze jest wiele bajecznych publikacji: np. Ernest Hemingway albo Karen Blixen, w mitologii greckiej ciągle przewijają się obrazy miłości bez stosunku lub polowania bez ofiary. Artemida, dziewicza bogini łowów, stale śledzona przez adoratorów. W myśliwskiej sztuce często połączenie łowów, seksu i śmierci stanowi jeden temat. Można też przyjąć, że miłość jest czymś wyzwalającym od śmierci.

Jaśniej Florku, jaśniej.

Poszukiwanie doskonałości, którą odczuwamy w miłości, wyraża podobne pragnienie, które odczuwamy na finiszu naszego życia. Najchętniej rozpłynęlibyśmy się i znaleźli w perfekcyjnym stanie ostatecznym, czyli tam, skąd pochodzimy, tam, gdzie nie ma życia.

Tak jak w języku francuskim, w którym orgazm nazywany jest „małą śmiercią”.

Dokładnie. Francuski język ludowy jasno wyraża o co chodzi. Właściwie nie mogłoby być to lepiej ujęte. Leżysz w pościeli, głaszczesz swoją kochankę i myślisz: „jest perfekcyjnie” – właśnie został osiągnięty błogostan. Życzenie, aby to przeżyć i gotowość, aby dojść do tego przeżycia stanowią jedno z wielu podobieństw między polowaniem a miłością.

W swojej książce porównujesz Florku sztuczne penisy z noktowizorami a filmy pornograficzne z myśliwskimi.

Tak, i to z dużym powodzeniem. Filmy myśliwskie mają tę samą słabość co pornosy. Nie przedstawiają tego co jest naprawdę wzruszające i zachwycające, nie ma flirtu, nie można dowiedzieć się niczego o aktorach. W myśliwskim porno stoi sobie strzelec w zielonym kapelusiku, następnie pędzi obok niego dzik, pada strzał i pada zwierzę. Całość powtarza się kilkakrotnie. Tyle, że z innymi myśliwymi w innych lasach. W takich filmach nie dowiemy się niczego ani o samych łowcach, ani o rewirze, ani o zwierzynie, ani o wszystkim co stanowi polowanie. Są ich setki, tysiące, mają różne tytuły, ale wszystkie wyglądają tak samo. Możesz sobie je pooglądać i się pośmiać.

Piszesz Florku, że seks bez orgazmu to jak łowy bez zdobyczy. Czy Twoja książka jest zaadresowana dla mężczyzn?

Nie, tyle tylko, że napisana jest z męskiego punktu widzenia. Ale najpierw wypada przytoczoną wypowiedź nieco zrelatywizować. Nie muszę koniecznie i zawsze przywozić z lasu zwierzynę. Tak jak nie zawsze muszę szczytować podczas seksu. Ale przynajmniej musi istnieć taka możliwość. Bez niej, gdy np. puszczę się w łowisko z aparatem fotograficznym zamiast broni, polowanie zostaje wykastrowane do jakiejś impotentnej gry. Podobnie jest w erotyce. Pragniemy przynajmniej mieć możliwość doznania orgazmu. Niestety zapomniałem w tym kontekście dokonać w książce porównania płci. Szkoda, bo w przypadku kobiet teoria sprawdza się 1 do 1.

Czyżbyś chciał powiedzieć, że kobiety polują inaczej niż mężczyźni?

Tak. Polują bardziej holistycznie – tak jak bardziej holistycznie uprawiają seks. Kiedy kobieta opowiada o polowaniu, może nawijać godzinami: co ze sobą wzięła, jaką ptaszynkę widziała na ambonie, o czym gadała z koleżanką. Istnieje ogromna gama różnych bodźców, które można przyswoić i przetworzyć. Mężczyźnie mówią zazwyczaj: „…i wtedy pojawił się jeleń, i wtedy pociągnąłem za spust…” Mają fiksa na punkcie zdobyczy, tak jak i w łóżku na punkcie orgazmu. Kobiety również chcą coś upolować, mają też ochotę na orgazm, ale dla nich erotyka jest doznaniem znacznie wykraczającym poza narządy płciowe. Seks bez szczytowania również może być zadowalającym, spełnionym, erotycznym doświadczeniem. Jednak wspomniana możliwość przeżycia orgazmu musi być zachowana. Pod tym względem kobiety nie różnią się od mężczyzn.

Czy myśliwi są namiętnymi kochankami, czy też polowanie stanowi dla nich erzac seksu?

Myśliwi z całą pewnością nie są namiętnymi kochankami per se. Ktoś, kto trzy razy w roku wybiera się na tę samą ambonę i uparcie czeka aż się coś wydarzy, jako człowiek nie jest szalenie ekscytujący. Kto natomiast z pasją kreuje swój rewir i potrafi zachwycać się różnymi myśliwskimi sytuacjami, jest tak otwarty jak osoba, która czerpie radość z rozmaitych aspektów miłości i namiętności.

Jak myśliwi zareagowali na Twoją książkę?

Niektórzy byli wstrząśnięci. Szczególnie starsi wiekiem myśliwi chcieli mi wmówić, że polują wyłącznie z altruistycznych pobudek. Jednak absolutna większość czytelników ucieszyła się na tę książkę. Wyraża ona wiele z tego, co myśliwi z chęcią skłonni są przyznać. Trafiła w gusta tych, którzy byli niezadowoleni z kulawej promocji łowiectwa przez związki i organizacje myśliwskie.

A niemyśliwi?

Do tej pory wszyscy, którym w ten sposób perswadowałem pojęli dlaczego poluje. Oczywiście książka ta stanowi również pożywkę dla ohrońców pszyrody, których przedstawiciele mogą teraz głosić, że w końcu ktoś przyznał, iż myśliwi zabijają dla przyjemności. Jednak nie obchodzi mnie, co tego typu organizacje sądzą o mojej publikacji. Obchodzi mnie za to zdanie normalnych czytelników.

Mimo wszystko wydaje się ważne, by zaakcentować i pokazać im, że polowanie jest tak samo etycznie dopuszczalne jak kupowanie w supermarkecie kurczaka czy innego świńskiego sznycla.

Tak, z dwóch powodów: zwierzę nie planuje swojego życia, nie ma wyobrażenia na temat jego długości i końca. W tym sensie niczego mu nie odbieram. Zanim zostanie zastrzelone, żyje sobie mniej lub więcej według uznania Matki Natury. Jednak nie mogę sobie zwizualizować, aby jakaś kura pędziła gładkie jak powierzchnia kartki A4, bezstresowe życie. To oznacza, że polowanie jest humanitarne z punktu widzenia zwierzyny. Z drugiej strony ona sama broni się przed bezrefleksyjną konsumpcją. Potrzeba bowiem wiele czasu i pracy, aby zabić i sprawić jedno dzikie bydlątko. A więc automatycznie mamy do czynienia z mniejszą liczbą zwierząt, które da się zaciukać, podczas gdy w supermarkecie możemy zaopatrzyć się, tak naprawdę bez możliwości wyboru, w ich liczne części.

Czy zwierzyna w trakcie łowieckiego sezonu uświadamia sobie, że to ona jest celem polowań?

Z całą pewnością odczuwa myśliwską presję. Co mocno zależy od tego jak się poluje. Mam bardzo dobrego przyjaciela, który swój rewir opolowuje tylko raz w roku – wspólnie z wieloma znajomymi. W trakcie takich łowów pada zwykle ponad 100 sztuk zwierzyny, która w tych warunkach właściwie nie reaguje na myśliwską presję.

Jak wygląda Twoja filozofia konsumpcji mięsa?

Albo jem dziczyznę, albo mięso pochodzące z ekologicznej hodowli. Ale cenię sobie również kuchnię wegetariańską.

Czy szwajcarscy buce w zielonych kapelusikach z piórkami polują inaczej niż ich niemieccy koledzy?

Niestety niewiele na ten temat mogę powiedzieć. Na pewno istnieją różnice kulturalne. Myśliwi z Niemiec i Austrii są zorientowani bardzo romantyczno-folklorystycznie. To pokazuje wielorakość zwyczajów i prastarych łowieckich gwar. W USA polowanie traktowane jest jako obywatelskie prawo. W Wielkiej Brytanii jest klasycznym sportem. We Francji stawia się na przyjemność – łowy stanowią zbiorowe przeżycie okraszone cudownymi daniami z dziczyzny i winem.

Czym właściwie jest instynkt łowiecki?

Szczególnym wyrazem instynktu pokarmowego, który się usamodzielnił. Nie działa już wg prostej zasady: „jestem głodny, idę polować”. Przez setki lat przyczyniał się do powstawania rozmaitych kultur: łowieckiej, literackiej, sztuki, konsumpcyjnej - jednak cały czas w nawiązaniu do życia z naturą. Współczesne myślistwo musi uważać, aby nie zatracić kontaktu z przyrodą. Stosowanie tych wszystkich urządzeń, w które wyposażeni są myśliwi, może pewnego dnia się zemścić. Coraz lepsze lunety celownicze, laserowe dalmierze, zegary na nęcisko stanowią prostą drogę do oddalenia się od Matki Natury. Z seksualnością jest podobnie.

Czyżbyś odradzał  igraszki z wykorzystaniem seks-zabawek?

Tak. W dzisiejszych czasach jest raczej mniej prawdziwej erotyki, ludzie mają mniej seksu.

Czy to źle?

Według mnie to jest przykre. Prowadzi do zatracenia tego, co niesamowicie wzbogacało naszą cywilizację. Proszę sobie wyobrazić literaturę albo malarstwo bez erotyki. To byłoby żałosne. Cała twórczość literacka traktuje wyłącznie o seksualności, erotyce, żądzy, instynktach, życiu i śmierci. W momencie, w którym zaczynamy to burzyć i organizować zgodnie z cywilizacyjną poprawnością, okradamy samych siebie.

Jednak każdy medal ma dwie strony. Podczas polowania na 325 jelenia nie jest już tak ciekawie jak za pierwszym razem.

Ale, jak już powiedziałem, w łowach niekoniecznie idzie o to, by coś zabić. Nie za każdym razem. Tak jak nie każdy flirt z osobą, którą poznałeś, kończy się w łóżku. Jeśli zatracimy to napięcie, nasze życie będzie nudne jak flaki z olejem.

Czy polowanie jest być może interesujące także dlatego, że zabijanie, które jest celem tegoż, 
stanowi tabu?

Absolutnie. To wrzucenie seksualności i zabijania to jednego gara wspaniale niektórych przestraszyło. Seks jest tematem numer jeden – wszyscy chcą o nim gadać. Ale o łowach? Zabijaniu? A fuj!!!